niedziela, 23 grudnia 2012

Louis



- Aaaaa psik! – aż podskoczyłam na łóżku. Jak ja nienawidzę być przeziębiona.
- Kochanie, może chcesz jednak tego rosołku? – zawołała z dołu moja mama.
- Nie, dzięki. Nie mam apetytu – odpowiedziałam tym specyficznym, wymęczonym chorobą głosem.
Leżałam tak na łóżku co chwilę odrywając się, to znów przykrywając- zmienna jak baba w ciąży, ale co poradzić? Gorączka, z tym nie wygrasz, trzeba wyleżeć, jak to ma w zwyczaju mawiać moja rodzicielka. Miałam spotkać się dziś z Louisem, bo dziś wypada pierwsza rocznica Naszego związku, ale nie.. Zamiast spędzić ten wyjątkowy dzień w aurze czułości i romantyzmu, ja leżę na łóżku i czuję się jakby ktoś wypompował ze mnie chęci do jakiegokolwiek ruchu, czy czynu. Ciekawe co robią teraz chłopcy? Jak ja ich dawno nie widziałam! Tęsknię. W tej chwili mój stan mogę opisać w trzech słowach: zmęczona, zawiedziona, stęskniona. Nie widziałam zwariowanej piątki od miesiąca…
- [T.I.] masz gościa!- zawołała moja mama.
- Niech się ten ktoś łaskawie pofatyguje!- wrzasnęłam nakrywając twarz kołdrom, a po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi.
- Cześć Kochanie- szepnął Lou- Jak się czuje mój Aniołeczek?
- Jak przeżuta przez Nialla i wypluta.
- Oj, nie może być tak źle..- zapewniał mój ukochany.- Jesteś słodka, Niall na pewno by Cię nie wypluł. A teraz wyłaź spod pierzyny, bo przyniosłem rosołek- coś stuknęło o szafkę, pewnie miska z ciepłą cieczą, a ja poczułam, że Pasiasty zaczyna ciągnąć moją osłonę.
- Lou, zostaw..
- No dalej, dalej- wyłaź, albo spotka Cię kara!
- Louis, wyglądam okropnie.
- A ja wciąż Cię kocham. No, szybko, bo wystygnie, musisz jeść, żeby mieć siły. Chyba nie chcesz spędzić całych świąt chora w łóżku? Jak się zaczniesz starać, to podkurujemy Cię do jednych, z najważniejszych dni w roku. - nie uzyskał odpowiedzi więc nadal ciągnął cieplutką pierzynkę- Jesz czy mam wprowadzić plan B?- znów głucha cisza z mojej strony, ale tym razem On również zamilkł.
- Halo? Louis, jesteś tam?
- ...
- Lou, żyjesz?- wtedy poczułam Jego usta na moim brzuchu. Więc tak chce mnie przekonać do zjedzenia zupy? Mam na brzuchu łaskotki, a On to bez skrupułów wykorzystuje! No co za beszczel!!! Zaczęłam się śmiać i wić jak węgorz, ale oczywiście Marchewkowy nic sobie z tego nie robił, nadal tkwiliśmy pod kołdrom- ja cała, Lou do pasa.- Przestań, no przestań mówię!- darłam się krztusząc.
- Dzieci, ja wychodzę, będę za jakieś trzy godziny bo...- w drzwiach stanęła moja mama, a ja natychmiast odkryłam głowę. Pójdę o zakład, że moje policzki były czerwone, nie tylko z powodu głupawki. Spaliłam buraka...
- Tomlinson, przestań mnie gilgotać, zjem, ale przestań- pomimo tego, że mama patrzyła na Nas jak na wariatów ja nadal nie wyrabiałam. Po co ktoś wymyślił gilgotki, to tak samo irytujące, jak ortografia- po co nam dwa u, dwa h, dwa ż? Idiotyzm. Mój chłopak wreszcie się pofatygował i wylazł na światło dzienne, nie uszło Jego uwadze, że moja mama widziała, przynajmniej część zajścia.
- To siadaj grzecznie i wcinaj- widząc grymas na mojej twarzy wymyślił kolejny "genialny plan"- Nie zostawiłaś mi innego wyjścia- wziął z mebla miskę, nabrał rosołu i przybliżył powód histerii Liama do moich ust- Otwieraj, am am leci!- posłusznie wykonałam rozkaz i... i muszę przyznać, że nie wiem po co się przed tym broniłam. Pycha! Ale, że jestem uparta nadal udawałam oburzenie Jego zachowaniem i to na oczach mojej rodzicielki.  Wciskał mi, niemal siłą srebrny przedmiot do buzi i uśmiechał się zwycięsko nie szczędząc sobie dziecinnych zwrotów wypowiadanych w moim kierunku, takich jak na przykład: "Atomówka leci", "Otwórz buziunię, bo samolocik ląduje" czy też "Za mamusię, za tatusia, za Louisia, za Liasia, za Hazzusia, za Zaynisia, za Niallusia".
- Ma mi zniknąć całe- uśmiechnęła się mama- Jak ja się cieszę, że ona Cię ma, Louis. Zagłodził by się uparciuch!- roześmiana wyszła, nie zapominając dodać, że wróci za kilka godzin i, że mamy nie rozwalić domu.
- I nie można było tak od razu? Ale Ty masz charakterek, ciekawe, jakie teraz będzie miała o mnie zdanie Twoja mama- zapytał przejęty, na co ja się tylko zaśmiałam- I co się cieszysz?
- Sam słyszałeś. Jak ja Cię kocham, Tomlinson...
- W takim razie zrób coś dla mnie- popatrzyłam na Niego pytająco- Daj buziaka,Misiek!
- Louis, przecież zarazi...- czemu On mi musi zawsze przerywać? Czerpie z tego jakąś przyjemność, czy co?-,- No dobra.. To jest słodkie, to jak zatapiamy się w delikatnym pocałunku, to jak muska swoimi wargami moje, to jak rozwala mi dłońmi fryzurę, zresztą- nie oszukujmy się, ja też mu czochram idealnie nieidealną grzywkę.
- Najwyżej poleżymy razem- uśmiechnął się i wgramolił po kołderkę. Resztę dnia spędziliśmy na graniu w jakieś durne planszówki, no i oczywiście mój ukochany wcisnął we mnie jeszcze jedną miskę rosołu...
Nie dość, że krótki, to jeszcze tandetny... Starałam się coś napisać, bo obiecałam Louisa, ale zapalenie zatok, któremu towarzyszy nieustanny ból głowy, jakoś nie specjalnie w tym pomaga, a jeszcze dodać naukę, to już kompletna załamka. Nie ma to jak chorować na święta -,-
Choć ten mi się kompletnie nie udał, wynagrodzę to jutrzejszym Zaynem. Pojawi się przed południem ;D
                                     Lena:D

1 komentarz:

  1. Nie masz racji kobieto...
    udał ci się. Po psostu jest słodki *____*
    nie ma jakiś tragicznych scen no ale kto powiedział że takie muszą znajdować się w imaginach?!?
    mi się podoba i czekam na Zayna!

    Pozdrawiam Olcirek;*


    P.S nie wiem czy chcesz wiedziec ale u mnie na blogu pojawił się 1 rozdział. Także ten... Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń