sobota, 5 października 2013
Niall
Przechodząc obok popularnej wśród studentów kawiarenki, zauważyłam postać z niemal czarnymi włosami, które burzyły się przy każdym potrząsaniu głową, przez co ich właściciel zmuszony był do ciągłego poprawienia niesfornych kosmyków. Malinowe, idealnie wykrojone usta układały się w radosnym grymasie, gdy wysoki blondyn szturcha go ramieniem. Obejmuje przyjaciela ramieniem, a jego mięśnie ramion napinają się. W pomieszczeniu panuje radosna atmosfera, wszyscy śmieją się i przepychają, ciepłą atmosferę rozmów można wyczuć nawet przez szybę.Przystanęłam na chwilę przyglądając się paczce przyjaciół. Wspomniany brunet uniósł kubek upijając kilka łyków, po czym odstawił go na stół. Uniósł brwi, jakby w pytającym geście, więc przeniosłam wzrok na osobę przed nim, która chichotała łapiąc serwetkę w dłoń i powoli wycierając wąsy pozostałe na twarzy chłopaka. Wpatrzeni w siebie wyglądali jak perfekcyjna para, gdzie obie osoby wręcz zostały dla siebie stworzone. Przełknęłam cisnące się do moich oczu łzy i westchnęłam głośno. Zakochana para przytulała się właśnie z przyjaciółmi i trzymając swoje dłonie w uścisku miłości ruszyli ku drzwiom kawiarenki. Przekroczyli próg, a chłodny wiatr uderzył w nich z całą siłą. Brunet objął ramieniem drobną mulatkę zapewniając jej ciepło bijące od jego ciała. Wtuleni w siebie ruszyli wzdłuż chodnika, gdzie zatrzymali się przy sygnalizacji czekając na czerwone światło. Ruszyłam powoli w ich stronę, choć sama nie wiedziałam co mną kierowało. Szłam za nimi aż do parku, następnie alejkami wśród drzew przybranych w barwne, jesienne szaty. Patrzyłam na te wszystkie czułe gesty. Szeptanie do ucha, radosne śmiechy, czułe spojrzenia... Chłopak złapał swoją dziewczynę w pasie unosząc do góry i okręcił kilka razy wokół własnej osi, przez co piszczała jak mała dziewczynka. Śmiech chłopaka rozniósł się po parku wprawiając moje serce w szybsze bicie, a jednocześnie pchając potok łez pod moje powieki. Uniosłam delikatnie kącik ust ku górze, gdy dziewczyna z wyrzutami, lecz wciąż czule okładała jego klatkę piersiową delikatnymi ciosami śmiejąc się chyba głośniej niż on sam. Szatyn złapał jej nadgarstki w swoje dłonie wciąż obchodząc się z dziewczyną delikatnie. Potarł nosem jej policzek i zatonął w jej oczach, co widziałam nawet z mojego bezpiecznego miejsca między drzewami. Te oczy, które w snach promienieją na mój widok... Te usta, które w marzeniach należały do mnie. Te dłonie, które w świecie fantazji splątane były z moimi. Ten uśmiech, który pragnęłam mieć jedynie dla siebie. Te wszystkie iskierki w jego spojrzeniu. Czułe słówka, gesty, pocałunki... To wszystko należało do niej. Mi pozostały jedynie łzy połączone ze smutkiem, bo ja nie potrafiłam dać mu szczęścia, na które zasługuje. On nawet nie znał mojego imienia, a od kilku lat był częścią mojego serca. Usta pary spotkały się w pocałunku pełnym miłości, gdy moje gardło ścisnęło się od powstrzymywanych łez. Przymknęłam powieki nie będąc w stanie spojrzeć na moje szczęście w czyichś ramionach. Gdy otworzyłam oczy, a po moim policzku spłynęła słona łza zauważyłam jego wzrok skupiony na mojej osobie. Trwało to jedynie kilka sekund, ale motyle w moim brzuchu zdążyły już obudzić się do życia. Nawet nie spostrzegłam, gdy krople deszczu zaczęły moczyć moje włosy. Brunet wziął dziewczynę na ręce i pobiegł w stronę ciepłego domu, gdy ja wciąż stałam w miejscu mieszając łzy z ulewą, czując, jak moje serce rozsypuje się na kawałeczki...
Ostatni tego dnia dzwonek oznajmił koniec zajęć. Wrzuciłam notatki do torby, którą jednym ruchem zarzuciłam na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia. Wiosenne słońce oświetlało plac szkoły, ale mimo tego chłodny wiatr dał się we znaki, powodując gęsią skórkę na moich ramionach.
- Hej, [T.I]! - obok mnie pojawił się średniego wzrostu blondyn o niebieskich oczach.
- Hej, Niall - odpowiedziałam nieśmiało, a moje ciało przeszedł dreszcz zimna.
- Trzęsiesz się - mruknął zmartwiony, ściągając w pośpiechu swoją bluzę i zarzucając ją na moje ramiona. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, gdy moje oczy zauważyły wśród tłumu bruneta wraz ze swoją dziewczyną. Śmiali się trzymając za ręce i wirowali na środku placu. Zapatrzyłam się na jego roześmianą, szczęśliwą twarz i uniosłam delikatnie prawy kącik ust do góry.
- Halo, [T.I], słyszysz mnie? - blondyn zamachał mi dłonią przed twarzą.
- Przepraszam, zamyśliłam się - wysłałam mu przepraszający uśmiech.
- Pytałem, czy... Znaczy jeśli tylko masz ochotę... Poszłabyś ze mną na jakieś cisto, czy coś? - potarł kark spoglądając nieśmiało w moje oczy.
- Ja... - spojrzałam w kierunku znikającej pary. Pogodziłam się z tym, że nie będzie mój. Ja również zasłużyłam na szczęście. - Tak, z przyjemnością, Niall - ucałowałam jego policzek.
Pora ruszyć dalej....
________________________________________________________
Melancholijne, krótkie...
A Wy co o tym sądzicie?
Zaniedbałam bloga, ale ostatnio nic nie potrafię napisać.
Lena x
poniedziałek, 29 lipca 2013
Nominacje xx
Sama nie wiem, dlaczego tyle zwlekałam z dodaniem tego postu... Przepraszam bardzo.
Na początku chciałabym bardzo serdecznie podziękować ♥Adaa za nominację. Dostałam ją już dawno, przepraszam raz jeszcze za zwlekanie!
1. Kocham niebo, nieważne, czy pada, czy słońce świeci w całej swojej okazałości.
2. Jestem uzależniona od czytania.
3. Lubię mieć wszystko poukładane i na miejscu, gdy wszystko ze sobą współgra, choć mój pokój jest wyjątkiem od tego wyjątkiem. Muszę zabrać się za sprzątanie...
4. To, iż jakiś słodycz mi nie smakuje, nie jest wystarczającym powodem, abym go nie jadła ;)
5. Moimi ulubionymi kolorami są: niebieski - jak niebo; zielony - jak trawa; oraz biały - jak chmury.
6. Zawsze zwracam uwagę na drobiazgi, np. kolor oczu czy to, którą ręką piszesz.
7. Nie rozumiem nietolerancji. Toleruję ją, ale nie rozumiem...
Kolejne podziękowanie wysyłam z całego serduszka ku MC Czubek . Kocham Cię Klonie! ♥
8. Jestem Directioner, co nie trudno zauważyć haha W każdym bądź razie kocham tę piątkę wariatów :)
9. Przejmuję się wszystkim zbyt bardzo, jak to mówi moja mama.
10. Podobno mam zadatki na psychologa.
11. W przyszłości chcę robić coś związanego z medycyną.
12. Chciałabym kiedyś wydać książkę, choćby miał to być jeden jedyny egzemplarz.
13. Jestem strasznie niesystematycznym leniem, wybaczcie.
14. Przyjaciele czasami wołają na mnie "Remondis", ponieważ nie pozwalam rzucać papierków na ziemię haha
The Versatile blogger
Zasady konkursu:
1.Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2.Ujawnić 7 faktów o sobie
3.Pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.
4.Nominować 7 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym autorów nominowanych blogów.
1. Kocham niebo, nieważne, czy pada, czy słońce świeci w całej swojej okazałości.
2. Jestem uzależniona od czytania.
3. Lubię mieć wszystko poukładane i na miejscu, gdy wszystko ze sobą współgra, choć mój pokój jest wyjątkiem od tego wyjątkiem. Muszę zabrać się za sprzątanie...
4. To, iż jakiś słodycz mi nie smakuje, nie jest wystarczającym powodem, abym go nie jadła ;)
5. Moimi ulubionymi kolorami są: niebieski - jak niebo; zielony - jak trawa; oraz biały - jak chmury.
6. Zawsze zwracam uwagę na drobiazgi, np. kolor oczu czy to, którą ręką piszesz.
7. Nie rozumiem nietolerancji. Toleruję ją, ale nie rozumiem...
Kolejne podziękowanie wysyłam z całego serduszka ku MC Czubek . Kocham Cię Klonie! ♥
8. Jestem Directioner, co nie trudno zauważyć haha W każdym bądź razie kocham tę piątkę wariatów :)
9. Przejmuję się wszystkim zbyt bardzo, jak to mówi moja mama.
10. Podobno mam zadatki na psychologa.
11. W przyszłości chcę robić coś związanego z medycyną.
12. Chciałabym kiedyś wydać książkę, choćby miał to być jeden jedyny egzemplarz.
13. Jestem strasznie niesystematycznym leniem, wybaczcie.
14. Przyjaciele czasami wołają na mnie "Remondis", ponieważ nie pozwalam rzucać papierków na ziemię haha
Libster Award
Nominacja do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daję możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga , który Ciebie
Dziękuję onebandonedream7, to dla mnie wielkie wyróżnienie ♥
1. Jak zostałaś Directionerką?
Jakiś rok temu przez przypadek znalazłam WMYB, potem Video Diary. Poczytałam kilka opowiadań, które pamiętam do dziś i jakoś po czasie zakochałam się. Trwam w tym do dziś, choć żałuję, że nie poznałam ich wcześniej...
2. Jesteś Larry Shipper?
Nie, nie jestem :)
3. Ile masz lat?
Od kilkunastu dni 13.
4. Twój ulubiony film?
Głupio przyznać, ale seria Opowieści z Narni haha
5. Czy lubisz jeszcze jakiś inny boysband oprócz 1D?
Hm... nie, raczej nie.
6. Płyta TMH czy UAN?
Nie potrafię zdecydować, przepraszam.
7. Ulubiona piosenka.
Tu również nie popiszę się stanowczością. Nie potrafię się zdecydować.
8.Według Ciebie z kim 1D powinni nagrać piosenkę?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam...
9.Czy masz jakichś przyjaciół Directioners?
Niestety nie w świecie realnym :)
10. Ulubiona potrawa.
Placki ziemniaczane haha
11. Lubisz dziewczyną Liama, Louisa i Zayna?
O ile mi wiadomo, Liam nie jest już w związku z Danielle. Zawsze uważałam ich jako taki symbol prawdziwej miłości... Nie mam zdania o Eleanor, bo po prostu jej nie znam. Przykro mi z powodu tego, jak niektóre Directioners ją traktują, mimo wszystko nie zasłużyła sobie na takie słowa, jakimi ją obdarzają. Lubię zespół Perrie, uważam, że stanowi słodką parkę z Zaynem :)
Jeśli chodzi o wyróżnienia, to LA już kiedyś podawałam.
Ostatnio rzadko czytam opowiadania na bloggerze, więc nie mam żadnych do nominowania, przepraszam bardzo!
Jeszcze raz dziękuję za nominacje ♥
Lena x
sobota, 27 lipca 2013
Harry
Imagin pojawia się w dużo mniejszym odstępie niż poprzednie, ale wciąż nie tak szybko jakbym chciała.
Uważam, że jest zbyt krótki, ale ostatnio jedynie takie mi wychodzą...
Następny będzie prawdopodobnie Zayn.
Miłego czytania, misie :)
Pisane przy: Skinny Love
__________________________________________________________
Miłość podobno przezwycięży wszystko, a jednak... Owo uczucie działa jedynie w pewnym zakresie. Kochając pokonamy odległość, dla miłości będziemy w stanie walczyć, znieść katusze, niestety siła miłości ma swoje ograniczenia.
Stąpałam cicho po schodach, jak zwykle wspinając się na palcach. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy je uchylałam.
Siedziałeś w sypialny, skulony na łóżku, w którym zazwyczaj uśmiechaliśmy się do siebie ciesząc się chwilą. Trząsłeś się jak bezbronna ptaszyna porzucona przez matkę. Łkałeś, przeraźliwie łkałeś w białą pościel, która wciąż pachniała naszą miłością oraz słodkimi porankami pełnymi buziaków i herbaty. Nadal cichuteńko podeszłam do Ciebie i położyłam moją delikatną dłoń na Twoim ramieniu. Miałam wrażenie, że rozpadasz się jak lustro, które przez nieuwagę strącamy z jego miejsca. Rozkrusza się na miliardy drobnych kawałeczków. Chciałam Cię złapać, zanim spadniesz i nie będzie już można Cię naprawić.
Pociągnąłeś głośno nosem, wciąż nie podnosząc na mnie oczu.
- Co się stało, kochanie? - wyszeptałam. Kolejne pociągnięcie nosem - Damy razem radę. Kochanie?
- Ja n-nie - chlipnąłeś jeszcze mocniej płacząc. Łzy kapały na pościel, a Ty wręcz dusiłeś się.
- Spójrz na mnie - wyszeptałam bezradnie siadając na krańcu materaca.
- Nie mogę Ci tego... Za bardzo Cię kocham... To nie może być prawda.
- Co się stało?
- Nie mogę być chory... Oni, oni się pomylili. Muszą się mylić! Nie mogę Cię zostawić! - zaczynasz krzyczeć.
- Już, uspokój się. Co powiedzieli?
- Mam... Mam raka, rozumiesz? Raka...
Nastawienie psychiczne jest bardzo ważne, decyduje o samopoczuciu pacjenta, o sile umysłu. Daje nadzieję nie tylko choremu, ale również wszystkim wokół. Niestety, nawet najsilniejszy umysł nie może wyprzeć się choroby.
- Chcesz herbaty? - zapytałam któregoś dni, gdy siedziałam przy Twoim szpitalnym łóżku.
- Z cytrynką - ułożyłeś usta w zmęczony uśmiech. Ruszyłam do drzwi i udałam się do małej kuchni wzdychając.
- Wygra tą walkę - usłyszałam za sobą spokojny głos. Obróciłam się przez ramie i spojrzałam na twarz mężczyzny. Brunet w podeszłym wieku spojrzał na mnie pewnym wzrokiem.
- Wierzę w to - uśmiechnęłam się smutnie.
- On też, prawda? - przytaknęłam - To najważniejsze. Ma wsparcie i wiarę.
- Jest coraz słabszy...
- Chemia to silne leki. Pomagają na jedno, wszystko inne w organizmie człowieka niszczą. Musisz o niego dbać, zapewniać, że wszystko będzie dobrze, wtedy się nie podda.
- Nie może się poddać, potrzebuję go. Jest dla mnie wszystkim - rozpłakałam się.
- Wygra - wyszeptał lekarz, pogłaskał mnie po ramieniu i odszedł.
Postawiłam herbatę na stoliczku, aby ostygła i przysiadłam na szpitalnym łóżku.
- Jak się czujesz? - zapytałam głaszcząc go po twarzy.
- Trochę zmęczony i słaby, jak zawsze po lekach... Ale mam Ciebie przy sobie, więc jest dobrze - uśmiechnąłeś się.
- Kocham Cię, wiesz? - przesunęłam palcem po jego bladych ustach - Jesteś dla mnie piękny z włosami czy bez.
- Tylko bez nich wyglądam śmiesznie - fuknąłeś. Pstryknęłam go w nosek.
- Piękny.. - ucałowałam jego policzek.
- Damy radę, prawda? - zapytałeś z poważnym błyskiem w oku.
- Będzie ciężko, ale razem przejdziemy wszystko.
Dni mijały powoli, godzina za godzinom i tak słońce zmierzało ku horyzontu, aby za kilka godzin znów zagościć na niebie dając nadzieję na lepsze jutro i jednocześnie niosąc ze sobą strach, że ktoś nie dożyje jutra...
Znów siedziałam przy Tobie, gdy kroplówka cicho kapała spływając rurką do Twojego organizmu. Schudłeś. Jedzenie było dla Ciebie katorgą. Wciskałam w Ciebie jakieś delikatne potrawy, a Ty wciąż marudziłeś.
- Mam rosołek!
- Zjadłbym frytki.
- Wiesz, że nie możesz, kochanie... - spojrzałam na Ciebie ze współczuciem.
- Od jednej porcji nic mi się nie stanie, pytałem lekarza - bąknąłeś.
- Jaki zdesperowany - zaśmiałam się, ale obrzuciłeś mnie oskarżycielskim spojrzeniem - Co Ty na to, aby wyjść ze szpitala i przejść się ze mną po frytki? - zapytałam, a Twoje oczy zabłyszczały nadzieją. Tyle czasu nie wychodziłeś poza mury tego miejsca... Chwile później staliśmy na zewnątrz trzymając za ręce i powoli kierowaliśmy się w stronę MacDonald'a. Twoje mięśnie nie były już tak silne jak kiedyś, nie miałeś siły biec czy chociażby szybko iść. Tak bardzo cierpiałam widząc Cię w takim stanie, ale Ty wciąż mówiłeś, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Byłeś takim optymistą!
- Smacznego! - rzuciłeś się na jedzenie jak kotek na kłębek wełny. Zaśmiałam się cicho ale noc nie powiedziałam - Co zrobisz, gdy mnie zabraknie? - zapytałeś, gdy wracaliśmy.
- Nie mów tak nawet. Nie możesz...
- Ale czysto teoretycznie - zachęcałeś.
- Jeśli by Cię zabrakło, co się oczywiście nie stanie, załamałabym się. Płakała całymi nocami, a za dnia udawała, że wszystko jest w porządku, aby ułatwić to innym - wyznałam szczerze.
- Takiej odpowiedzi się spodziewałem - wyszeptałeś - Właśnie dlatego muszę wygrać. Muszę być przy Tobie...
- Kocham Cię - przytuliłam Cię z całych sił, jakbyś miała zaraz zniknąć.
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz, jak bardzo...
Tydzień później leżałeś na OIOM w bardzo ciężkim stanie, a ja skulona siedziałam przed wejściem na oddział. Lekarze próbowali mnie uspokoić, pocieszyć, ale ja nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to Nas spotkało. Przecież było już tak dobrze, mieliśmy nadzieję. Byliśmy przekonani, że się uda. Teraz nie wiem nic. Co się takiego stało? Przeżuty, nikt się nie spodziewał...
W niektórych przypadkach pomóc nam może jedynie cud...
Minęło kilka kolejnych dni. Jesteś nieprzytomny, a lekarze nie maja dobrych wieści. Widzą nadzieję, ale ona z dnia na dzień coraz bardziej osłabia swe siły. Miłość pomaga trwać, nie wygrać z chorobą. Nastawienie wzmacnia nadzieję i uśmiech, nie wygna choroby z organizmu. Mimo wszystko wiedziałam, że Bóg Nas nie opuścił. Wciąż wspiera Nas i podtrzymuje na duchu.
Wciąż wierzyłam.
Wracałam tu choć nie mogłam do Ciebie wejść, spoglądałam przez szklane drzwi na Twoją bladą skórę, suche usta i sypiące się na poduszkę loki.
- Bez nich wciąż jesteś piękny - wyszeptałam przykładając drżącą dłoń do szkła, gdy słona łza płynęła wzdłuż mojego policzka - Wciąż jesteś piękny, dla mnie zawsze będziesz, kochanie...
Usiadłam na plastikowym krześle z podkulonymi nogami. Tak samo siedziałeś, gdy mówiłeś mi o chorobie. Teraz muszę sobie radzić sama. Nie dam rady, wiesz o tym. Wróć, kochanie, błagam wróć...
- Budzi się! - krzyknęła pielęgniarka i wbiegła do Twojego pokoju.
Nadzieja się opłaciła, tygodnie spędzone w murach tego szpitala też. Bóg jeszcze Cię nie odbiera.
- Teraz damy radę - wyszeptałam podchodząc ponownie do Twoich drzwi. Szmaragdowe tęczówki wyjrzały zza cienkich powiek spoglądając zagubionym wzrokiem wokół, aż natrafiły na mnie. Znów płakałam, już nie wiem, który raz podczas ostatnich dni. Tym razem ze szczęścia, ponieważ Twoje usta ułożyły się w uśmiechu i wyszeptałeś krótkie "Kocham Cię".
...Dziękuję
Lena x
wtorek, 16 lipca 2013
Louis
Imagin miał być dużo wcześniej i o Liamie, ale po prostu... nie mogę nic napisać. W końcu pękłam i musiałam coś napisać, nie wytrzymałam. Powstał taki luźny imagin o Louis'm. W gruncie rzeczy w połowie opisuje którąś z moich wolnych sobót i towarzyszące mi tego dnia myśli :)
Postaram się napisać o Li w najbliższym czasie, ale gdyby mi się nie udało, proszę wybaczcie - coś mnie ogromnie blokuje, próbuję rozgryźć co.
Następny imagin będzie z Harry'm.
Co do samego imaginu - jak zwykle nie uważam go za coś genialnego, czy choćby dobrego. Osobiście to w choćby najmniejszym calu mi się nie podoba, ale nie mogę już patrzeć na datę dodania ostatniego postu. No cóż, ocena należy do Was.
Życzę miłego czytania ♥
_______________________________________________________
Pochylałem się ostrożnie nad jej delikatną twarzą. Wydawała się taka krucha i bezbronna podczas snu... Odgarnąłem zbłąkany kosmyk opadający jej na lekko opaloną skórę, na co zmarszczyła uroczo nosek. Obserwowałem średniej długości rzęsy, które oplatały jasne powieki, te zaś skrywały oczy koloru nieba. Mojego osobistego nieba. Dalej znajdował się stosunkowo mały, kształtny nosek tak bardzo wyczulony na zapach morza, róż i słodkich pomarańczy. Usta w dość oryginalnym kształcie były cudownie rozchylone, tak idealnie różowe... Zatonąłem nosem w słodko wijących się po poduszce włosach. "Mięta..." Ten cudowny, miętowy zapach rozwiał się po moim umyśle. Przejechałem opuszką palca po policzku mojej muzy, przyciskając usta do kasztanowych włosów.
- Lou...
Zaskoczony odsunąłem się od splątanych kosmyków, ale cienka osłonka wciąż chowała moje niebo przed jasnymi promieniami słońca.
- Louis...
Jak cudownie byłoby spić z tych usteczek tą niebiańską delikatność... Przejechałem palcem po obojczyku mojego aniołka, wiodąc nim przez szyję i zatrzymując się na policzku. "Jak aksamit" Westchnąłem ciężko odganiając od siebie ciążące mi myśli "Zanim zrobię coś głupiego" Wpatrywałem się w dziewczynę dłuższy czas, aż w pewnym momencie powieki odsłoniły mi ocean, w którym natychmiast się zatopiłem. Nasze twarze były blisko, czułem doskonale spojrzenie przeszywające mnie na wskroś mimo swoich zaspanych iskierek. Popychany przez nagłą odwagę zbliżyłem się do jej twarzy o jeszcze kilka centymetrów, już prawie smakowałem malinowego różu jej ust, gdy gwałtownie ruszyłem głową i dosięgnąłem jedynie jej policzka. Bańka rozkosznego rozmarzenia pękła w chwili mojego tchórzostwa. W akcie paniki podniosłem się z łóżka i skierowałem do drzwi rzucając pośpieszne, automatyczne "Zaraz śniadanie będzie gotowe"
Postaram się napisać o Li w najbliższym czasie, ale gdyby mi się nie udało, proszę wybaczcie - coś mnie ogromnie blokuje, próbuję rozgryźć co.
Następny imagin będzie z Harry'm.
Co do samego imaginu - jak zwykle nie uważam go za coś genialnego, czy choćby dobrego. Osobiście to w choćby najmniejszym calu mi się nie podoba, ale nie mogę już patrzeć na datę dodania ostatniego postu. No cóż, ocena należy do Was.
Życzę miłego czytania ♥
_______________________________________________________
- Lou...
Zaskoczony odsunąłem się od splątanych kosmyków, ale cienka osłonka wciąż chowała moje niebo przed jasnymi promieniami słońca.
- Louis...
Jak cudownie byłoby spić z tych usteczek tą niebiańską delikatność... Przejechałem palcem po obojczyku mojego aniołka, wiodąc nim przez szyję i zatrzymując się na policzku. "Jak aksamit" Westchnąłem ciężko odganiając od siebie ciążące mi myśli "Zanim zrobię coś głupiego" Wpatrywałem się w dziewczynę dłuższy czas, aż w pewnym momencie powieki odsłoniły mi ocean, w którym natychmiast się zatopiłem. Nasze twarze były blisko, czułem doskonale spojrzenie przeszywające mnie na wskroś mimo swoich zaspanych iskierek. Popychany przez nagłą odwagę zbliżyłem się do jej twarzy o jeszcze kilka centymetrów, już prawie smakowałem malinowego różu jej ust, gdy gwałtownie ruszyłem głową i dosięgnąłem jedynie jej policzka. Bańka rozkosznego rozmarzenia pękła w chwili mojego tchórzostwa. W akcie paniki podniosłem się z łóżka i skierowałem do drzwi rzucając pośpieszne, automatyczne "Zaraz śniadanie będzie gotowe"
W ręczniku owiniętym szczelnie wokół ciała stałam przed lustrem szczotkując zęby. Sięgnęłam po szczotkę do włosów, próbując rozczesać mokre kołtuny, gdy rozbiegł się głośny dźwięk walenia w drzwi.
- [T.I], muszę siusiu, błagam wpuść! - krzyknął błagalnie Niall. Przekręciłam klucz w zamku, a Irlandczyk natychmiastowo wbiegł do środka, podchodząc do toalety. Za nim do pomieszczenia wpadł obdarzony lokami chłopak.
- A Ty, czego tu szukasz, Loczek? - zapytałam unosząc brew i przyjaźnie się uśmiechając.
- Popatrzeć - uśmiechnął się uroczo, na co moja brew powędrowała jeszcze wyżej - Ale głównie to zamierzałem wziąć prysznic - zachichotał zbliżając się do wspomnianego przedmiotu. Stanął przed nim i zaczął ściągać spodnie. Szybko odwróciłam wzrok. Niall przystanął obok mnie wyjmując z szafki nad zlewem golarkę. Jak na zawołanie oba krany wypuściły wodę w tym samym momencie, na co zaśmiałam się krótko. Jakby trzy osoby w jednej łazience nie wystarczało, Louis wyłonił się zza drzwi, rozglądając się wokoło.
- Co Wy... - nie dokończył, bo ze strony kabiny doszedł nas śpiew Harry'ego; zaś Blondyn mamrotał pod nosem jeszcze inną melodię. Tomlinson podszedł do mnie, kładąc ręce na moich biodrach, gdy wyszeptał:
- Pomóc Ci? - po czym wyjął delikatnie szczotkę z moich dłoni i zaczął rozczesywać moje skołtunione kosmyki. Uśmiechnęłam się do niego wdzięczna i oddałam rozmowie z Niallem. Po kilku minutach blondyn opuścił pomieszczenie, a czyściutki Harry wyszedł z kabiny. Automatycznie zamknęłam oczy, na co zachichotał. W końcu opuścił łazienkę zostawiając mnie z Louis'm.
- Co dziś robicie? - zapytałam wpatrując się w niego za pomocą lustra.
- Mamy dzień wolny - odpowiedział wciąż skupiony na moich włosach z koniuszkiem języka zakleszczonym w kąciku warg. Jak oczarowana wpatrywałam się w ruchy jego dłoni, na tyle powolne, aby przypadkiem nie spowodować bólu zbyt mocnym ciągnięciem. Był taki uroczy i kochany... - No, gotowe! Wysuszyć? - mrugnął do mnie, ale zaraz po tym z dołu dało się słyszeć przerażone krzyki - Sprawdzę co tam się dzieje... - cmoknął mnie w szyję i niechętnie odszedł.
- Zaraz do Was dołączę! - zawołam za nim i wróciłam myślami do przerwanych czynności.
- Co dziś robicie? - zapytałam wpatrując się w niego za pomocą lustra.
- Mamy dzień wolny - odpowiedział wciąż skupiony na moich włosach z koniuszkiem języka zakleszczonym w kąciku warg. Jak oczarowana wpatrywałam się w ruchy jego dłoni, na tyle powolne, aby przypadkiem nie spowodować bólu zbyt mocnym ciągnięciem. Był taki uroczy i kochany... - No, gotowe! Wysuszyć? - mrugnął do mnie, ale zaraz po tym z dołu dało się słyszeć przerażone krzyki - Sprawdzę co tam się dzieje... - cmoknął mnie w szyję i niechętnie odszedł.
- Zaraz do Was dołączę! - zawołam za nim i wróciłam myślami do przerwanych czynności.
***
W pełni ubrana zbiegłam po schodach i zastałam w kuchni to, czego się spodziewałam. Jedzenia walało się po całym blacie, a chłopcy nic sobie z tego nie robiąc, zasiedli przy stole.
- Chcesz jajeczniczki? - Louis uśmiechnął się i poderwał z miejsca, chwycił patelnię i niezdarnym ruchem nałożył jajka na talerz. Zaśmiałam się z jego poczynań, a on jedynie wyszczerzył ząbki w moim kierunku. Usiadłam pomiędzy Liamem, a Zaynem, ale Lou-Lou przesunął jednego z nich i wcisnął się na miejsce obok mnie - Smacznego!
- Smacznego - wymamrotaliśmy wszyscy, rzucając sobie znaczące spojrzenia "Coś z nim dzisiaj nie tak, gorzej niż zazwyczaj..."
Po śniadaniu chłopcy postanowili zrobić ognisko. Rzucili się razem do drzwi krzycząc, że idę po potrzebne produkty i, że zjedzą obiad na mieście. Przed wyjściem Louis wrócił się i przytulił mamrocząc coś pod nosem, ostatni raz ucałował mój policzek i wyszedł ze resztą. Wzruszyłam ramionami i oparłam głowę na stole. Co się właściwie dziś wydarzyło? Tomlinson zawsze był przylepą ale dziś jakoś szczególnie, cały czas kręci się wokół mnie i przytula.Rano próbował mnie pocałować, a jedyne o czym teraz mogę myśleć, to dlaczego tego nie zrobił? Przecież nawet ja widzę, że zachowuje się jak zakochany szczeniaczek. Zawsze pokazuje mi, że jestem ważna, jak można tego nie zauważyć. Zastanawiam się tylko, dlaczego nic z tym nie robi... Jestem taka straszna? Zaśmiałam się do własnych myśli. To nie wiarygodne, jak taki niepoważny facet może być nieśmiały...
Aby odciągnąć się od rozmyślań wzięłam się za sprzątanie. Na pierwszy ogień wzięłam kuchnię...
Aby odciągnąć się od rozmyślań wzięłam się za sprzątanie. Na pierwszy ogień wzięłam kuchnię...
Posprzątałam rozrzucone po domu ubrania, poskładałam i zaniosłam do pokojów chłopaków ich własności, postanawiając zrobić dziś dzień dobroci dla zwierząt dodatkowo ułożyłam im je w szafach. Dalej poszło szybciej i sprawniej, ale i tak po trzech godzinach padłam na kanapę całkowicie wymęczona. Chwyciłam książkę z zamiarem jej dokończenia i oddałam się lekturze, gdy Gideon wyjaśniał Gwendolyn, że jest nieśmiertelna*, usłyszałam warkot silnika. Pisk oznajmił mi, że chłopcy wrócili, a brak dobijania do drzwi - że skierowali się do ogrodu. Po chwili ciche skrzypnięcie wyrwało mnie ze świata, gdzie czas nie jest ograniczeniem, a jednocześnie nosi tytuł zabójcy*, nie unosząc wzroku znad literek wsłuchiwałam się w kroki. Były zbyt spokojne nawet jak na Zayn'a.
- Ej!- burknęłam oburzona, gdy czyjaś dłoń zabrała mi książkę.
Z książką w ręce uciekłem na drugi koniec pokoju, pobiegła za mną niczym lwica, broniąca swojego dziecka. Uniosłem dłoń w której trzymałem zdobycz, wysoko w górę. Pomimo mojego niskiego wzrostu, nadal nie mogła jej sięgnąć. Była do prawdy malutka. Znów przemieściłem się w okolice kanapy, ale tym razem na nią wskoczyłem. Zacząłem chichotać jak opętany, przyglądając się zmaganiom mojej przyjaciółki, była tak słodko ciamajdowata! W końcu fuknęła obrażona i splatając ręce na piersi oraz wydymają wargi ułożyła się na sofie, perfidnie omijając mnie wzrokiem. Chwilę jej się przyglądałem, a uśmiech na mojej twarzy stopniowo zmieniał się w grymas.
- Mogłabyś mnie poprzytulać, zamiast czytać te szmiradła! - rzuciłem książką w jej stronę, uważając, aby dziewczynie nic się nie stało, po czym osunąłem się na kolana. Czułem, jak moje oczy zachodzą mglą smutku. Spuściłem głowę, zdając sobie sprawę, jak bardzo dziecinnie się zachowywałem. Ale na prawdę potrzebuję dziś więcej uwagi z jej strony, niż zazwyczaj. Usłyszałem jakieś szuranie z prawej strony i już po chwili tuliłem się do drobnego ciałka przyjaciółki. Wtuliłem twarz w zagłębienie jej łabędziej szyjki* i napawałem się słodkim zapachem dziewczyny. Czułem, jak smukłe palce przeczesują moje, potargane wcześniejszym pościgiem, włosy.
- Co się stało? - zapytała cicho.
- Nic, po prostu... - zawahałem się - Ja po prostu...
- No już, spokojnie. Cały dzień jesteś jakiś dziwny, no wiesz, tulisz się cały czas - zachichotała.
- Oj tam, po prostu jesteś mięciutka - wymruczałem.
- Więc co się dzieje, misiu?
- Bo widzisz, rano jak byłem Cię obudzić, to tak jakby... Prawię Cię, no. I czuję, jakby..
- Idziecie? - do pokoju wpadł Niall - Już zaczynamy!
- Jasne, już idziemy - wyswobodziłem się z ukochanych objęć i uciekłem za blondynem do ogrodu. Jestem tchórzem. Miałem cudowną okazję do powiedzenia jej co czuję, do pocałowania jej, ale nie, bo Horan zawsze musi się wpychać! Burknąłem pod nosem.
- Co jest, LouLou?- zapytał troskliwie przyjaciel.. Jak tu się na niego gniewać?
- Jestem do niczego - wzruszyłem ramionami.
- Po prostu martwisz się, obawiasz reakcji. To nie jest tchórzostwo, to człowieczeństwo. Zbierz w sobie siłę i nie myśl - poklepał mnie po ramieniu i wcisnął do ręki kijek z kiełbaską. Posłałem mu wdzięczny uśmiech i rozsiadłem się przy ognisku wpatrując się w drzwi tarasowe, skąd wychodziła moja osobista definicja miłości...
- Co się stało? - zapytała cicho.
- Nic, po prostu... - zawahałem się - Ja po prostu...
- No już, spokojnie. Cały dzień jesteś jakiś dziwny, no wiesz, tulisz się cały czas - zachichotała.
- Oj tam, po prostu jesteś mięciutka - wymruczałem.
- Więc co się dzieje, misiu?
- Bo widzisz, rano jak byłem Cię obudzić, to tak jakby... Prawię Cię, no. I czuję, jakby..
- Idziecie? - do pokoju wpadł Niall - Już zaczynamy!
- Jasne, już idziemy - wyswobodziłem się z ukochanych objęć i uciekłem za blondynem do ogrodu. Jestem tchórzem. Miałem cudowną okazję do powiedzenia jej co czuję, do pocałowania jej, ale nie, bo Horan zawsze musi się wpychać! Burknąłem pod nosem.
- Co jest, LouLou?- zapytał troskliwie przyjaciel.. Jak tu się na niego gniewać?
- Jestem do niczego - wzruszyłem ramionami.
- Po prostu martwisz się, obawiasz reakcji. To nie jest tchórzostwo, to człowieczeństwo. Zbierz w sobie siłę i nie myśl - poklepał mnie po ramieniu i wcisnął do ręki kijek z kiełbaską. Posłałem mu wdzięczny uśmiech i rozsiadłem się przy ognisku wpatrując się w drzwi tarasowe, skąd wychodziła moja osobista definicja miłości...
*Podkład, znowu :)*
Siedziała obok Zayna śmiejąc się z jego opowieści, drugie miejsce przy jej boku zajmował Harry co chwile łaskocząc dziewczynę po szyi. Uśmiechnąłem się na ten widok, najważniejsze osoby w moim życiu zdawały się beztrosko cieszyć wolnością. Długie, lekko kręcone włosy rozwiewał delikatny, wieczorny wiatr, morskie oczy błyszczały iskierkami odbijającymi się od ogniska, a okryte ciepłą bluzą Nialla ramiona drżały od śmiechu. Do mojej świadomości wtargnęła myśl, że gdy wyznam jej swoją miłość będę miał prawo otulać ją własnymi ramionami, co i tak robię. Mój uśmiech się poszerzył, gdy zdałem sobie sprawę, że zachowujemy się jak małżeństwo, jak to dumnie ujmował Liam. Może kiedyś będzie mówił, że nie możemy się od siebie oderwać, pomimo tylu lat po ślubie? Zatraciłem się w zapamiętywaniu tych idealnie wykrojonych ust. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo perfekcyjna jesteś. Niall zaczął brzdąkać na gitarze, a Harry gonił moją miłość, która zabrała mu ostatniego cukierka. Podniosłem się i podbiegłem, aby złapać ją od tyłu. Wiła się w moim uścisku ściskając z całą siłą słodkości i śmiejąc się do utraty tchu. Zakołysałem się z brunetką w moich ramionach.
- I co teraz zrobisz, rozrabiako?
- Puszczaj, puszczaj! - wierzgała nogami.
- Za buziaka - zachichotałem i wskazałem usta szepcząc: O tutaj - okręciłem ją w moich ramionach i spojrzałem w oczy. Ta głębia błękitu zawsze mnie porażała. Zbliżyłem się do jej różowych ust i przycisnąłem swoje wargi. To było zaledwie muśnięcie, które zamieniło się w serię delikatnych cmoknięć. Chciałem, aby ta chwila została w naszej pamięci na zawsze Pierwszy pocałunek... Ten tęsknie oczekiwany. Wplotłem palce w kosmyki, które rano osobiście rozczesywałem, ta myśl w zadziwiający sposób dodała mi odwagi. Rozchyliłem usta pogłębiając pocałunek, który oddała z równym zaangażowaniem. Delikatne dłonie oplotły mnie w pasie, gdy przeżywałem najpiękniejszą chwilę mojego życia...
* Wszystkie trzy wyróżnienia odnoszą się do serii książek "Trylogia Czasu", której jestem fanką :)
czwartek, 6 czerwca 2013
Liam
Witam x
Shot jest króciutkim listem, który napisałam już dawno i nawet opublikowałam, ale jakoś nie długo gościł na moim blogu. Prawie nic nie zmieniałam, niech będzie, jaki był :)
Lena x
_______________________________________________________________
Wędrowałem bez celu po strychu. Wzrokiem odszukiwałem pamiątek z czasów, gdy byliśmy tak blisko, że niemal stanowiliśmy jedną duszę...
"Zatrzymaj się na czas
Dobrze zastanów zanim coś powiesz i
Z siłą najcięższych dział
Tym jednym słowem
Cały nasz świat zetrzesz w pył"
Zatrzymałem się, ale chyba już za późno, prawda?
Już nie jesteśmy tymi samymi ludźmi.
Zmieniamy się.
Każdy, bez wyjątku.
Inne rzeczy są teraz dla nas najważniejsze.
Gdy wracam do domu nie dostaję całusa w policzek.
Nikt nie krzyczy, gdy wchodzę z butami do kuchni, żeby jak najszybciej zjeść obiad.
Jestem Ci obojętny, prawda?
Wypaliło się...
Nie wiedziałem, że to tak szybko się stanie.
Nie chciałem, żeby kiedykolwiek się stało.
Oddalamy się od siebie.
Przetrwamy tą próbę?
Błagam, pomóż mi o Nas walczyć!
Sam nie dam rady!
Ledwo się trzymam!
"Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś...
Na czas zawrócić nas
Zmienić zdarzeń bieg
Gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?"
Bez Ciebie nie potrafię nawet kłaść się spać z uśmiechem.
Bo nie ma Ciebie obok.
Do niedawna byłaś jedynie ciałem...
A teraz odeszłaś.
Pewnie myślisz, że piszę ten list po pijaku siedząc bezradnie na podłodze.
Nie...
Siedzę bezradnie płacząc na kufrze.
Tak, tym na strychu.
Tym, do którego zawsze wkładałaś nasze zdjęcia.
To już nie jest płacz...
Może to deszcz?
Może niebo płacze ze mną?
Może to aniołki chlipią nad naszym rozstaniem?
Zadziwiające jest jednak to, że za oknem nie ma ani jednej chmurki.
Tak słonecznie...
Ale bez Ciebie.
Jakbym stał w zimnym cieniu, gdy słońce woła mnie do zabawy.
Nie potrafię wyjść z ciemności...
Wiesz, chyba jestem na krawędzi.
I Ty pewnie też..
W końcu mnie kochasz.
Kochasz, prawda?!
To wróć.
Razem wrócimy na bezpieczny ląd.
Razem nigdy nie spadniemy.
Niesieni skrzydłami miłości..
"A jeśli dzieli nas
Od przepaści krok
Chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie"
Z powrotem chcę Cię widzieć roześmianą, gdy na tym oto strychu w kapeluszu na głowie, kręciłaś się wokół własnej osi, pozując mi do zdjęć.
Chcę Cię tulić do snu.
Chcę budzić Cię pocałunkiem.
Chcę robić Ci śniadania.
I kolacje...
Chcę latać za tobą po łące.
Dogonić i złączyć nasze dłonie w uścisku.
"Chcę tylko czuć, że Cię mam przy sobie..."
Twój Liam.
PS. Moje drzwi... Nasze drzwi stoją dla Ciebie otworem.
PS.2. Kocham Cię, wiesz?
PS. Wrócisz, kochanie?
****
Ściskałam w dłoniach list, nie wiedząc, co mam zrobić...
Wrócić do niego, spróbować to wszystko naprawić i żyć szczęśliwie, lub po raz kolejny przeżywać, że nam się nie udało? Czy zostawić jak jest i cierpieć bez ostatniej próby? Poddać się, czy walczyć?
"Bo gdy przy sobie cię mam
Wierzę, że zamiast się stoczyć
Kolejny raz uda się nam"
niedziela, 12 maja 2013
Niall
Imagin dedykuję
________________________________________________________________
Noc. Ciemność. Brak gwiazd. Brak księżyca. Czarne chmury spowiły niebo, nie dając światłu jakiejkolwiek możliwości przebicia się, nawet latarnie wyzionęły ducha. Brak prądu. Siedziałam podkulona na parapecie, obok mnie jarzyła się coraz to mniejsza świeczka. Jedynym odgłosem było bijące serce. Moje serce.
Cisza.
To chyba ona doskwierała mi najbardziej. Nigdy nie było tu cicho... Zawsze było słychać śmiech. Taki nieco gardłowy, radosny i pełen energii. Rozbrzmiewał on donośnie w każdym zakątku mieszkania i wypełniał serca obecnych błogim stanem radości. Patrząc na te roześmiane oczy można było poczuć, że będzie dobrze, że świat jest piękny...
"-Zabiją go, zabiją, zabiją - mamrotał Malik tuż przy moim uchu.
- Nie idź tam! - wrzeszczałam, jeszcze mocniej wtulając się w Mulata.
- Zaraz otworzy. Nie otwieraj tych drzwi, idioto! - krzyknął i nagle coś zawyło nam przy uszach. Skoczyliśmy na równe nogi wysypując popcorn. Rozległ się ten śmiech. - Niall, idioto, uciekaj jeśli Ci życie miłe! - krzyczał Zayn, a w moich oczach pojawiły się łzy i policzki poczerwieniały mi ze złości.
- [T.I]? - zapytał zaniepokojony blondyn, a oburzony przyjaciel zatrzymał się w pół kroku - [T.I.]? - ponowił nawoływanie Horan, zbliżył się oplatając mnie ramionami - Nie bój się, przepraszam.
- Przez Ciebie nie zasnę w nocy - wymamrotałam wtulając się w niego.
- Będziemy spać razem - wyszczerzył się, a Zi uniósł kciuki w górę, wybaczając już kumplowi.
- W każdej sytuacji znajdziesz plusy, prawda? - zapytałam, na co pokiwał ochoczo głową - Poco ja w ogóle pytam? - tym razem w odpowiedzi rozległ się uroczy śmiech, który od razu przegonił wszystkie smutki..."
Nikły uśmiech wywołany wspomnieniami zdobiły łzy smutku i tęsknoty.
" - Życie jest do dupy - fuknęłam opadając na kanapę.
- Mylisz życie z papierem toaletowym, kochanie - roześmiał się, a kąciki moich ust mimowolnie powędrowały delikatnie ku górze.
- No ale nic mi się nie udaje! Jestem do niczego - brzydka i głupia - znów usłyszałam jego śmiech - to nie jest zabawne! - udałam oburzoną.
- Jest, kochanie. Nic Ci się nie udaje, bo jesteś moją kochaną ciamajdą, a dziś po prostu jakoś szczególniej - podsunął, za co dostał z łokcia w żebra - A zanim mnie stratujesz i zakopiesz w ogródku, to pozwól mi dokończyć - pstryknął mnie w nos - Jesteś piękna, każda kobieta jest piękna. I jesteś inteligentna, no bo kto by się domyślił, że to ja zjadłem te żelki?! - spojrzałam na niego wzrokiem pod tytułem "Każdy, kotek, każdy", ale niezrażony kontynuował - I choć każdym ma wady... You're perfect for me - wyszeptał mi do ucha, a ja momentalnie się uśmiechnęłam wtulając w jego ciało."
Zawsze wiedział jak mnie pocieszyć. I nie tylko mnie. Był takim promyczkiem szczęścia, optymista do potęgi. Przy nim czułam się doceniana, kochana, wyjątkowa - na prawdę tak było, choć brzmi to jak kwestia wyrwana z filmu.
" - Pada - stwierdziłam smutnym głosem.
- Nie smutaj mi tu, tylko zagrajmy w jakąś grę planszową! - zawołał podekscytowany.
- Niall, ile ty masz lat?
- Sześć! - obwieścił radośnie biegnąc po chińczyka, jak się później okazało - Który kolor pionków chcesz? - zapytał. Już chciałam się z niego ponaśmiewać, ale widząc te błyszczące błękitne oczy, niczym morze odbijające promyczki słońca, zaniechałam tego i odpowiedziałam rzeczowo:
- Żółte.
- To ja biorę zielone!
- Któż by się spodziewał? - zachichotałam.
- Oj tam, potrafię być nieprzewidywalny - zaprotestował - Jak pogoda! - dodał.
- To faktycznie - szturchnęłam go wskazując na okno - Nie pada, idziemy na spacer!
- Musimy? A gra? - zapytał smutno.
- Pogramy jak wrócimy - odpowiedziałam ciepło głaszcząc jego włosy.
- Juuupi! - krzyknął podnosząc mnie do góry i obracając wokół własnej osi."
Tak niewiele mu było potrzeba do szczęścia, cały czas się uśmiechał, śmiał, wszędzie szukał plusów i zarażał ludzi dobrą aurą. Pył moją podporą, moją nadzieją, moim jutrem, a teraz...?
Moje rozmyślenia przerwał dzwoniący telefon.
- Halo?
- [T.I.] przyjdziesz do nas? - zapytał Louis.
- Louis ja... innym razem, dobrze? - odezwałam się drżącym głosem.
- Wspominasz? - najwyraźniej cisza była wyraźnym "tak", bo Lou kontynuował - On nie chce, żebyś była smutna, zamartwiała się. Odszedł, ale teraz pilnuje Cię z góry. Jest naszym aniołem stróżem.
- Tęsknię... Tak bardzo za nim tęsknię.
- My też, Zayn siedzi cicho, Liam udaje, że wszystko jest dobrze, a Harry płacze nocami, mi tez nie jest łatwo, ale trzeba iść dalej. Dla niego.
- Wiem, tylko to strasznie trudne - nie widzieć jego uśmiechu i nie słyszeć jego głosu - rozpłakałam się.
- Spotkacie się kiedyś i będziecie już na zawsze razem, nic was nie rozdzieli, ale teraz weź się w garść i chodź do nas, rozruszaj nas, on by tego chciał...
- Louis...
- Żadne "Louis". On na Ciebie liczy, my także, pomóż nam, żebyśmy mogli pomóc Tobie...
- Będę... będę za piętnaście minut - pociągnęłam nosem.
- Dobrze. [T.I]? Uśmiechnij się szczerze dla niego i dla nas. Z czasem rany mniej bolą. Nie bój się, że o nim zapomnisz - to niemożliwe, a jeśli chcesz, to nawet nie próbuj, bo się nie da. Weź się w garść, pomożemy Ci, będziemy wspierać, a Niall? Nialler pilnuje Cię tam na górze. Kochasz jego uśmiech?
- Oczywiście.
- Więc nie pozwól, by przez nasz smutek i on się smucił, dajmy mu powód do uśmiechu - powiedział ciepło, po czym się rozłączył. Otarłam łzy i zerknęłam na naszą wspólną fotografię. Moja i Nialla.
- Jeszcze kiedyś będziemy tacy szczęśliwi. Kiedyś się spotkamy, a teraz wybacz - idę walczyć o Twój uśmiech - wyszeptałam i ruszyłam w stronę domu przyjaciół.
- Znajdź swoją gwiazdę, na ziemi.
- A co, jeśli ona już od dawna nie stąpa po ziemi?
- Na świecie jest pełno takich gwiazd, wiem, że tylko jedna świeci tak jasno, ale jest jeszcze kilka wyjątkowych, które również potrafią rozświetlić twoją noc..
Mój pierwszy imagin bez happy end'u... Co o nim myślicie?
Następny będzie o Liamie i postaram się jak najszybciej, ale wiecie jak to ze mną...
Przepraszam za mój brak systematyczności.
To do następnego, Misie! ♥
Lena x
PS. Dziękuję @izaa_official, za pomoc w wymyśleniu epizodu z wystraszeniem głównej bohaterki i Zayna, a raczej za podsunięcie tego pomysłu. Pomogłaś mi ruszyć z pisaniem, my little bird ♥
wtorek, 23 kwietnia 2013
Louis
Pisane przy: You'r Beautiful
*Louis nie jest w żadnym związku.
_____________________________________________________________
~*~Bella~*~
Szybkim krokiem przemierzałam pobocze w cienkim, żółtym swetrze i starych trampkach, a na plechach miałam zarzucony plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Słońce przed chwilą schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Wysokie drzewa odgradzały jezdnię od rozległych pól i rzucały złowrogie cienie. Czy się bałam? Oczywiście, ale co innego mi pozostało? Uciekłam. Nie mogłam dłużej znieść litości. Każdego dnia to samo, i nie chodzi mi o monotonię - to czas mijający bez miłości, bez czułości... Taki oschły, raniący wręcz. To było dla mnie gorsze, niż włóczenie się w nocy ulicami, poza miastem, gdzie groziło mi niebezpieczeństwo i głód. Może jestem szalona i dziwna, ale nie potrafiłam tego znieść. Auta przejeżdżały nie zwracając uwagi na bezbronną dziewczynę... Może to i dobrze? Przynajmniej nic mi nie grozi. Zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej, muszę znaleźć jakieś lokum, a mieszkaniu nawet nie ma mowy, i coś do jedzenia - te kanapki na długo mi nie starczą. Mimo wszystko tam nie wrócę, będę próbować żyć na własną rękę z nadzieją, że los się kiedyś do mnie uśmiechnie, że w moim życiu rozbłyśnie tęcza. Nie wrócę do tego budynku bez miłości, bez uczuć, nie wrócę do domu dziecka...
Uwierzycie, że mam sześć lat?...
~*~Louis~*~
Po ciężkim dniu w pracy przemierzałem drogę, uwielbiam prowadzić auto nocą, ulice są takie puste, a w tej magicznej ciemność można się uspokoić i odprężyć. Moim celem było znalezienie się w domu, szybki prysznic i czekające na mnie łóżko. "Tylko ono na mnie czeka..." Mam wspaniały dom, przyjaciół i pracę, tylko czasami czuję w środku jakieś braki. Powinienem cieszyć się tym, co mam i na prawdę to doceniam, ale czegoś mi brakuje... Osoby, o którą mógłbym się troszczyć każdego dnia, która zawsze czekałaby na mnie, aż wrócę z pracy, którą mógłbym przytulić w każdym momencie... Dziewczyny? Możliwe.
Wpatrywałem się w jezdnię uważając na inne auta, gdy mój wzrok napotkał się z żółtym sweterkiem. Mała dziewczynka szła poboczem całkiem sama z plecakiem. "Uciekła?", "Zgubiła się?". Zwolniłem prędkość i spuściłem szybę.
- Dlaczego włóczysz się sama po nocy, mała?- zapytałem przyjaznym głosem, ale i tak się wzdrygnęła.
- Tak jakoś wyszło- usłyszałem melodyjny, dziecięcy głosik.
- Zgubiłeś się?- dopytywałem.
- Raczej nie... Jak można się zgubić, gdy nie ma się obranego celu podróży?- spojrzała na mnie po raz pierwszy. Od jej błękitnych niczym niebo oczu bił spokój.
- Zimno Ci?- zapytałem szybko, zauważając, że się trzęsie.
- Zimno, ale poradzę sobie.
- Niby jak?- zapytałem. Najwyraźniej obudził się we mnie buntownik. Zachowywałem się jak dziecko...
- Jakoś na pewno- odpowiedziała pewnie, przez co westchnąłem.
- Tak do niczego nie dojdziemy, wskakuj- uśmiechnąłem się.
- Nie znam Cię przecież...- wyszeptała nie pewnie.
- Nie zostawię Cię tu- sięgnąłem na tylne siedzenia po koc i wyszedłem z auta. Stanąłem obok dziewczynki, otulając ją okryciem i uśmiechając próbując dodać jej otuchy.
- Dziękuję- odwzajemniła uśmiech. Kucnąłem przy niej, żeby nasze oczy były na równej wysokości.
- Jak masz na imię?
- Bella, a Ty?
- Louis- wyciągnąłem rękę, a ona nieśmiało ją uścisnęła machając delikatnie- Nie jest Ci zimno?- zapytała po chwili ciszy.
- Ważne, że Tobie jest ciepło- potarłem jej ramiona.
- Ale zmarzniesz, zachorujesz, a ja będę czuła się winna.
- Nie zostawię Cię samej, kochanie- odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów. W końcu spojrzała mi prosto w oczy.
- Pojadę z Tobą- wyszeptała. Przytuliłem ją do siebie i poprowadziłem w stronę auta. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, a one weszła bez słowa. Usiadłem na miejscu kierowcy i włączyłem samochód, chwilę jechaliśmy w ciszy, którą przerwała:
- Dokąd mnie zabierasz?
- Do mnie- uśmiechnąłem się- Będzie mały problem z piżamą, bo wybacz, ale u mnie czegoś na Twój rozmiar nie znajdziemy- zaśmiałem się.
- Pozwolisz mi zostać na noc?- w jej oczach coś błysnęło, ale nie potrafiłem zinterpretować tego błysku.
- Nie wyrzucę Cię na bruk. Prześpisz się, zjesz coś, a jutro pomyślimy co dalej- pogłaskałem ją po włosach i z powrotem ułożyłem rękę na kierownicy. Do końca jazdy nie odezwała się ani słowem, ja też nie chciałem naciskać. Wjechałem do garażu i ruszyłem otworzyć drzwi nocnej podróżniczce. Wskazałem jej kierunek, w jakim ma iść i ruszyłem za nią. W końcu znaleźliśmy się w ciepłym domu.
- Napijesz się czegoś?- pokiwała głową- Herbaty, soku czy może masz ochotę na kakao?- uśmiechnąłem się, gdy nieśmiało przystała na ostatnią propozycję. Wstawiłem mleko i odwróciłem się w kierunku dziewczynki- Siadaj, nie krępuj się- kiwnąłem głową na krzesło- Opowiesz mi, dlaczego sama chodzisz nocą?- zapytałem delikatnie. Usiadła tylko na krześle i spuściła głowę. Nie uważasz, że powinienem zadzwonić do Twoich rodziców?- zaprzeczyła gwałtownie głową- Pewnie się martwią...- nie dawałem za wygraną, ale wciąż uparcie milczała- Dobrze, to najpierw się znajdę Ci coś na przebranie- znów skinęła głową, a ja ruszyłem w stronę schodów. "Co ja jej mam wybrać?". Otwierając szafę zdałem sobie sprawę, że to będzie jeszcze trudniejsze, niż myślałem, kiedy do głowy wpadła mi genialna myśl. Szybko udałem się do drugiej szafy i wyciągnąłem dziecięcą piżamę. "Plusy posiadanie młodszych sióstr...". Zbiegłem szybko na dół, obawiając się, że Bella ucieknie, na szczęście nie ruszyła się z miejsca. Podszedłem do gotującego się mleka, nalałem do zabawnych kubków, na których widniały misie i wsypałem kakao.
- Proszę bardzo- podałem dziewczynce napój.
- Dziękuję- piliśmy bez słowa, a ja chyba powoli dochodziłem do wniosku, że moja towarzyszka nie jest zbyt rozmowna, gdy nagle ciszę przerwał dziecięcy śmiech.
- Co?- zapytałem zmieszany.
- Masz wąsy- wydukała śmiejąc się. Oblizałem się i dołączyłem do radości dziewczynki.
- Zawsze chciałem być kotem, to dlatego- udałe poważnego.
- Dlaczego kotem?
- Koty są fajne, kto by nie chciał być kotem?
- W sumie masz rację.
- Ja zawsze mam racę- wystawiłem język.
- Ile masz lat?- zapytała po chwili.
- Dwadzieścia jeden, a dlaczego pytasz?
- Bo zachowujesz się jak dziecko- wyszczerzyła ząbki.
- Przecież ja jestem dzieckiem!- zaprotestowałem.
- Troszkę wyrośniętym- zripostowała- Ale duszę to masz dziecka- pokiwała głową.
- Widzisz? Zawsze mam rację- pstryknąłem ją w nosek i podałem piżamę- Łazienka jest zaraz na przeciwko kuchni, poradzisz sobie sama?- przytaknęła- To leć się myć- zeskoczyła z krzesła i raźnym krokiem ruszyła we wskazanym prze ze mnie kierunku. Oparłem się łokciami o blat zastanawiając, co dalej? Przygarnąłem pod swój dach dziecko, nie wiadomo dlaczego uciekło z domu, nie wiem co robić, ale i tak jej pomogę. Bella zasługuje na szczęście. Krzątałem się po kuchni, dopóki moja tymczasowa współlokatorka nie opuściła łazienki.
- Chcesz coś zjeść?- przytaknęła- Na co masz ochotę?
- Tosty bym poprosiła.
- Tam jest salon- wskazałem ręką pomieszczenie obok- Usiądź sobie wygodnie. Jak chcesz obejrzeć jakiś film, to wybierz, są pod ławą.
- Dobrze- z gotową kolacją udałem się do głównego pomieszczenia tego domu.
- Częstuj się- uśmiechnąłem się podsuwając jej talerz.
- Dziękuję- zauważyłem, że często używa tego słowa... Spędziliśmy następne godziny oglądając zabawne komedie. W końcu widzę, jaka jest Bella - to roześmiana i bardzo mądra jak na swój wiek dziewczynka, potrafi człowieka zaskoczyć. Przy końcówce filmu oparła się na moim ramieniu i oddychała miarowo. "Zasnęła". Wziąłem ją delikatnie za ręce i skierowałem się do jednej z sypialni, ułożyłem ją ostrożnie na łóżku i opiekuńczo okryłem kołdrą - wyglądała jak aniołek. Niewinny aniołek, któremu świat najwidoczniej nie szczędził bólu.
- Dziękuję Ci... za wszystko- usłyszałem cichy szept.
- Nie ma za co, kochanie, śpij spokojnie- pocałowałem ją w czółko i zgasiłem małą lampkę. Ostatni raz zerkając w stronę dziewczynki zamknąłem drzwi i udałem się pod prysznic. Tam zawsze najlepiej mi się myślało. Z tego wszystkiego wywnioskowałem jedno - muszę jej pomóc, mimo wszystko. Wskoczyłem w miękką pościel i oddałem się krainie Morfeusza. "To był długi dzień..."
~*~Bella~*~
Obudził mnie trzask, który od razu postawił mnie do pionu. "Burza." Gdy mój oddech się uspokoił wróciły wspomnienia wczorajszego dnia. Ktoś się o mnie troszczył, na prawdę troszczył, nie z przymusu, a z dobrego serca, tak po prostu... Wspaniałe uczucie, mogłabym się przyzwyczaić. Moje rozmyślenia przerwał kolejny grzmot, więc zsunęłam się z łóżka naciągając koszulkę od piżamy i po cichu ruszyłam w kierunku drzwi. Moje bose stópki kroczyły po zimnych panelach w przedpokoju, aż w końcu znalazłam się przy wejściu do pokoju Louisa. "Wejść?". W głowie miałam wiele za i przeciw, ale ostatecznie pociągnęłam za klamkę "I tak już wiele zaryzykowałam". Najwidoczniej nie zdążył zasłonić rolet, więc błyski piorunów oświetlały co chwilę pokój. Stanęłam przy łóżku chłopaka i delikatnie szturchnęłam jego ramie.
- Louis- wyszeptałam, na co jęknął niewyraźnie.- Louis- powiedziałam głośniej.
- Bella? Co się stało, słońce?- podniósł się na łokciu patrząc na mnie z niepokojem "Martwił się...".
- Burza..- zaczęłam, ale przerwał mi w pół zdania.
- Boisz się?
- Pół na pół, przeraża mnie, ale ma też w sobie coś niesamowitego- uśmiechnęłam się.
- Chcesz ją pooglądać?- usiadł na łóżku z cwanym uśmieszkiem. Kiwnęłam głową, a on zeskoczył z posłania i podał rękę, którą nie pewnie ujęłam. Podprowadzając mnie pod okno podniósł do góry i usadził na szerokim parapecie. Usiadł obok, otulając mnie ramieniem.
- Oni nie żyją...- spojrzał na mnie pytająco- Moi rodzice, nie żyją. Uciekłam z domu dziecka, bo nie chciałam litości, udawanego zainteresowania i kłamliwego współczucia. Opiekunowie byli tam w pracy, tylko tyle trzymało ich przy nas. Cały czas to samo: śniadanie, szkoła, obiad, nauka, kolacja, a powiedz mi, gdzie tu miejsce na miłość? Wiesz jakie to uczucie, gdy nikt Cię nie kocha? Nie, na pewno nie... Jesteś zbyt dobrym człowiekiem, na pewno wszyscy Cię kochają, nie dziwię się im. Ja najwyraźniej nie zasłużyłam na miłość, nie wiem jeszcze co zrobiłam źle, ale tak właśnie to wygląda...
- Każdy zasłużył na miłość, a zwłaszcza dzieci. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego los Cię tak zranił- poczułam mokrą łzę we włosach, gdy tulił mnie z całych sił. Czułam się bezpieczna... kochana?- Nikt Cię już nie skrzywdzi, wiesz? Zostaniesz ze mną, i choć inni będą mówić, że chcę się opiekować dzieckiem, a sam nim jestem będę przy Tobie- teraz oboje płakaliśmy.
- Dziękuję, to najpiękniejsze słowa, jakie słyszałam- siedzieliśmy chwilę w ciszy obserwując panoramę za oknem, a Louis ani na moment nie poluźnił uścisku.
- Chodźmy spać, nie wstaniesz jutro- uśmiechnął się całując mnie we włosy.
- Louis?
- Tak?
- Mogę spać z Tobą, bo burza i ja...
- Jasne, aniołku- nie dał mi dokończyć. Ułożył się na łóżku i odkrył róg kołdry, żebym mogła się wślizgnąć obok niego. Leżałam do niego plecami, a on objął mnie ręką w pasie, drugą głaszcząc moje włosy- Jutro poznasz kilka wspaniałych osób. Na razie zostaniesz u mnie trochę nielegalnie- zaśmiał się.
- Kogo poznam?
- Moich przyjaciół.
- Myślisz, że mnie polubią?
- Pokochają, jak ja...- po moim sercu rozlało się ciepło na te słowa. "Ktoś mnie kocha."- A teraz zamykaj oczka, kolorowych snów, aniołku- ucałował moje włosy i zaczął nucić jakąś kołysankę. Jego delikatny głos nie pozwalał mi się martwić. Wiedziałam, że już nic złego mnie nie spotka...
*10 lat później*
- Jestem!- krzyknęłam przekraczając próg domu zatrzaskując za sobą drzwi, rzuciłam plecak w kąt i udałam się w stronę kuchni, skąd wydobywały się wspaniałe zapachy.
- Jak było w szkole?- zapytał Louis obracając się od kuchenki i stając twarzą w moją stronę.
- Całkiem dobrze, nie było żadnego sprawdzianu, więc było luźno, a jak Tobie minął dzień?- usiadłam przy stole urywając drobne, zielone kuleczki z kiści winogron.
- Spotkałem się z tym zespołem, miłe chłopaki- uśmiechnął się smutno.
- Coś się stało?- zapytałam zmartwiona.
- Po prostu nie myślałem, że kiedyś to ja będę menadżerem...-westchnął siadając obok.
- Wszystko się kiedyś kończy, będziesz świetny dla tych chłopaków- wtuliłam się w niego.
- Mam nadzieję- pogłaskał mnie po włosach- To bierzemy się za jedzenie, bo zaraz mają wpa...- w pół słowa przerwał mu trzask drzwi, a chwilę potem w pomieszczeniu znalazła się reszta dawnego zespołu.
- Hej kochani, co tam u Was?- zapytał grzecznie Liam siadając po przeciwnej stronie stołu, miejsca po obu jego stronach zajęli Niall i Zayn, za to Harry przysiadł obok Louisa.
- Spotkałem się z tym zespołem, myślę, że będzie nam się dobrze pracować- uśmiechnął się wielbiciel marchewek.
- Na pewno, stary- Harry poklepał go po plecach.
- Jakby co, to możesz na nas liczyć- odezwał się Zayn, na co wszyscy zgodnie przytaknęli.
- Dziękuje, jesteśmy najwspanialszą rodziną- otoczył mnie i lokowatego ramionami, po czym wstał i nałożył wszystkim jedzenie. Popołudnie minęło nam na wspominaniu starych czasów, usłyszałam wiele zabawnych historii z życia chłopaków. Doskonale wiem, jak trudno im było pożegnać się z zespołem, dlatego nawet nie kryła łez, gdy wspominali stare, dobre czasy.
- I wtedy pojawiłaś się Ty- zaczął Harry.
- Wywróciłaś nasz świat do góry nogami- dorzucił Niall.
- Mięliśmy takiego małego skrzacika, który wszystkich wkoło obdarowywał uśmiechem- Zayn poczochrał mnie po włosach.
- Resztę historii znasz, jesteś jej częścią- dokończył Liam.
- Co my byśmy bez Ciebie zrobili?- westchnął Louis tuląc mnie do siebie.
- Wydawali mniej pieniędzy na jedzenie?- zaśmiałam się.
- Nie, Niall i tak by nadrobił- parsknął Zayn. Wieczór spędziliśmy podobnie - rozmawialiśmy, śmialiśmy się i graliśmy w gry. Mam wspaniałych wujków, zdecydowanie, a to, że zaufałam im było najlepszą decyzją w moim życiu i Louis... gdybym go nie posłuchała, nie przyjechała tu tamtej nocy, to bym tam zamarzła, a tak? Teraz mam domo, wspaniałą rodzinę, przyjaciół... Kocham ich wszystkich, dzięki nim zapomniałam o przeszłości, zaczynam od nowa, zaczynam wszystko od początku, a towarzyszy mi miłość "Nareszcie." Każdej nocy dziękuję Bogu, za to, że postawił na mojej drodze tych wariatów, dzięki nim aż chce mi się wstawać każdego ranka. Wiem, że zawsze mogę im się wygadać, poprosić o radę, przytulić, albo tak po prostu pomilczeć, tego zawsze pragnęłam...
Goście opuścili nasz dom stosunkowo późno, więc jedynie pozostało mi pójść pod prysznic i spać. Gotowa, aby wskoczyć do łóżka wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju, jednak zatrzymałam się widząc tak dobrze mi znaną postać na balkonie. Podeszłam do niego opierając się obok o barierkę.
- Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła, pewnie zamarzłabym tam, albo znaleźliby mnie i wróciłabym do domu dziecka- wyszeptałam.
- Tak bardzo się cieszę, że Cię wtedy znalazłem, teraz już nic Ci nie grozi. Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, nie oddam Cię nikomu. Kocham Cię, Mała- otulił mnie mocno ramionami i pocałował we włosy.
- Ja też Cię kocham, Tato...
*Louis nie jest w żadnym związku.
_____________________________________________________________
~*~Bella~*~
Szybkim krokiem przemierzałam pobocze w cienkim, żółtym swetrze i starych trampkach, a na plechach miałam zarzucony plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami. Słońce przed chwilą schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Wysokie drzewa odgradzały jezdnię od rozległych pól i rzucały złowrogie cienie. Czy się bałam? Oczywiście, ale co innego mi pozostało? Uciekłam. Nie mogłam dłużej znieść litości. Każdego dnia to samo, i nie chodzi mi o monotonię - to czas mijający bez miłości, bez czułości... Taki oschły, raniący wręcz. To było dla mnie gorsze, niż włóczenie się w nocy ulicami, poza miastem, gdzie groziło mi niebezpieczeństwo i głód. Może jestem szalona i dziwna, ale nie potrafiłam tego znieść. Auta przejeżdżały nie zwracając uwagi na bezbronną dziewczynę... Może to i dobrze? Przynajmniej nic mi nie grozi. Zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej, muszę znaleźć jakieś lokum, a mieszkaniu nawet nie ma mowy, i coś do jedzenia - te kanapki na długo mi nie starczą. Mimo wszystko tam nie wrócę, będę próbować żyć na własną rękę z nadzieją, że los się kiedyś do mnie uśmiechnie, że w moim życiu rozbłyśnie tęcza. Nie wrócę do tego budynku bez miłości, bez uczuć, nie wrócę do domu dziecka...
Uwierzycie, że mam sześć lat?...
~*~Louis~*~
Po ciężkim dniu w pracy przemierzałem drogę, uwielbiam prowadzić auto nocą, ulice są takie puste, a w tej magicznej ciemność można się uspokoić i odprężyć. Moim celem było znalezienie się w domu, szybki prysznic i czekające na mnie łóżko. "Tylko ono na mnie czeka..." Mam wspaniały dom, przyjaciół i pracę, tylko czasami czuję w środku jakieś braki. Powinienem cieszyć się tym, co mam i na prawdę to doceniam, ale czegoś mi brakuje... Osoby, o którą mógłbym się troszczyć każdego dnia, która zawsze czekałaby na mnie, aż wrócę z pracy, którą mógłbym przytulić w każdym momencie... Dziewczyny? Możliwe.
Wpatrywałem się w jezdnię uważając na inne auta, gdy mój wzrok napotkał się z żółtym sweterkiem. Mała dziewczynka szła poboczem całkiem sama z plecakiem. "Uciekła?", "Zgubiła się?". Zwolniłem prędkość i spuściłem szybę.
- Dlaczego włóczysz się sama po nocy, mała?- zapytałem przyjaznym głosem, ale i tak się wzdrygnęła.
- Tak jakoś wyszło- usłyszałem melodyjny, dziecięcy głosik.
- Zgubiłeś się?- dopytywałem.
- Raczej nie... Jak można się zgubić, gdy nie ma się obranego celu podróży?- spojrzała na mnie po raz pierwszy. Od jej błękitnych niczym niebo oczu bił spokój.
- Zimno Ci?- zapytałem szybko, zauważając, że się trzęsie.
- Zimno, ale poradzę sobie.
- Niby jak?- zapytałem. Najwyraźniej obudził się we mnie buntownik. Zachowywałem się jak dziecko...
- Jakoś na pewno- odpowiedziała pewnie, przez co westchnąłem.
- Tak do niczego nie dojdziemy, wskakuj- uśmiechnąłem się.
- Nie znam Cię przecież...- wyszeptała nie pewnie.
- Nie zostawię Cię tu- sięgnąłem na tylne siedzenia po koc i wyszedłem z auta. Stanąłem obok dziewczynki, otulając ją okryciem i uśmiechając próbując dodać jej otuchy.
- Dziękuję- odwzajemniła uśmiech. Kucnąłem przy niej, żeby nasze oczy były na równej wysokości.
- Jak masz na imię?
- Bella, a Ty?
- Louis- wyciągnąłem rękę, a ona nieśmiało ją uścisnęła machając delikatnie- Nie jest Ci zimno?- zapytała po chwili ciszy.
- Ważne, że Tobie jest ciepło- potarłem jej ramiona.
- Ale zmarzniesz, zachorujesz, a ja będę czuła się winna.
- Nie zostawię Cię samej, kochanie- odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów. W końcu spojrzała mi prosto w oczy.
- Pojadę z Tobą- wyszeptała. Przytuliłem ją do siebie i poprowadziłem w stronę auta. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, a one weszła bez słowa. Usiadłem na miejscu kierowcy i włączyłem samochód, chwilę jechaliśmy w ciszy, którą przerwała:
- Dokąd mnie zabierasz?
- Do mnie- uśmiechnąłem się- Będzie mały problem z piżamą, bo wybacz, ale u mnie czegoś na Twój rozmiar nie znajdziemy- zaśmiałem się.
- Pozwolisz mi zostać na noc?- w jej oczach coś błysnęło, ale nie potrafiłem zinterpretować tego błysku.
- Nie wyrzucę Cię na bruk. Prześpisz się, zjesz coś, a jutro pomyślimy co dalej- pogłaskałem ją po włosach i z powrotem ułożyłem rękę na kierownicy. Do końca jazdy nie odezwała się ani słowem, ja też nie chciałem naciskać. Wjechałem do garażu i ruszyłem otworzyć drzwi nocnej podróżniczce. Wskazałem jej kierunek, w jakim ma iść i ruszyłem za nią. W końcu znaleźliśmy się w ciepłym domu.
- Napijesz się czegoś?- pokiwała głową- Herbaty, soku czy może masz ochotę na kakao?- uśmiechnąłem się, gdy nieśmiało przystała na ostatnią propozycję. Wstawiłem mleko i odwróciłem się w kierunku dziewczynki- Siadaj, nie krępuj się- kiwnąłem głową na krzesło- Opowiesz mi, dlaczego sama chodzisz nocą?- zapytałem delikatnie. Usiadła tylko na krześle i spuściła głowę. Nie uważasz, że powinienem zadzwonić do Twoich rodziców?- zaprzeczyła gwałtownie głową- Pewnie się martwią...- nie dawałem za wygraną, ale wciąż uparcie milczała- Dobrze, to najpierw się znajdę Ci coś na przebranie- znów skinęła głową, a ja ruszyłem w stronę schodów. "Co ja jej mam wybrać?". Otwierając szafę zdałem sobie sprawę, że to będzie jeszcze trudniejsze, niż myślałem, kiedy do głowy wpadła mi genialna myśl. Szybko udałem się do drugiej szafy i wyciągnąłem dziecięcą piżamę. "Plusy posiadanie młodszych sióstr...". Zbiegłem szybko na dół, obawiając się, że Bella ucieknie, na szczęście nie ruszyła się z miejsca. Podszedłem do gotującego się mleka, nalałem do zabawnych kubków, na których widniały misie i wsypałem kakao.
- Proszę bardzo- podałem dziewczynce napój.
- Dziękuję- piliśmy bez słowa, a ja chyba powoli dochodziłem do wniosku, że moja towarzyszka nie jest zbyt rozmowna, gdy nagle ciszę przerwał dziecięcy śmiech.
- Co?- zapytałem zmieszany.
- Masz wąsy- wydukała śmiejąc się. Oblizałem się i dołączyłem do radości dziewczynki.
- Zawsze chciałem być kotem, to dlatego- udałe poważnego.
- Dlaczego kotem?
- Koty są fajne, kto by nie chciał być kotem?
- W sumie masz rację.
- Ja zawsze mam racę- wystawiłem język.
- Ile masz lat?- zapytała po chwili.
- Dwadzieścia jeden, a dlaczego pytasz?
- Bo zachowujesz się jak dziecko- wyszczerzyła ząbki.
- Przecież ja jestem dzieckiem!- zaprotestowałem.
- Troszkę wyrośniętym- zripostowała- Ale duszę to masz dziecka- pokiwała głową.
- Widzisz? Zawsze mam rację- pstryknąłem ją w nosek i podałem piżamę- Łazienka jest zaraz na przeciwko kuchni, poradzisz sobie sama?- przytaknęła- To leć się myć- zeskoczyła z krzesła i raźnym krokiem ruszyła we wskazanym prze ze mnie kierunku. Oparłem się łokciami o blat zastanawiając, co dalej? Przygarnąłem pod swój dach dziecko, nie wiadomo dlaczego uciekło z domu, nie wiem co robić, ale i tak jej pomogę. Bella zasługuje na szczęście. Krzątałem się po kuchni, dopóki moja tymczasowa współlokatorka nie opuściła łazienki.
- Chcesz coś zjeść?- przytaknęła- Na co masz ochotę?
- Tosty bym poprosiła.
- Tam jest salon- wskazałem ręką pomieszczenie obok- Usiądź sobie wygodnie. Jak chcesz obejrzeć jakiś film, to wybierz, są pod ławą.
- Dobrze- z gotową kolacją udałem się do głównego pomieszczenia tego domu.
- Częstuj się- uśmiechnąłem się podsuwając jej talerz.
- Dziękuję- zauważyłem, że często używa tego słowa... Spędziliśmy następne godziny oglądając zabawne komedie. W końcu widzę, jaka jest Bella - to roześmiana i bardzo mądra jak na swój wiek dziewczynka, potrafi człowieka zaskoczyć. Przy końcówce filmu oparła się na moim ramieniu i oddychała miarowo. "Zasnęła". Wziąłem ją delikatnie za ręce i skierowałem się do jednej z sypialni, ułożyłem ją ostrożnie na łóżku i opiekuńczo okryłem kołdrą - wyglądała jak aniołek. Niewinny aniołek, któremu świat najwidoczniej nie szczędził bólu.
- Dziękuję Ci... za wszystko- usłyszałem cichy szept.
- Nie ma za co, kochanie, śpij spokojnie- pocałowałem ją w czółko i zgasiłem małą lampkę. Ostatni raz zerkając w stronę dziewczynki zamknąłem drzwi i udałem się pod prysznic. Tam zawsze najlepiej mi się myślało. Z tego wszystkiego wywnioskowałem jedno - muszę jej pomóc, mimo wszystko. Wskoczyłem w miękką pościel i oddałem się krainie Morfeusza. "To był długi dzień..."
~*~Bella~*~
Obudził mnie trzask, który od razu postawił mnie do pionu. "Burza." Gdy mój oddech się uspokoił wróciły wspomnienia wczorajszego dnia. Ktoś się o mnie troszczył, na prawdę troszczył, nie z przymusu, a z dobrego serca, tak po prostu... Wspaniałe uczucie, mogłabym się przyzwyczaić. Moje rozmyślenia przerwał kolejny grzmot, więc zsunęłam się z łóżka naciągając koszulkę od piżamy i po cichu ruszyłam w kierunku drzwi. Moje bose stópki kroczyły po zimnych panelach w przedpokoju, aż w końcu znalazłam się przy wejściu do pokoju Louisa. "Wejść?". W głowie miałam wiele za i przeciw, ale ostatecznie pociągnęłam za klamkę "I tak już wiele zaryzykowałam". Najwidoczniej nie zdążył zasłonić rolet, więc błyski piorunów oświetlały co chwilę pokój. Stanęłam przy łóżku chłopaka i delikatnie szturchnęłam jego ramie.
- Louis- wyszeptałam, na co jęknął niewyraźnie.- Louis- powiedziałam głośniej.
- Bella? Co się stało, słońce?- podniósł się na łokciu patrząc na mnie z niepokojem "Martwił się...".
- Burza..- zaczęłam, ale przerwał mi w pół zdania.
- Boisz się?
- Pół na pół, przeraża mnie, ale ma też w sobie coś niesamowitego- uśmiechnęłam się.
- Chcesz ją pooglądać?- usiadł na łóżku z cwanym uśmieszkiem. Kiwnęłam głową, a on zeskoczył z posłania i podał rękę, którą nie pewnie ujęłam. Podprowadzając mnie pod okno podniósł do góry i usadził na szerokim parapecie. Usiadł obok, otulając mnie ramieniem.
- Oni nie żyją...- spojrzał na mnie pytająco- Moi rodzice, nie żyją. Uciekłam z domu dziecka, bo nie chciałam litości, udawanego zainteresowania i kłamliwego współczucia. Opiekunowie byli tam w pracy, tylko tyle trzymało ich przy nas. Cały czas to samo: śniadanie, szkoła, obiad, nauka, kolacja, a powiedz mi, gdzie tu miejsce na miłość? Wiesz jakie to uczucie, gdy nikt Cię nie kocha? Nie, na pewno nie... Jesteś zbyt dobrym człowiekiem, na pewno wszyscy Cię kochają, nie dziwię się im. Ja najwyraźniej nie zasłużyłam na miłość, nie wiem jeszcze co zrobiłam źle, ale tak właśnie to wygląda...
- Każdy zasłużył na miłość, a zwłaszcza dzieci. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego los Cię tak zranił- poczułam mokrą łzę we włosach, gdy tulił mnie z całych sił. Czułam się bezpieczna... kochana?- Nikt Cię już nie skrzywdzi, wiesz? Zostaniesz ze mną, i choć inni będą mówić, że chcę się opiekować dzieckiem, a sam nim jestem będę przy Tobie- teraz oboje płakaliśmy.
- Dziękuję, to najpiękniejsze słowa, jakie słyszałam- siedzieliśmy chwilę w ciszy obserwując panoramę za oknem, a Louis ani na moment nie poluźnił uścisku.
- Chodźmy spać, nie wstaniesz jutro- uśmiechnął się całując mnie we włosy.
- Louis?
- Tak?
- Mogę spać z Tobą, bo burza i ja...
- Jasne, aniołku- nie dał mi dokończyć. Ułożył się na łóżku i odkrył róg kołdry, żebym mogła się wślizgnąć obok niego. Leżałam do niego plecami, a on objął mnie ręką w pasie, drugą głaszcząc moje włosy- Jutro poznasz kilka wspaniałych osób. Na razie zostaniesz u mnie trochę nielegalnie- zaśmiał się.
- Kogo poznam?
- Moich przyjaciół.
- Myślisz, że mnie polubią?
- Pokochają, jak ja...- po moim sercu rozlało się ciepło na te słowa. "Ktoś mnie kocha."- A teraz zamykaj oczka, kolorowych snów, aniołku- ucałował moje włosy i zaczął nucić jakąś kołysankę. Jego delikatny głos nie pozwalał mi się martwić. Wiedziałam, że już nic złego mnie nie spotka...
*10 lat później*
- Jestem!- krzyknęłam przekraczając próg domu zatrzaskując za sobą drzwi, rzuciłam plecak w kąt i udałam się w stronę kuchni, skąd wydobywały się wspaniałe zapachy.
- Jak było w szkole?- zapytał Louis obracając się od kuchenki i stając twarzą w moją stronę.
- Całkiem dobrze, nie było żadnego sprawdzianu, więc było luźno, a jak Tobie minął dzień?- usiadłam przy stole urywając drobne, zielone kuleczki z kiści winogron.
- Spotkałem się z tym zespołem, miłe chłopaki- uśmiechnął się smutno.
- Coś się stało?- zapytałam zmartwiona.
- Po prostu nie myślałem, że kiedyś to ja będę menadżerem...-westchnął siadając obok.
- Wszystko się kiedyś kończy, będziesz świetny dla tych chłopaków- wtuliłam się w niego.
- Mam nadzieję- pogłaskał mnie po włosach- To bierzemy się za jedzenie, bo zaraz mają wpa...- w pół słowa przerwał mu trzask drzwi, a chwilę potem w pomieszczeniu znalazła się reszta dawnego zespołu.
- Hej kochani, co tam u Was?- zapytał grzecznie Liam siadając po przeciwnej stronie stołu, miejsca po obu jego stronach zajęli Niall i Zayn, za to Harry przysiadł obok Louisa.
- Spotkałem się z tym zespołem, myślę, że będzie nam się dobrze pracować- uśmiechnął się wielbiciel marchewek.
- Na pewno, stary- Harry poklepał go po plecach.
- Jakby co, to możesz na nas liczyć- odezwał się Zayn, na co wszyscy zgodnie przytaknęli.
- Dziękuje, jesteśmy najwspanialszą rodziną- otoczył mnie i lokowatego ramionami, po czym wstał i nałożył wszystkim jedzenie. Popołudnie minęło nam na wspominaniu starych czasów, usłyszałam wiele zabawnych historii z życia chłopaków. Doskonale wiem, jak trudno im było pożegnać się z zespołem, dlatego nawet nie kryła łez, gdy wspominali stare, dobre czasy.
- I wtedy pojawiłaś się Ty- zaczął Harry.
- Wywróciłaś nasz świat do góry nogami- dorzucił Niall.
- Mięliśmy takiego małego skrzacika, który wszystkich wkoło obdarowywał uśmiechem- Zayn poczochrał mnie po włosach.
- Resztę historii znasz, jesteś jej częścią- dokończył Liam.
- Co my byśmy bez Ciebie zrobili?- westchnął Louis tuląc mnie do siebie.
- Wydawali mniej pieniędzy na jedzenie?- zaśmiałam się.
- Nie, Niall i tak by nadrobił- parsknął Zayn. Wieczór spędziliśmy podobnie - rozmawialiśmy, śmialiśmy się i graliśmy w gry. Mam wspaniałych wujków, zdecydowanie, a to, że zaufałam im było najlepszą decyzją w moim życiu i Louis... gdybym go nie posłuchała, nie przyjechała tu tamtej nocy, to bym tam zamarzła, a tak? Teraz mam domo, wspaniałą rodzinę, przyjaciół... Kocham ich wszystkich, dzięki nim zapomniałam o przeszłości, zaczynam od nowa, zaczynam wszystko od początku, a towarzyszy mi miłość "Nareszcie." Każdej nocy dziękuję Bogu, za to, że postawił na mojej drodze tych wariatów, dzięki nim aż chce mi się wstawać każdego ranka. Wiem, że zawsze mogę im się wygadać, poprosić o radę, przytulić, albo tak po prostu pomilczeć, tego zawsze pragnęłam...
Goście opuścili nasz dom stosunkowo późno, więc jedynie pozostało mi pójść pod prysznic i spać. Gotowa, aby wskoczyć do łóżka wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju, jednak zatrzymałam się widząc tak dobrze mi znaną postać na balkonie. Podeszłam do niego opierając się obok o barierkę.
- Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła, pewnie zamarzłabym tam, albo znaleźliby mnie i wróciłabym do domu dziecka- wyszeptałam.
- Tak bardzo się cieszę, że Cię wtedy znalazłem, teraz już nic Ci nie grozi. Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało, nie oddam Cię nikomu. Kocham Cię, Mała- otulił mnie mocno ramionami i pocałował we włosy.
- Ja też Cię kocham, Tato...
Wiem, że długo nie dodawałam, ale postaram się poprawić. Przepraszam...
Jak się podoba?
Pisałam go "na raty", jakoś nie mogłam za jednym razem.
Mam nadzieję, że choć troszkę Wam się spodoba. Jest inny niż pozostałe, opowiada o innym rodzaju miłość, lecz wcale nie słabszym.
Do następnego, Misiaczki! ♥
Lena:D
niedziela, 31 marca 2013
Zayn
Imagin dedykuję Olcirkowi, mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań fanki dramatów ;) ♥
______________________________________________________________
*Dryń, dryń* - rozniósł się po domu sygnał telefonu.
______________________________________________________________
*Dryń, dryń* - rozniósł się po domu sygnał telefonu.
- Który to?- zapytał Louis przygotowując się do biegu.
- Chyba mój- spojrzałem na niego podejrzliwie i w jednej chwili ruszyliśmy na piętro. Wpadłem do pokoju, mijając się na zmianę z Tommem i dopadłem dzwoniące urządzenie nim zrobił to Pasiasty.
- Hej.
- [T.I.]! Co tam u Ciebie, Marcheweczko? -darł się mój przyjaciel próbując wyrwać mi telefon.
- Hahahaha, całkiem nieźle, Lou- usłyszałem jej dźwięczny głos w słuchawce.
- Co tam porabiasz?
- Pomyślałam, że mógłbyś do mnie wpaść i mi pomóc w sprzątaniu strychu, Zayn- wiedziałem, po prostu wiedziałem, że właśnie przygryza wargę.
- Jasne, o której mam być? Lou, uspokój się!
- O której Ci pasuje?- zabrzmiało pytanie w raz z dźwięcznym śmiechem.
- Mogę być choćby zaraz- powiedziałem radośnie ciesząc się, że znów będę miał okazję bezkarnie przyglądać się temu elfowi.
- To widzimy się niedługo, pozdrów całą ekipę.
- Dobrze, pa pa.
-Nie dałeś mi porozmawiać, chyba się obrazimy...
- Jak wrócę -dałem mu stójkę w bok i ruszyłem w kierunku schodów. Zbiegłem po nich z prędkością światła i rzuciłem się w stronę drzwi wejściowych.
-Co ta miłość robi z człowiekiem- Lou pokręcił głową siadając na kanapie.
- Zakochał się chłopak, co tu się dziwić? - usłyszałem głos Liama, gdy już zamykałem drzwi.
Nie zadawałem sobie nawet trudu, żeby je zamknąć na klucz. Zbiegłem po kilku schodkach opuszczając werandę i udałem się w stronę ulicy. Pędziłem chodnikami raz po raz przechodząc przez pasy. Gdy wpadłem przypadkowo na jakiegoś chłopaka do głowy wpadła mi jakże pokrzepiająca myśl "Już wariujesz, stary...". Zaraz po tej pojawiła się następna "Co jest powodem tej wariacji?". Podałem rękę chłopakowi, które przeze mnie zaliczył nie miłe spotkanie z betonowym chodnikiem i wypowiedziałem grzecznościowe "Przepraszam". Odpowiedź dla moich myśli nasuwała się sama "Ona". Pogrążony w euforii miłości z każdym krokiem zbliżałem się do celu. Biały domek, w którym czekała na mnie ta urocza istotka powinien znaleźć się w zasięgu mojego wzroku już w ciągu paru minut. Nie mogłem się doczekać, dotyku jej ciepłego ciała, gdy będzie mnie przytulała na powitanie, jak to miała w zwyczaju. Nacisnąłem przycisk sygnalizacji i rozejrzałem się w obie strony. Zero samochodów. Ledwie sygnalizacja zaczęło wydawać dźwięki, pozwalające na przejście przez jezdnię już kroczyłem po biało - czarnych pasach. Usłyszałem pisk opon i coś uderzyło o mój prawy bok. Jak zza mgły widziałem otwierające się drzwi granatowego samochodu i coraz większą grupkę ludzi, która zbierała się wokół mnie. Ktoś krzyczał, nawet nie pamiętam co. Kręcenie w głowie nasiliło się, a ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Chciałem utrzymać powieki otwarte, nie udało się...
- Już, już- mruknąłem pod nosem kontynuując przeszukiwanie kieszeni. Gdy w końcu znalazłem upragnioną rzecz nacisnąłem zieloną słuchawkę- Halo?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Niallem Horanem?- usłyszałem kobiecy głos po drugiej stronie aparatu.
- Tak, słucham.
- Dzwonię ze szpitala, pana przyjaciel miał wypadek- zastygłem w bezruchu nie zdolny się poruszyć.
- Czy.. czy... Co z nim?- jedyne, co udało mi się wydukać.
- Proszę przyjechać do szpitala, nie jestem uprawniona do podawania takich informacji.
- Dobrze, zaraz będę- rzuciłem rozłączając się i wybiegłem z pokoju. Po moim policzku spłynęła ciepła strużka...
- Niall, co jest?- Harry przytulił mnie silnymi ramionami do własnej piersi w opiekuńczym geście.
- Zayn.. Zayn- z trudem łapałem powietrze.
- Coś się z nim stało?- zamarli, gdy Liam wypowiedział to pytanie. Lekko pokiwałem głową, niezdolny do innej odpowiedzi.
- Gdzie on jest?- drążył. Podałem adres szpitala jąkając się. Harry wyprowadził mnie z domu i pomógł wsiąść do auta. Gdybym miał iść sam już dawno ugięłyby się pode mną kolana. Liam zasiadł za kierownicą, a chłopaki po obu moich stronach na tylnych siedzeniach.
- Lii.. [T.I]- wydukałem, a spojrzenia przyjaciół spoczęły na mnie, nawet Payne przyglądał mi się w lusterku- Pewnie martwi się... I w telewizji już pewnie... to mówili. Jedźmy po nią...- dusiłem się łzami. Chłopaki pokiwali tylko głowami i ruszyliśmy w stronę domu dziewczyny. Samochód się zatrzymał, a z niego wyskoczył Lou, które pędem dotrzeć do drzwi białego budynku. Po chwili wychodził z trzęsącą się brunetką.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- zapytała recepcjonistka, gdy już wszyscy znaleźliśmy się w środku budynku.
- Szukamy przyjaciela. Gdzie leży Zayn Malik?- zapytał Liam.
- Korytarzem prosto, potem w lewo i drzwi numer 210.
Co było dalej? Wróciliśmy do domu, a Zayn wkurzał się, że traktujemy go jak malutkie dziecko (Niewdzięczny chłopak). Tak, tak, dobrze myślicie - zostaliśmy parą. Jak nam się wiodło? Pozwólcie, że zacytuję słowa mojego chłopaka "Gdy zdałem sobie sprawę, że możliwe jest, że już nigdy Cię nie zobaczę, żałowałem.. Żałowałem, że nie powiedziałem Ci wcześniej, że Cię kocham. Od dziś będę żył chwilą nie tracąc żadnej sekundy". Dotrzymał słowa...
- Mogę być choćby zaraz- powiedziałem radośnie ciesząc się, że znów będę miał okazję bezkarnie przyglądać się temu elfowi.
- To widzimy się niedługo, pozdrów całą ekipę.
- Dobrze, pa pa.
-Nie dałeś mi porozmawiać, chyba się obrazimy...
- Jak wrócę -dałem mu stójkę w bok i ruszyłem w kierunku schodów. Zbiegłem po nich z prędkością światła i rzuciłem się w stronę drzwi wejściowych.
-Co ta miłość robi z człowiekiem- Lou pokręcił głową siadając na kanapie.
- Zakochał się chłopak, co tu się dziwić? - usłyszałem głos Liama, gdy już zamykałem drzwi.
Nie zadawałem sobie nawet trudu, żeby je zamknąć na klucz. Zbiegłem po kilku schodkach opuszczając werandę i udałem się w stronę ulicy. Pędziłem chodnikami raz po raz przechodząc przez pasy. Gdy wpadłem przypadkowo na jakiegoś chłopaka do głowy wpadła mi jakże pokrzepiająca myśl "Już wariujesz, stary...". Zaraz po tej pojawiła się następna "Co jest powodem tej wariacji?". Podałem rękę chłopakowi, które przeze mnie zaliczył nie miłe spotkanie z betonowym chodnikiem i wypowiedziałem grzecznościowe "Przepraszam". Odpowiedź dla moich myśli nasuwała się sama "Ona". Pogrążony w euforii miłości z każdym krokiem zbliżałem się do celu. Biały domek, w którym czekała na mnie ta urocza istotka powinien znaleźć się w zasięgu mojego wzroku już w ciągu paru minut. Nie mogłem się doczekać, dotyku jej ciepłego ciała, gdy będzie mnie przytulała na powitanie, jak to miała w zwyczaju. Nacisnąłem przycisk sygnalizacji i rozejrzałem się w obie strony. Zero samochodów. Ledwie sygnalizacja zaczęło wydawać dźwięki, pozwalające na przejście przez jezdnię już kroczyłem po biało - czarnych pasach. Usłyszałem pisk opon i coś uderzyło o mój prawy bok. Jak zza mgły widziałem otwierające się drzwi granatowego samochodu i coraz większą grupkę ludzi, która zbierała się wokół mnie. Ktoś krzyczał, nawet nie pamiętam co. Kręcenie w głowie nasiliło się, a ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Chciałem utrzymać powieki otwarte, nie udało się...
***
- Niall, telefon Ci dzwoni!- zawołał Liam.- Już, już- mruknąłem pod nosem kontynuując przeszukiwanie kieszeni. Gdy w końcu znalazłem upragnioną rzecz nacisnąłem zieloną słuchawkę- Halo?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Niallem Horanem?- usłyszałem kobiecy głos po drugiej stronie aparatu.
- Tak, słucham.
- Dzwonię ze szpitala, pana przyjaciel miał wypadek- zastygłem w bezruchu nie zdolny się poruszyć.
- Czy.. czy... Co z nim?- jedyne, co udało mi się wydukać.
- Proszę przyjechać do szpitala, nie jestem uprawniona do podawania takich informacji.
- Dobrze, zaraz będę- rzuciłem rozłączając się i wybiegłem z pokoju. Po moim policzku spłynęła ciepła strużka...
- Niall, co jest?- Harry przytulił mnie silnymi ramionami do własnej piersi w opiekuńczym geście.
- Zayn.. Zayn- z trudem łapałem powietrze.
- Coś się z nim stało?- zamarli, gdy Liam wypowiedział to pytanie. Lekko pokiwałem głową, niezdolny do innej odpowiedzi.
- Gdzie on jest?- drążył. Podałem adres szpitala jąkając się. Harry wyprowadził mnie z domu i pomógł wsiąść do auta. Gdybym miał iść sam już dawno ugięłyby się pode mną kolana. Liam zasiadł za kierownicą, a chłopaki po obu moich stronach na tylnych siedzeniach.
- Lii.. [T.I]- wydukałem, a spojrzenia przyjaciół spoczęły na mnie, nawet Payne przyglądał mi się w lusterku- Pewnie martwi się... I w telewizji już pewnie... to mówili. Jedźmy po nią...- dusiłem się łzami. Chłopaki pokiwali tylko głowami i ruszyliśmy w stronę domu dziewczyny. Samochód się zatrzymał, a z niego wyskoczył Lou, które pędem dotrzeć do drzwi białego budynku. Po chwili wychodził z trzęsącą się brunetką.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- zapytała recepcjonistka, gdy już wszyscy znaleźliśmy się w środku budynku.
- Szukamy przyjaciela. Gdzie leży Zayn Malik?- zapytał Liam.
- Korytarzem prosto, potem w lewo i drzwi numer 210.
***
Czekałam pod salą na jakiekolwiek wieści. Liam szukał lekarza, a reszta chłopaków próbowała podtrzymać mnie na duchu, choć sami ledwo się trzymali.
- Nigdzie go nie ma- odezwał się Li siadając obok. Wściekłam się, że nikt nie chce nam nic powiedzieć ale nawet nie miałam sił zareagować. Szlochałam cicho w koszulkę Louisa. Czarne myśli nasuwały się nie pozwalając racjonalnie myśleć. "Co, jak go stracę?", "Przecież ja go kocham", "Odejdzie nie wiedząc o tym", "Już nigdy mnie nie przytuli".
- [T.I.] wszystko się ułoży, zaraz znajdzie się jakiś lekarz, zobaczysz, będzie dobrze- Harry mówił jak nakręcony głaszcząc jednocześnie Niall, który siedział w kącie pod ścianą i cicho łkał.
- Dzień dobry, państwo są przyjaciółmi Zayna Malika?- zapytał lekarz w okularach.
- Tak, co z nim?
- Nie odniósł jakichś poważnych obrażeń. Stłuczone żebra, kilka siniaków...- wyliczał.
- To dlaczego jest nieprzytomny?- zapytał Niall.
- Uderzył głową o ziemię, musiał dostać dużą dawkę leków przeciwbólowych, to dlatego- wytłumaczył.
- Czyli wszystko będzie w porządku?- drążył Harry.
- Jak najbardziej- uśmiechnął się ciepło lekarz.
- Kiedy się wybudzi?
- Dokładnie nie wiadomo ale myślę, że w przeciągu trzech godzin- powiedział po czym poklepał Liama po ramieniu i ruszył w stronę swojego gabinetu, jak się domyśliłam.
- Możemy do niego wejść?- zawołałam za nim.
- Ale tylko na chwilkę i pojedynczo- spojrzałam na chłopaków, którzy tylko kiwnęli w stronę sali, w której leżał Zayn, dając mi znać, że mam wchodzić pierwsza. Na trzęsących się nogach ruszyłam we wskazane miejsce i upadłabym, gdyby Lou mnie nie przytrzymał. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i pociągnęłam za klamkę. Moim oczom ukazał się wymęczony Mulat. Podeszłam do łóżka, na którym leżał i nagle zaczęło się dziać coś, czego absolutnie się nie spodziewałam. Wszystko wokół zaczęło piszczeć, a pielęgniarki wraz z lekarzami wpadli do sali. Wierzgałam nogami, gdy chcieli mnie z tamtąd wyprowadzić. Chwilę potem chłopcy trzymali mnie w ramionach próbując uspokoić. Wszystko działo się tak szybko jednocześnie ciągnąc w nieskończoność. Z pomieszczenia wyszedł lekarz, wszystko ucichło. Popatrzyłam w jego stronę, a on jedynie pokiwał przecząco głową i zaczął coś tłumaczyć Liamowi. "Jego serce nie bije..." odbijało się w mojej głowie sprawiając, że traciłam oddech. Wszystko zaczęło wirować, gdy z mojego gardła dobiegł ogłuszający krzyk..
- [T.I], obudź się, to tylko sen- Louis przytulił mnie gładząc moje włosy.
- Chce ktoś kawy?- usłyszałam głos Liama, na co skinęłam głową. Moje położenie się zmieniło, nadal siedziałam na kolanach Lou ale nie w poczekali, jak to wcześniej miało miejsce. Rozejrzałam się po pomieszczeni. Ewidentnie była to sala szpitalna. Powoli zaczęłam się uspokajać, gdy mój wzrok napotkał łóżko. Puste łóżko. Od razu uniosłam twarz w kierunku chłopaków.
- Spokojnie [T.I], Zayn jest na badaniach. Zemdlał z bólu, bo potrącił go samochód i go tu przewieźli, miał rezonans i wszystko w porządku, nawet sprzeczał się już z nami, że da radę iść samodzielnie- zaśmiał się Niall.
- Ale nas jest czwórka, nie miał szans- Harry wypiął dumnie pierś. W tym samym momencie drzwi delikatnie się uchyliły, a do sali wszedł Malik.
- Przyszedłeś na nogach?! Ja Cię kiedyś uduszę!- darł się Niall.
- Spokojnie, dotarłem, nic się nie stało- zapewnił wpatrując się we mnie tymi brązowymi oczami.
- Tak się bałam- wyszeptałam powstrzymując łzy.
- Kochanie...- Zayn zbliżył się podnosząc mnie z kolan Louisa.
- Zi, nie możesz, to nie...
- Daję radę- uśmiechnął się ciepło. Wtuliłam się w jego ciało zaciągając zapachem.
- Co powiedział lekarz?- zapytałam gdy siadał na łóżku wciąż nie wypuszczając mnie z objęć.
- Że wszystko jest w porządku i mam wracać do domu- zaśmiał się.
- Na pewno nie będziesz musiał zostać na obserwacji czy coś?- Lou chyba nie był pewny, że to bezpieczne.
- Już, sio, wracamy do domu!- zabrzmiał surowy głos pacjenta.
Co było dalej? Wróciliśmy do domu, a Zayn wkurzał się, że traktujemy go jak malutkie dziecko (Niewdzięczny chłopak). Tak, tak, dobrze myślicie - zostaliśmy parą. Jak nam się wiodło? Pozwólcie, że zacytuję słowa mojego chłopaka "Gdy zdałem sobie sprawę, że możliwe jest, że już nigdy Cię nie zobaczę, żałowałem.. Żałowałem, że nie powiedziałem Ci wcześniej, że Cię kocham. Od dziś będę żył chwilą nie tracąc żadnej sekundy". Dotrzymał słowa...
Nie mogę uwierzyć, że aż tak zepsułam końcówkę...
Jest jakaś szansa, że nie wyszedł okropnie?
Następny imagin będzie z Lou :)
Życzę wesołych Świąt Wielkiejnocy, smacznego jajka i mokrego dyngusa, moi kochani ♥
To do następnego, Miśki ;*
Lena:D
wtorek, 12 marca 2013
Harry
Że wstrzymuję oddech, gdy znajduje się blisko mnie?
Że każdy dotyk pozostawia za sobą parzącą dróżkę?
Że tęsknię za nim, gdy nie ma go w pobliżu?
Że każdy komplement powoduje rumieńce?
Że każdy oddech odczuwalny na skórze powoduje dreszcze?
Że jego usta wręcz mnie wołają?
Że każde "kocham cię" rozgrzewa moje serce?
Że jego głos brzmi jak najpiękniejsza melodia?
Że w jego silnych ramionach czuję się bezpieczna?
Że jego bliskość mnie uspokaja?
Wtuliłam się jeszcze mocniej w mięciutką poduszkę mając nadzieję, że uda mi się powrócić do przerwanego snu.
-Your hand fits in mine like it's made just for me But bear this in mind it was meant to be- usłyszałam tuż nad uchem i coś ponownie połaskotało mnie po szyi. Mruknęłam niezrozumiale i przewróciłam się na drugi bok naciągając wyżej kołdrę. Ciepły oddech owiał moja twarz wywołując mimowolny uśmiech. Wtuliłam się w tego wrednego człowieczka, który nie daje mi spać z nadzieją, że jednak dziś sobie odpuści - Wstawaj, kochanie.
- Jeszcze pięć minutek.
- Och, no wstawaj, śpioszku ty mój- pogłaskał mnie po włosach całując mnie w czółko.
- Jesteś niemożliwy- mamrotałam z twarzą przy jego torsie.
- I za to mnie kochasz- zaśmiał się cicho.
- Między innymi- przyznałam mu rację.
- Ciebie wyciągnąć z łóżka to jak Nialla odciągnąć od lodówki.
- I za to mnie kochasz- zaśmiałam się.
- Pokonałaś mnie moją własną bronią, koteczku.
- Uczę się od najlepszych.
- Czyli nic tu nie zdziałam- podsumował- Idę zrobić śniadanko, a Ty tu leż- cmoknął mnie w nosek i uciekł do kuchni zanim zdążyłam zaprotestować.
- Wariat- prychnęłam obracając się na plecy.
- Słyszałem!- dobiegł do moich uszu zachrypnięty głos.
- Też Cię kocham!- odkrzyknęłam rozglądając się po pokoju. Przez żaluzje wpadały do pokoju jasne promyki światła, które tańczyły ukazując drobne pyłki wirujące w powietrzu. Westchnęłam głośno wdychają zapach, który pozostawił po sobie w białej pościeli. I jak tu takiego nie kochać?
Wstałam z łóżka i radosna podbiegłam do okna. Rozchyliłam żaluzje dwoma palcami i wyjrzałam podwórze ozdobione czerwcową szatą. Zielone liście, jasne słoneczko i różnobarwne kwiaty aż zapraszały na spacer. Stanęłam przed lustrem rozczesując brązowe włosy, które w nieładzie sterczały na każdą stronę. Ubrana byłam w ulubioną koszulkę mojego chłopaka i krótkie spodenki, w których miałam zwyczaj sypiać, a od mojej osoby wręcz bił optymizm. Zapowiada się wspaniały dzień...
Zbiegłam po schodach omijając skrzypiące schodki i skierowałam kroki do kuchni. Po cichutku zakradłam się do bruneta, który stał obrócony do mnie tyłem i smażył omlety pogwizdując coś pod nosem. Objęłam go w pasie, a on nawet się nie wystraszył. Tak dobrze mnie znasz, kochanie...
- Mmm, ale pachnie...
- Nie zapominaj, że masz przed sobą mistrza patelni.
- Jakżebym śmiała- zachichotałam przejeżdżając mu noskiem po plecach.
- Nie rozpraszaj kucharza tylko zapraszam do stołu, zaraz będzie gotowe - obrócił się przodem do mnie i delikatnie wpił w moje malinowe usta.
- Tak jest, szefie- wyszeptałam odsuwając się od niego i usiadłam na krześle.
- Grzeczna dziewczynka- zaśmiał się wracając do poprzedniej czynności. Pokręciłam głową uśmiechając się pod nosem. Mówiłam, że wariat...
-Szef kuchni poleca danie dnia - na słodko omleta!- zawołam radośnie stawiając przede mną talerz z idealnie zarumienionym ciastem- Czego sobie panienka życzy? Maliny, truskawki, poziomki, jagody, bita śmietana?
- Zdam się na pana gust- uśmiechnęłam się szeroko widząc, że nakłada wszystkiego po trochu i dodatkowo wyciąga z szafki syrop czekoladowy, z którego powstały zgrabne serduszka.
- Smacznego, księżniczko- pocałował mnie w policzek i usiadł na przeciwko.
- Smacznego- zajadaliśmy w ciszy karmiąc się na wzajem i wymieniając pełnymi uczuć spojrzeniami- Co powiesz na spacer?- zapytałam, gdy wkładał brudne naczynia do zmywarki.
- Chętnie, to leć się ubierać, a ja tu dokończę sprzątać- poczochrał mi włosy na co wytknęłam język. Pobiegłam na górę niemalże potykając się o własne nogi i wybierając ciuchy z szafy wpadłam do łazienki. Zwykłe dżinsy, tunika i trampki zdecydowanie wystarczą. Gdy wychodziłam do pokoju Harry czekał już gotowy do wyjścia, więc złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi frontowych. Trzymając się za rękę maszerowaliśmy uliczkami miasta i podziwialiśmy ten urok, który roztaczał się wokół nas.
- Kocham czerwiec- powiedziałam rozmarzona przykucając i zrywając białą stokrotkę.
- Mam być zazdrosny?
- Może i czerwiec jest uroczy, ale Ty wygrasz z nim w przedbiegach- dałam mu stójkę w boki i wpięłam kwiatek we włosy.
- Wiem, wiem, jestem świetny.
- I skromny.
- Skromny przede wszystkim.
- Chodź- pociągnął mnie nagle za rękę i skierował nasze kroki w stronę parku.
- Gdzie Ty mnie ciągniesz?!- zawołałam rozbawiona jego przypływem energii.
- Nie marudź tylko chodź- doszliśmy do polanki pełnej fioletowych kwiatków. Opadliśmy na trawę, ja siedziałam po turecku i niemal natychmiast zabrałam się do plecenia wianuszka, za to chłopak ułożył się wygodnie na trawie kładąc ręce pod głowę i wlepiając we mnie te szmaragdowe spojrzenie. Mój kochany, kudłaty aniołek...
- Mógłbym tak spędzić całe życie- powiedział po chwili wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Też nie miałabym nic przeciwko spędzaniu całej wieczności na patrzeniu w Twoje zielone oczy i oddawaniu się temu uczuciu spełnienia, które rośnie w moim sercu, w końcu niczego innego mi nie potrzeba...- podniósł się na łokciach i wpił w moje usta obrazując całe swoje uczucia tym pięknym pocałunkiem.
I wtedy odpowiedź na wszystkie moje wcześniejsze pytania stała się oczywista-
Miłość...
Imagin jest późno ale zdążyłam przed północą, niczym Kopciuszek :)
Następny pojawi się niebawem i będzie prawdopodobnie o Zaynie, ale nie obiecuję, wszystko zależy od weny.
Mam nadzieję, że nie jest za słodki, pisałam go przy Little Things, myślę, że nadaje się również jako podkład do czytania. Liczę na komentarz ;)
To do następnego, Misiaki ♥
Lena:D
poniedziałek, 11 marca 2013
.
Przepraszam, ale nie wyrobię się z imaginem na dziś. Pół dnia przespałam, nie zdążę po prostu. Pojawi się jutro, na pewno, bo już zaczynam pisać :) Tak jak obiecałam, będzie z Harrym.
To do jutra, życzę miłej nocy ♥
Lena:D
To do jutra, życzę miłej nocy ♥
Lena:D
sobota, 9 marca 2013
Niall
Imagin dedykuję wspaniałej Natalii (@Nataliaa_Love_ )♥ Mam nadzieję, że choć odrobinkę spodobają Ci się te moje bazgroły. Wiem, że długo go pisałam, ale w końcu coś się odblokowało i jest! :D
_________________________________________________
Obserwowałem ludzi gnanych przez czas w tym pełnym życia mieście. Londyn zawsze kojarzył mi się z wiecznym pośpiechem. Sam nawet żyłem jego rytmem - wiecznie zabiegany z wieloma sprawami na głowie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie dostrzegam tego, co w życiu najcenniejsze. Czekałem na efekt końcowy moich działań, zamiast cieszyć się z postępów, nawet tych najmniejszych. Zagubiłem się w tym wyścigu, dopiero teraz zwolniłem i wziąłem oddech. Tylko trochę za późno... Spacerując tak dobrze znanymi mi ulicami zacząłem zauważać ich piękno. Tylko, że teraz nie potrafię się nim cieszyć...
- Dziękuję, mamusiu - usłyszałem z drugiej strony ulicy. Rozejrzałem się zaciekawiony, a mój wzrok odnalazł małą dziewczynkę tulącą się do swojej mamy "To zadziwiające, że przyczyną tak wielkiej radości może być zwykły pluszowy miś" - pomyślałem zatrzymując wzrok na wypchanym pluszaku. Może ja też powinienem cieszyć się z takich drobnostek? Może byłoby mi łatwiej?
Rozejrzałem się ponownie, szukając wzrokiem czegoś, co chodź na chwilę odciągnęłoby moje myśli od raniącego mnie tematu. Wszędzie zakochane pary, szczęśliwi rodzice, staruszkowie... Niby wszyscy tacy sami, niczym się nie różniący, a jednak każdy z nich ma swoją historię. Niektórzy pewnie wiedli beztroskie życie, inni wypełnione po brzegi problemami. Ale są tu, chodzą po tej ziemi nic sobie nie robiąc z trudności na drodze zwanej życiem. Inni zaś cierpią w zaciszu własnego umysłu, nie wypuszczają na światło dzienne swoich zmartwień wierząc, że dadzą sobie radę sami. Niektórzy chcą cofnąć czas... Tak jak ja w tym momencie. Niestety dopóki nie wynajdą wehikułu czasu pozostaje mi cierpieć i użalać się nad sobą, lub wziąć się w garść i naprawić, to co tak doskonale zrujnowałem. Tak, to była zbrodnia doskonała. To było trzy tygodnie temu... "Powinieneś już zapomnieć" - powiecie, ale takich rzeczy się nie zapomina, takich rzeczy się nie wybacza. Nawet samemu sobie. Przede wszystkim samemu sobie... To niesprawiedliwe, że budujemy coś tak długo, a potem jednym ruchem niszczymy. Ja zniszczyłem wszystko...
"
-Niall, Ty mnie olewasz! Przychodzisz do domu, to tylko "daj mi jeść", "jestem zmęczony" albo "pogadamy jutro, idę spać"! Niszczysz to, co budowaliśmy przez ponad dwa lata! Mówiłeś, że jak się do Ciebie wprowadzę, to będziemy mieli dla siebie więcej czasu, a jest wręcz na odwrót! Może lepiej było, gdy mieszkaliśmy osobno, gdy tęskniłeś! Nie dostrzegasz tego, co w życiu ważne, dążysz do ogromów, zapominając o drobnostkach... - krzyczała i szeptała na zmianę, a po jej twarzy ciekły łzy.
- Przesadzasz! Mam pracę, musisz to zrozumieć!
- Też mam pracę, ale Cię nie zaniedbuję - zripostowała spokojnym głosem, a mnie ścisnęło serce. Czy naprawdę tak postępuję? Czy ranię ją? Czy ją zaniedbuję?
- [T.I.]...
- Słucham? Masz mi coś do powiedzenia czy już mogę iść pakować walizki? - spojrzałem na nią zszokowany, a moje oczy na pewno przypomniały dwa okrągłe spodki.
- Nie zrobisz tego...- wyszeptałem z zaszklonymi oczami.
- Dlaczego? Nie będzie Ci miał kto gotować? Nie będziesz miał kozła ofiarnego, gdy po ciężkim dniu w pracy będziesz chciał się wyżyć?
- Ja..- zamilkłem nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie masz nic do powiedzenia? Wiedziałam, idę się pakować - odwróciła się na pięcie i weszła po schodach na górę, wciąż płakała. Zsunąłem się po ścianie i opadłem na podłogę. Ukryta między kolanami twarz była czerwona i mokra od łez... Ale przecież tak jej nie zatrzymam. "
- Bip bip! - zatrąbił samochód wyrywając mnie z krainy bolesnych wspomnień. Co zrobiłem później? Nic. Płakałem słyszą obok siebie odgłosy kółek od walizki, trzask drzwi i uruchamianie silnika - no przechodzi pan czy nie?!- przebiegłem na drugą stronę ulicy i wpadłem na drobną dziewczynę.
- [T.I.]? - zapytałem nie dowierzając własnym oczom.
- Już mnie nie poznajesz? - fuknęła, lecz z jej oczu poleciały łzy.
- Kochanie... - wymsknęło mi się.
- Wiesz kiedy ostatnio tak do mnie powiedziałeś? - próbowałem w swoich myślach znaleźć kopię ów zdarzenia ale chyba było zbyt odległe... - Kilka tygodni po mojej wprowadzce do Ciebie, a następne półtorej miesiąca czułam się jak kucharka! - wykrzyczała zaciskając pięści.
- Uderz mnie - spojrzała na mnie zaskoczona - Zrób dla mnie ostatnią rzecz i mnie uderz. Ślad będzie mi przypominał rany, jakie pozostawiłem na Twoim sercu, pokaże mi, jak bardzo Cię raniłem.
- Nie zrobię tego.
- Dlaczego? - teraz to ja byłem zaskoczony.
- Bo z tego co widzę nie robiłeś tego świadomie.
- Ale mimo wszystko robiłem - spuściłem głowę - Brakuje mi Ciebie. Każdego dnia coraz bardziej. Z dnia na dzień coraz bardziej tęsknię za Twoim zapachem, za gładzeniem Twoich włosów, za Twoimi rękami na mojej twarzy, za Twoimi ustami na moich, za tym całym "Niall, idioto, ogarnij się, bo schizy dostanę!"- zaśmialiśmy się przez łzy.
- Kocham Cię, Niall.
- Kocham Cię, [T.I.], już nigdy nie będziesz się czuła zaniedbywana, będę Cię traktował jak księżniczkę, tylko wróć do mnie, do naszego domu...
- Tylko trzeba podjechać po moje rzeczy- nie skończyła zdania, a ja już niosłem ją na rękach.
- Dokąd mnie niesiesz, wariacie?- krzyczała śmiejąc się.
- No po rzeczy idziemy, księżniczko, a potem do naszego królestwa...
_________________________________________________
Obserwowałem ludzi gnanych przez czas w tym pełnym życia mieście. Londyn zawsze kojarzył mi się z wiecznym pośpiechem. Sam nawet żyłem jego rytmem - wiecznie zabiegany z wieloma sprawami na głowie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie dostrzegam tego, co w życiu najcenniejsze. Czekałem na efekt końcowy moich działań, zamiast cieszyć się z postępów, nawet tych najmniejszych. Zagubiłem się w tym wyścigu, dopiero teraz zwolniłem i wziąłem oddech. Tylko trochę za późno... Spacerując tak dobrze znanymi mi ulicami zacząłem zauważać ich piękno. Tylko, że teraz nie potrafię się nim cieszyć...
- Dziękuję, mamusiu - usłyszałem z drugiej strony ulicy. Rozejrzałem się zaciekawiony, a mój wzrok odnalazł małą dziewczynkę tulącą się do swojej mamy "To zadziwiające, że przyczyną tak wielkiej radości może być zwykły pluszowy miś" - pomyślałem zatrzymując wzrok na wypchanym pluszaku. Może ja też powinienem cieszyć się z takich drobnostek? Może byłoby mi łatwiej?
Rozejrzałem się ponownie, szukając wzrokiem czegoś, co chodź na chwilę odciągnęłoby moje myśli od raniącego mnie tematu. Wszędzie zakochane pary, szczęśliwi rodzice, staruszkowie... Niby wszyscy tacy sami, niczym się nie różniący, a jednak każdy z nich ma swoją historię. Niektórzy pewnie wiedli beztroskie życie, inni wypełnione po brzegi problemami. Ale są tu, chodzą po tej ziemi nic sobie nie robiąc z trudności na drodze zwanej życiem. Inni zaś cierpią w zaciszu własnego umysłu, nie wypuszczają na światło dzienne swoich zmartwień wierząc, że dadzą sobie radę sami. Niektórzy chcą cofnąć czas... Tak jak ja w tym momencie. Niestety dopóki nie wynajdą wehikułu czasu pozostaje mi cierpieć i użalać się nad sobą, lub wziąć się w garść i naprawić, to co tak doskonale zrujnowałem. Tak, to była zbrodnia doskonała. To było trzy tygodnie temu... "Powinieneś już zapomnieć" - powiecie, ale takich rzeczy się nie zapomina, takich rzeczy się nie wybacza. Nawet samemu sobie. Przede wszystkim samemu sobie... To niesprawiedliwe, że budujemy coś tak długo, a potem jednym ruchem niszczymy. Ja zniszczyłem wszystko...
"
-Niall, Ty mnie olewasz! Przychodzisz do domu, to tylko "daj mi jeść", "jestem zmęczony" albo "pogadamy jutro, idę spać"! Niszczysz to, co budowaliśmy przez ponad dwa lata! Mówiłeś, że jak się do Ciebie wprowadzę, to będziemy mieli dla siebie więcej czasu, a jest wręcz na odwrót! Może lepiej było, gdy mieszkaliśmy osobno, gdy tęskniłeś! Nie dostrzegasz tego, co w życiu ważne, dążysz do ogromów, zapominając o drobnostkach... - krzyczała i szeptała na zmianę, a po jej twarzy ciekły łzy.
- Przesadzasz! Mam pracę, musisz to zrozumieć!
- Też mam pracę, ale Cię nie zaniedbuję - zripostowała spokojnym głosem, a mnie ścisnęło serce. Czy naprawdę tak postępuję? Czy ranię ją? Czy ją zaniedbuję?
- [T.I.]...
- Słucham? Masz mi coś do powiedzenia czy już mogę iść pakować walizki? - spojrzałem na nią zszokowany, a moje oczy na pewno przypomniały dwa okrągłe spodki.
- Nie zrobisz tego...- wyszeptałem z zaszklonymi oczami.
- Dlaczego? Nie będzie Ci miał kto gotować? Nie będziesz miał kozła ofiarnego, gdy po ciężkim dniu w pracy będziesz chciał się wyżyć?
- Ja..- zamilkłem nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie masz nic do powiedzenia? Wiedziałam, idę się pakować - odwróciła się na pięcie i weszła po schodach na górę, wciąż płakała. Zsunąłem się po ścianie i opadłem na podłogę. Ukryta między kolanami twarz była czerwona i mokra od łez... Ale przecież tak jej nie zatrzymam. "
- Bip bip! - zatrąbił samochód wyrywając mnie z krainy bolesnych wspomnień. Co zrobiłem później? Nic. Płakałem słyszą obok siebie odgłosy kółek od walizki, trzask drzwi i uruchamianie silnika - no przechodzi pan czy nie?!- przebiegłem na drugą stronę ulicy i wpadłem na drobną dziewczynę.
- [T.I.]? - zapytałem nie dowierzając własnym oczom.
- Już mnie nie poznajesz? - fuknęła, lecz z jej oczu poleciały łzy.
- Kochanie... - wymsknęło mi się.
- Wiesz kiedy ostatnio tak do mnie powiedziałeś? - próbowałem w swoich myślach znaleźć kopię ów zdarzenia ale chyba było zbyt odległe... - Kilka tygodni po mojej wprowadzce do Ciebie, a następne półtorej miesiąca czułam się jak kucharka! - wykrzyczała zaciskając pięści.
- Uderz mnie - spojrzała na mnie zaskoczona - Zrób dla mnie ostatnią rzecz i mnie uderz. Ślad będzie mi przypominał rany, jakie pozostawiłem na Twoim sercu, pokaże mi, jak bardzo Cię raniłem.
- Nie zrobię tego.
- Dlaczego? - teraz to ja byłem zaskoczony.
- Bo z tego co widzę nie robiłeś tego świadomie.
- Ale mimo wszystko robiłem - spuściłem głowę - Brakuje mi Ciebie. Każdego dnia coraz bardziej. Z dnia na dzień coraz bardziej tęsknię za Twoim zapachem, za gładzeniem Twoich włosów, za Twoimi rękami na mojej twarzy, za Twoimi ustami na moich, za tym całym "Niall, idioto, ogarnij się, bo schizy dostanę!"- zaśmialiśmy się przez łzy.
- Kocham Cię, Niall.
- Kocham Cię, [T.I.], już nigdy nie będziesz się czuła zaniedbywana, będę Cię traktował jak księżniczkę, tylko wróć do mnie, do naszego domu...
- Tylko trzeba podjechać po moje rzeczy- nie skończyła zdania, a ja już niosłem ją na rękach.
- Dokąd mnie niesiesz, wariacie?- krzyczała śmiejąc się.
- No po rzeczy idziemy, księżniczko, a potem do naszego królestwa...
Przepraszam, że wyszło takie krótkie i okropnie nudne, ale ja i tak jestem nim zachwycona, bo ostatnio nie potrafiłam nic napisać. Jedna wielka pustka.
Kolejny będzie z Harrym i postaram się napisać na niedzielę, ewentualnie poniedziałek ;)
To do następnego, Misiaki! ;*
Lena:D
Subskrybuj:
Posty (Atom)