niedziela, 31 marca 2013

Zayn

Imagin dedykuję Olcirkowi, mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań fanki dramatów ;) ♥
______________________________________________________________

*Dryń, dryń* - rozniósł się po domu sygnał telefonu.
- Który to?- zapytał Louis przygotowując się do biegu.
- Chyba mój- spojrzałem na niego podejrzliwie i w jednej chwili ruszyliśmy na piętro. Wpadłem do pokoju, mijając się na zmianę z Tommem i dopadłem dzwoniące urządzenie nim zrobił to Pasiasty. 
- Hej.
- [T.I.]! Co tam u Ciebie, Marcheweczko? -darł się mój przyjaciel próbując wyrwać mi telefon.
- Hahahaha, całkiem nieźle, Lou- usłyszałem jej dźwięczny głos w słuchawce.
- Co tam porabiasz?
- Pomyślałam, że mógłbyś do mnie wpaść i mi pomóc w sprzątaniu strychu, Zayn- wiedziałem, po prostu wiedziałem, że właśnie przygryza wargę.
- Jasne, o której mam być? Lou, uspokój się!
- O której Ci pasuje?- zabrzmiało pytanie w raz z dźwięcznym śmiechem.
- Mogę być choćby zaraz- powiedziałem radośnie ciesząc się, że znów będę miał okazję bezkarnie przyglądać się temu elfowi.
- To widzimy się niedługo, pozdrów całą ekipę.
- Dobrze, pa pa.
-Nie dałeś mi porozmawiać, chyba się obrazimy...
- Jak wrócę -dałem mu stójkę w bok i ruszyłem w kierunku schodów. Zbiegłem po nich z prędkością światła i rzuciłem się w stronę drzwi wejściowych.
-Co ta miłość robi z człowiekiem- Lou pokręcił głową siadając na kanapie.
- Zakochał się chłopak, co tu się dziwić? - usłyszałem głos Liama, gdy już zamykałem drzwi.
Nie zadawałem sobie nawet trudu, żeby je zamknąć na klucz. Zbiegłem po kilku schodkach opuszczając werandę i udałem się w stronę ulicy. Pędziłem chodnikami raz po raz przechodząc przez pasy. Gdy wpadłem przypadkowo na jakiegoś chłopaka do głowy wpadła mi jakże pokrzepiająca myśl "Już wariujesz, stary...". Zaraz po tej pojawiła się następna "Co jest powodem tej wariacji?". Podałem rękę chłopakowi, które przeze mnie zaliczył nie miłe spotkanie z betonowym chodnikiem i wypowiedziałem grzecznościowe "Przepraszam". Odpowiedź dla moich myśli nasuwała się sama "Ona". Pogrążony w euforii miłości z każdym krokiem zbliżałem się do celu. Biały domek, w którym czekała na mnie ta urocza istotka powinien znaleźć się w zasięgu mojego wzroku już w ciągu paru minut. Nie mogłem się doczekać, dotyku jej ciepłego ciała, gdy będzie mnie przytulała na powitanie, jak to miała w zwyczaju. Nacisnąłem przycisk sygnalizacji i rozejrzałem się w obie strony. Zero samochodów. Ledwie sygnalizacja zaczęło wydawać dźwięki, pozwalające na przejście przez jezdnię już kroczyłem po biało - czarnych pasach. Usłyszałem pisk opon i coś uderzyło o mój prawy bok. Jak zza mgły widziałem otwierające się drzwi granatowego samochodu i coraz większą grupkę ludzi, która zbierała się wokół mnie. Ktoś krzyczał, nawet nie pamiętam co. Kręcenie w głowie nasiliło się, a ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Chciałem utrzymać powieki otwarte, nie udało się...

***
- Niall, telefon Ci dzwoni!- zawołał Liam.
- Już, już- mruknąłem pod nosem kontynuując przeszukiwanie kieszeni. Gdy w końcu znalazłem upragnioną rzecz nacisnąłem zieloną słuchawkę- Halo?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Niallem Horanem?- usłyszałem kobiecy głos po drugiej stronie aparatu.
- Tak, słucham.
- Dzwonię ze szpitala, pana przyjaciel miał wypadek- zastygłem w bezruchu nie zdolny się poruszyć.
- Czy.. czy... Co z nim?- jedyne, co udało mi się wydukać.
- Proszę przyjechać do szpitala, nie jestem uprawniona do podawania takich informacji.
- Dobrze, zaraz będę- rzuciłem rozłączając się i wybiegłem z pokoju. Po moim policzku spłynęła ciepła strużka...
- Niall, co jest?- Harry przytulił mnie silnymi ramionami do własnej piersi w opiekuńczym geście.
- Zayn.. Zayn- z trudem łapałem powietrze.
- Coś się z nim stało?- zamarli, gdy Liam wypowiedział to pytanie. Lekko pokiwałem głową, niezdolny do innej odpowiedzi.
- Gdzie on jest?- drążył. Podałem adres szpitala jąkając się. Harry wyprowadził mnie z domu i pomógł wsiąść do auta. Gdybym miał iść sam już dawno ugięłyby się pode mną kolana. Liam zasiadł za kierownicą, a chłopaki po obu moich stronach na tylnych siedzeniach.
- Lii.. [T.I]- wydukałem, a spojrzenia przyjaciół spoczęły na mnie, nawet Payne przyglądał mi się w lusterku- Pewnie martwi się... I w telewizji już pewnie... to mówili. Jedźmy po nią...- dusiłem się łzami. Chłopaki pokiwali tylko głowami i ruszyliśmy w stronę domu dziewczyny. Samochód się zatrzymał, a z niego wyskoczył Lou, które pędem dotrzeć do drzwi białego budynku. Po chwili wychodził z trzęsącą się brunetką.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- zapytała recepcjonistka, gdy już wszyscy znaleźliśmy się w środku budynku.
- Szukamy przyjaciela. Gdzie leży Zayn Malik?- zapytał Liam.
- Korytarzem prosto, potem w lewo i drzwi numer 210.

***

Czekałam pod salą na jakiekolwiek wieści. Liam szukał lekarza, a reszta chłopaków próbowała podtrzymać mnie na duchu, choć sami ledwo się trzymali.
- Nigdzie go nie ma- odezwał się Li siadając obok. Wściekłam się, że nikt nie chce nam nic powiedzieć ale nawet nie miałam sił zareagować. Szlochałam cicho w koszulkę Louisa. Czarne myśli nasuwały się nie pozwalając racjonalnie myśleć. "Co, jak go stracę?", "Przecież ja go kocham", "Odejdzie nie wiedząc o tym", "Już nigdy mnie nie przytuli".
- [T.I.] wszystko się ułoży, zaraz znajdzie się jakiś lekarz, zobaczysz, będzie dobrze- Harry mówił jak nakręcony głaszcząc jednocześnie Niall, który siedział w kącie pod ścianą i cicho łkał. 
- Dzień dobry, państwo są przyjaciółmi Zayna Malika?- zapytał lekarz w okularach.
- Tak, co z nim?
- Nie odniósł jakichś poważnych obrażeń. Stłuczone żebra, kilka siniaków...- wyliczał.
- To dlaczego jest nieprzytomny?- zapytał Niall.
- Uderzył głową o ziemię, musiał dostać dużą dawkę leków przeciwbólowych, to dlatego- wytłumaczył.
- Czyli wszystko będzie w porządku?- drążył Harry.
- Jak najbardziej- uśmiechnął się ciepło lekarz.
- Kiedy się wybudzi? 
- Dokładnie nie wiadomo ale myślę, że w przeciągu trzech godzin- powiedział po czym poklepał Liama po ramieniu i ruszył w stronę swojego gabinetu, jak się domyśliłam.
- Możemy do niego wejść?- zawołałam za nim.
- Ale tylko na chwilkę i pojedynczo- spojrzałam na chłopaków, którzy tylko kiwnęli w stronę sali, w której leżał Zayn, dając mi znać, że mam wchodzić pierwsza. Na trzęsących się nogach ruszyłam we wskazane miejsce i upadłabym, gdyby Lou mnie nie przytrzymał. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i pociągnęłam za klamkę. Moim oczom ukazał się wymęczony Mulat. Podeszłam do łóżka, na którym leżał i nagle zaczęło się dziać coś, czego absolutnie się nie spodziewałam. Wszystko wokół zaczęło piszczeć, a pielęgniarki wraz z lekarzami wpadli do sali. Wierzgałam nogami, gdy chcieli mnie z tamtąd wyprowadzić. Chwilę potem chłopcy trzymali mnie w ramionach próbując uspokoić. Wszystko działo się tak szybko jednocześnie ciągnąc w nieskończoność. Z pomieszczenia wyszedł lekarz, wszystko ucichło. Popatrzyłam w jego stronę, a on jedynie pokiwał przecząco głową i zaczął coś tłumaczyć Liamowi. "Jego serce nie bije..." odbijało się w mojej głowie sprawiając, że traciłam oddech. Wszystko zaczęło wirować, gdy z mojego gardła dobiegł ogłuszający krzyk..

- [T.I], obudź się, to tylko sen- Louis przytulił mnie gładząc moje włosy.
- Chce ktoś kawy?- usłyszałam głos Liama, na co skinęłam głową. Moje położenie się zmieniło, nadal siedziałam na kolanach Lou ale nie w poczekali, jak to wcześniej miało miejsce. Rozejrzałam się po pomieszczeni. Ewidentnie była to sala szpitalna. Powoli zaczęłam się uspokajać, gdy mój wzrok napotkał łóżko. Puste łóżko. Od razu uniosłam twarz w kierunku chłopaków.
- Spokojnie [T.I], Zayn jest na badaniach. Zemdlał z bólu, bo potrącił go samochód i go tu przewieźli, miał rezonans i wszystko w porządku, nawet sprzeczał się już z nami, że da radę iść samodzielnie- zaśmiał się Niall.
- Ale nas jest czwórka, nie miał szans- Harry wypiął dumnie pierś. W tym samym momencie drzwi delikatnie się uchyliły, a do sali wszedł Malik.
- Przyszedłeś na nogach?! Ja Cię kiedyś uduszę!- darł się Niall.
- Spokojnie, dotarłem, nic się nie stało- zapewnił wpatrując się we mnie tymi brązowymi oczami.
- Tak się bałam- wyszeptałam powstrzymując łzy.
- Kochanie...- Zayn zbliżył się podnosząc mnie z kolan Louisa.
- Zi, nie możesz, to nie...
- Daję radę- uśmiechnął się ciepło. Wtuliłam się w jego ciało zaciągając zapachem. 
- Co powiedział lekarz?- zapytałam gdy siadał na łóżku wciąż nie wypuszczając mnie z objęć.
- Że wszystko jest w porządku i mam wracać do domu- zaśmiał się.
- Na pewno nie będziesz musiał zostać na obserwacji czy coś?- Lou chyba nie był pewny, że to bezpieczne.
- Już, sio, wracamy do domu!- zabrzmiał surowy głos pacjenta.

Co było dalej? Wróciliśmy do domu, a Zayn wkurzał się, że traktujemy go jak malutkie dziecko (Niewdzięczny chłopak). Tak, tak, dobrze myślicie - zostaliśmy parą. Jak nam się wiodło? Pozwólcie, że zacytuję słowa mojego chłopaka "Gdy zdałem sobie sprawę, że możliwe jest, że już nigdy Cię nie zobaczę, żałowałem.. Żałowałem, że nie powiedziałem Ci wcześniej, że Cię kocham. Od dziś będę żył chwilą nie tracąc żadnej sekundy". Dotrzymał słowa...
Nie mogę uwierzyć, że aż tak zepsułam końcówkę...
Jest jakaś szansa, że nie wyszedł okropnie?
Następny imagin będzie z Lou :)
Życzę wesołych Świąt Wielkiejnocy, smacznego jajka i mokrego dyngusa, moi kochani ♥
     To do następnego, Miśki ;*
                                                                                                Lena:D

wtorek, 12 marca 2013

Harry

 Co sprawia, że jego uśmiech jest dla mnie tak ważny?Że zatracam się w jego spojrzeniu?
Że wstrzymuję oddech, gdy znajduje się blisko mnie?
Że każdy dotyk pozostawia za sobą parzącą dróżkę?
Że tęsknię za nim, gdy nie ma go w pobliżu?
Że każdy komplement powoduje rumieńce?
Że każdy oddech odczuwalny na skórze powoduje dreszcze?
Że jego usta wręcz mnie wołają?
Że każde "kocham cię" rozgrzewa moje serce?
Że jego głos brzmi jak najpiękniejsza melodia? 
Że w jego silnych ramionach czuję się bezpieczna?
Że jego bliskość mnie uspokaja?
Wtuliłam się jeszcze mocniej w mięciutką poduszkę mając nadzieję, że uda mi się powrócić do przerwanego snu.
-Your hand fits in mine like it's made just for me But bear this in mind it was meant to be- usłyszałam tuż nad uchem i coś ponownie połaskotało mnie po szyi. Mruknęłam niezrozumiale i przewróciłam się na drugi bok naciągając wyżej kołdrę. Ciepły oddech owiał moja twarz wywołując mimowolny uśmiech. Wtuliłam się w tego wrednego człowieczka, który nie daje mi spać z nadzieją, że jednak dziś sobie odpuści - Wstawaj, kochanie.
- Jeszcze pięć minutek.
- Och, no wstawaj, śpioszku ty mój- pogłaskał mnie po włosach całując mnie w czółko.
- Jesteś niemożliwy- mamrotałam z twarzą przy jego torsie.
- I za to mnie kochasz- zaśmiał się cicho.
- Między innymi- przyznałam mu rację.
- Ciebie wyciągnąć z łóżka to jak Nialla odciągnąć od lodówki.
- I za to mnie kochasz- zaśmiałam się.
- Pokonałaś mnie moją własną bronią, koteczku.
- Uczę się od najlepszych.
- Czyli nic tu nie zdziałam- podsumował- Idę zrobić śniadanko, a Ty tu leż- cmoknął mnie w nosek i uciekł do kuchni zanim zdążyłam zaprotestować.
- Wariat- prychnęłam obracając się na plecy.
- Słyszałem!- dobiegł do moich uszu zachrypnięty głos.
- Też Cię kocham!- odkrzyknęłam rozglądając się po pokoju. Przez żaluzje wpadały do pokoju jasne promyki światła, które tańczyły ukazując drobne pyłki wirujące w powietrzu. Westchnęłam głośno wdychają zapach, który pozostawił po sobie w białej pościeli. I jak tu takiego nie kochać?
Wstałam z łóżka i radosna podbiegłam do okna. Rozchyliłam żaluzje dwoma palcami i wyjrzałam podwórze ozdobione czerwcową szatą. Zielone liście, jasne słoneczko i różnobarwne kwiaty aż zapraszały na spacer. Stanęłam przed lustrem rozczesując brązowe włosy, które w nieładzie sterczały na każdą stronę. Ubrana byłam w ulubioną koszulkę mojego chłopaka i krótkie spodenki, w których miałam zwyczaj sypiać, a od mojej osoby wręcz bił optymizm. Zapowiada się wspaniały dzień...
Zbiegłam po schodach omijając skrzypiące schodki i skierowałam kroki do kuchni. Po cichutku zakradłam się do bruneta, który stał obrócony do mnie tyłem i smażył omlety pogwizdując coś pod nosem. Objęłam go w pasie, a on nawet się nie wystraszył. Tak dobrze mnie znasz, kochanie...
- Mmm, ale pachnie...
- Nie zapominaj, że masz przed sobą mistrza patelni.
- Jakżebym śmiała- zachichotałam przejeżdżając mu noskiem po plecach.
- Nie rozpraszaj kucharza tylko zapraszam do stołu, zaraz będzie gotowe - obrócił się przodem do mnie i delikatnie wpił w moje malinowe usta.
- Tak jest, szefie- wyszeptałam odsuwając się od niego i usiadłam na krześle.
- Grzeczna dziewczynka- zaśmiał się wracając do poprzedniej czynności. Pokręciłam głową uśmiechając się pod nosem. Mówiłam, że wariat...
-Szef kuchni poleca danie dnia - na słodko omleta!- zawołam radośnie stawiając przede mną talerz z idealnie zarumienionym ciastem- Czego sobie panienka życzy? Maliny, truskawki, poziomki, jagody, bita śmietana?
- Zdam się na pana gust- uśmiechnęłam się szeroko widząc, że nakłada wszystkiego po trochu i dodatkowo wyciąga z szafki syrop czekoladowy, z którego powstały zgrabne serduszka.
- Smacznego, księżniczko- pocałował mnie w policzek i usiadł na przeciwko.
- Smacznego- zajadaliśmy w ciszy karmiąc się na wzajem i wymieniając pełnymi uczuć spojrzeniami- Co powiesz na spacer?- zapytałam, gdy wkładał brudne naczynia do zmywarki.
- Chętnie, to leć się ubierać, a ja tu dokończę sprzątać- poczochrał mi włosy na co wytknęłam język. Pobiegłam na górę niemalże potykając się o własne nogi i wybierając ciuchy z szafy wpadłam do łazienki. Zwykłe dżinsy, tunika i trampki zdecydowanie wystarczą. Gdy wychodziłam do pokoju Harry czekał już gotowy do wyjścia, więc złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi frontowych. Trzymając się za rękę maszerowaliśmy uliczkami miasta i podziwialiśmy ten urok, który roztaczał się wokół nas.
- Kocham czerwiec- powiedziałam rozmarzona przykucając i zrywając białą stokrotkę.
- Mam być zazdrosny?
- Może i czerwiec jest uroczy, ale Ty wygrasz z nim w przedbiegach- dałam mu stójkę w boki i wpięłam kwiatek we włosy.
- Wiem, wiem, jestem świetny.
- I skromny.
- Skromny przede wszystkim.
- Chodź- pociągnął mnie nagle za rękę i skierował nasze kroki w stronę parku.
- Gdzie Ty mnie ciągniesz?!- zawołałam rozbawiona jego przypływem energii.
- Nie marudź tylko chodź- doszliśmy do polanki pełnej fioletowych kwiatków. Opadliśmy na trawę, ja siedziałam po turecku i niemal natychmiast zabrałam się do plecenia wianuszka, za to chłopak ułożył się wygodnie na trawie kładąc ręce pod głowę i wlepiając we mnie te szmaragdowe spojrzenie. Mój kochany, kudłaty aniołek...
- Mógłbym tak spędzić całe życie- powiedział po chwili wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Też nie miałabym nic przeciwko spędzaniu całej wieczności na patrzeniu w Twoje zielone oczy i oddawaniu się temu uczuciu spełnienia, które rośnie w moim sercu, w końcu niczego innego mi nie potrzeba...- podniósł się na łokciach i wpił w moje usta obrazując całe swoje uczucia tym pięknym pocałunkiem.
I wtedy odpowiedź na wszystkie moje wcześniejsze pytania stała się oczywista-
Miłość...
Imagin jest późno ale zdążyłam przed północą, niczym Kopciuszek :)
Następny pojawi się niebawem i będzie prawdopodobnie o Zaynie, ale nie obiecuję, wszystko zależy od weny.
Mam nadzieję, że nie jest za słodki, pisałam go przy Little Things, myślę, że nadaje się również jako podkład do czytania. Liczę na komentarz ;)
To do następnego, Misiaki ♥
                                                                                                      Lena:D

poniedziałek, 11 marca 2013

.

Przepraszam, ale nie wyrobię się z imaginem na dziś. Pół dnia przespałam, nie zdążę po prostu. Pojawi się jutro, na pewno, bo już zaczynam pisać :) Tak jak obiecałam, będzie z Harrym.
To do jutra, życzę miłej nocy ♥
                                                                                    Lena:D

sobota, 9 marca 2013

Niall

Imagin dedykuję wspaniałej Natalii ( )♥ Mam nadzieję, że choć odrobinkę spodobają Ci się te moje bazgroły. Wiem, że długo go pisałam, ale w końcu coś się odblokowało i jest! :D
_________________________________________________

Obserwowałem ludzi gnanych przez czas w tym pełnym  życia mieście. Londyn zawsze kojarzył mi się z wiecznym pośpiechem. Sam nawet żyłem jego rytmem - wiecznie zabiegany z wieloma sprawami na głowie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie dostrzegam tego, co w życiu najcenniejsze. Czekałem na efekt końcowy moich działań, zamiast cieszyć się z postępów, nawet tych najmniejszych. Zagubiłem się w tym wyścigu, dopiero teraz zwolniłem i wziąłem oddech. Tylko trochę za późno... Spacerując tak dobrze znanymi mi ulicami zacząłem zauważać ich piękno. Tylko, że teraz nie potrafię się nim cieszyć...
- Dziękuję, mamusiu - usłyszałem z drugiej strony ulicy. Rozejrzałem się zaciekawiony,  a mój wzrok odnalazł małą dziewczynkę tulącą się do swojej mamy "To zadziwiające, że przyczyną tak wielkiej radości może być zwykły pluszowy miś" - pomyślałem zatrzymując wzrok na wypchanym pluszaku. Może ja też powinienem cieszyć się z takich drobnostek? Może byłoby mi łatwiej?
Rozejrzałem się ponownie, szukając wzrokiem czegoś, co chodź na chwilę odciągnęłoby moje myśli od raniącego mnie tematu. Wszędzie zakochane pary, szczęśliwi rodzice, staruszkowie... Niby wszyscy tacy sami, niczym się nie różniący, a jednak każdy z nich ma swoją historię. Niektórzy pewnie wiedli beztroskie życie, inni wypełnione po brzegi problemami. Ale są tu, chodzą po tej ziemi nic sobie nie robiąc z trudności na drodze zwanej życiem. Inni zaś cierpią w zaciszu własnego umysłu, nie wypuszczają na światło dzienne swoich zmartwień wierząc, że dadzą sobie radę sami. Niektórzy chcą cofnąć czas... Tak jak ja w tym momencie. Niestety dopóki nie wynajdą wehikułu czasu pozostaje mi cierpieć i użalać się nad sobą, lub wziąć się w garść i naprawić, to co tak doskonale zrujnowałem. Tak, to była zbrodnia doskonała. To było trzy tygodnie temu... "Powinieneś już zapomnieć" - powiecie, ale takich rzeczy się nie zapomina, takich rzeczy się nie wybacza. Nawet samemu sobie. Przede wszystkim samemu sobie... To niesprawiedliwe, że budujemy coś tak długo, a potem jednym ruchem niszczymy. Ja zniszczyłem wszystko...
"
-Niall, Ty mnie olewasz! Przychodzisz do domu, to tylko "daj mi jeść", "jestem zmęczony" albo "pogadamy jutro, idę spać"! Niszczysz to, co budowaliśmy przez ponad dwa lata! Mówiłeś, że jak się do Ciebie wprowadzę, to będziemy mieli dla siebie więcej czasu, a jest wręcz na odwrót! Może lepiej było, gdy mieszkaliśmy osobno, gdy tęskniłeś! Nie dostrzegasz tego, co w życiu ważne, dążysz do ogromów, zapominając o drobnostkach... - krzyczała i szeptała na zmianę, a po jej twarzy ciekły łzy.
- Przesadzasz! Mam pracę, musisz to zrozumieć!
- Też mam pracę, ale Cię nie zaniedbuję - zripostowała spokojnym głosem, a mnie ścisnęło serce. Czy naprawdę tak postępuję? Czy ranię ją? Czy ją zaniedbuję?
- [T.I.]...
- Słucham? Masz mi coś do powiedzenia czy już mogę iść pakować walizki? - spojrzałem na nią zszokowany, a moje oczy na pewno przypomniały dwa okrągłe spodki.
- Nie zrobisz tego...- wyszeptałem z zaszklonymi oczami.
- Dlaczego? Nie będzie Ci miał kto gotować? Nie będziesz miał kozła ofiarnego, gdy po ciężkim dniu w pracy będziesz chciał się wyżyć?
- Ja..- zamilkłem nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie masz nic do powiedzenia? Wiedziałam, idę się pakować - odwróciła się na pięcie i weszła po schodach na górę, wciąż płakała. Zsunąłem się po ścianie i opadłem na podłogę. Ukryta między kolanami twarz była czerwona i mokra od łez... Ale przecież tak jej nie zatrzymam. "
- Bip bip! - zatrąbił samochód wyrywając mnie z krainy bolesnych wspomnień. Co zrobiłem później? Nic. Płakałem słyszą obok siebie odgłosy kółek od walizki, trzask drzwi i uruchamianie silnika - no przechodzi pan czy nie?!- przebiegłem na drugą stronę ulicy i wpadłem na drobną dziewczynę.
- [T.I.]? - zapytałem nie dowierzając własnym oczom.
- Już mnie nie poznajesz? - fuknęła, lecz z jej oczu poleciały łzy.
- Kochanie... - wymsknęło mi się.
- Wiesz kiedy ostatnio tak do mnie powiedziałeś? - próbowałem w swoich myślach znaleźć kopię ów zdarzenia ale chyba było zbyt odległe... - Kilka tygodni po mojej wprowadzce do Ciebie, a następne półtorej miesiąca czułam się jak kucharka! - wykrzyczała zaciskając pięści.
- Uderz mnie - spojrzała na mnie zaskoczona - Zrób dla mnie ostatnią rzecz i mnie uderz. Ślad będzie mi przypominał rany, jakie pozostawiłem na Twoim sercu, pokaże mi, jak bardzo Cię raniłem.
- Nie zrobię tego.
- Dlaczego? - teraz to ja byłem zaskoczony.
- Bo z tego co widzę nie robiłeś tego świadomie.
- Ale mimo wszystko robiłem - spuściłem głowę - Brakuje mi Ciebie. Każdego dnia coraz bardziej. Z dnia na dzień coraz bardziej tęsknię za Twoim zapachem, za gładzeniem Twoich włosów, za Twoimi rękami na mojej twarzy, za Twoimi ustami na moich, za tym całym "Niall, idioto, ogarnij się, bo schizy dostanę!"- zaśmialiśmy się przez łzy.
- Kocham Cię, Niall.
- Kocham Cię, [T.I.], już nigdy nie będziesz się czuła zaniedbywana, będę Cię traktował jak księżniczkę, tylko wróć do mnie, do naszego domu...
- Tylko trzeba podjechać po moje rzeczy- nie skończyła zdania, a ja już niosłem ją na rękach.
- Dokąd mnie niesiesz, wariacie?- krzyczała śmiejąc się.
- No po rzeczy idziemy, księżniczko, a potem do naszego królestwa...

Przepraszam, że wyszło takie krótkie i okropnie nudne, ale ja i tak jestem nim zachwycona, bo ostatnio nie potrafiłam nic napisać. Jedna wielka pustka. 
Kolejny będzie z Harrym i postaram się napisać na niedzielę, ewentualnie poniedziałek ;)
To do następnego, Misiaki! ;*
                                                                                           Lena:D