sobota, 27 lipca 2013

Harry

Imagin pojawia się w dużo mniejszym odstępie niż poprzednie, ale wciąż nie tak szybko jakbym chciała.
Uważam, że jest zbyt krótki, ale ostatnio jedynie takie mi wychodzą...
Następny będzie prawdopodobnie Zayn.
Miłego czytania, misie :)

Pisane przy: Skinny Love
__________________________________________________________

Miłość podobno przezwycięży wszystko, a jednak... Owo uczucie działa jedynie w pewnym zakresie. Kochając pokonamy odległość, dla miłości będziemy w stanie walczyć, znieść katusze, niestety siła miłości ma swoje ograniczenia.

Stąpałam cicho po schodach, jak zwykle wspinając się na palcach. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy je uchylałam. 
Siedziałeś w sypialny, skulony na łóżku, w którym zazwyczaj uśmiechaliśmy się do siebie ciesząc się chwilą. Trząsłeś się jak bezbronna ptaszyna porzucona przez matkę. Łkałeś, przeraźliwie łkałeś w białą pościel, która wciąż pachniała naszą miłością oraz słodkimi porankami pełnymi buziaków i herbaty. Nadal cichuteńko podeszłam do Ciebie i położyłam moją delikatną dłoń na Twoim ramieniu. Miałam wrażenie, że rozpadasz się jak lustro, które przez nieuwagę strącamy z jego miejsca. Rozkrusza się na miliardy drobnych kawałeczków. Chciałam Cię złapać, zanim spadniesz i nie będzie już można Cię naprawić.
Pociągnąłeś głośno nosem, wciąż nie podnosząc na mnie oczu.
- Co się stało, kochanie? - wyszeptałam. Kolejne pociągnięcie nosem - Damy razem radę. Kochanie?
- Ja n-nie - chlipnąłeś jeszcze mocniej płacząc. Łzy kapały na pościel, a Ty wręcz dusiłeś się.
- Spójrz na mnie - wyszeptałam bezradnie siadając na krańcu materaca.
- Nie mogę Ci tego... Za bardzo Cię kocham... To nie może być prawda.
- Co się stało?
- Nie mogę być chory... Oni, oni się pomylili. Muszą się mylić! Nie mogę Cię zostawić! - zaczynasz krzyczeć.
- Już, uspokój się. Co powiedzieli?
- Mam... Mam raka, rozumiesz? Raka...

Nastawienie psychiczne jest bardzo ważne, decyduje o samopoczuciu pacjenta, o sile umysłu. Daje nadzieję nie tylko choremu, ale również wszystkim wokół. Niestety, nawet najsilniejszy umysł nie może wyprzeć się choroby.

- Chcesz herbaty? - zapytałam któregoś dni, gdy siedziałam przy Twoim szpitalnym łóżku.
- Z cytrynką - ułożyłeś usta w zmęczony uśmiech. Ruszyłam do drzwi i udałam się do małej kuchni wzdychając.
- Wygra tą walkę - usłyszałam za sobą spokojny głos. Obróciłam się przez ramie i spojrzałam na twarz mężczyzny. Brunet w podeszłym wieku spojrzał na mnie pewnym wzrokiem.
- Wierzę w to - uśmiechnęłam się smutnie.
- On też, prawda? - przytaknęłam - To najważniejsze. Ma wsparcie i wiarę.
- Jest coraz słabszy...
- Chemia to silne leki. Pomagają na jedno, wszystko inne w organizmie człowieka niszczą. Musisz o niego dbać, zapewniać, że wszystko będzie dobrze, wtedy się nie podda.
- Nie może się poddać, potrzebuję go. Jest dla mnie wszystkim - rozpłakałam się.
- Wygra - wyszeptał lekarz, pogłaskał mnie po ramieniu i odszedł.
Postawiłam herbatę na stoliczku, aby ostygła i przysiadłam na szpitalnym łóżku.
- Jak się czujesz? - zapytałam głaszcząc go po twarzy.
- Trochę zmęczony i słaby, jak zawsze po lekach... Ale mam Ciebie przy sobie, więc jest dobrze - uśmiechnąłeś się.
- Kocham Cię, wiesz? - przesunęłam palcem po jego bladych ustach - Jesteś dla mnie piękny z włosami czy bez.
- Tylko bez nich wyglądam śmiesznie - fuknąłeś. Pstryknęłam go w nosek.
- Piękny.. - ucałowałam jego policzek.
- Damy radę, prawda? - zapytałeś z poważnym błyskiem w oku.
- Będzie ciężko, ale razem przejdziemy wszystko.

Dni mijały powoli, godzina za godzinom i tak słońce zmierzało ku horyzontu, aby za kilka godzin znów zagościć na niebie dając nadzieję na lepsze jutro i jednocześnie niosąc ze sobą strach, że ktoś nie dożyje jutra...

Znów siedziałam przy Tobie, gdy kroplówka cicho kapała spływając rurką do Twojego organizmu. Schudłeś. Jedzenie było dla Ciebie katorgą. Wciskałam w Ciebie jakieś delikatne potrawy, a Ty wciąż marudziłeś.
- Mam rosołek!
- Zjadłbym frytki.
- Wiesz, że nie możesz, kochanie... - spojrzałam na Ciebie ze współczuciem.
- Od jednej porcji nic mi się nie stanie, pytałem lekarza - bąknąłeś.
- Jaki zdesperowany - zaśmiałam się, ale obrzuciłeś mnie oskarżycielskim spojrzeniem - Co Ty na to, aby wyjść ze szpitala i przejść się ze mną po frytki? - zapytałam, a Twoje oczy zabłyszczały nadzieją. Tyle czasu nie wychodziłeś poza mury tego miejsca... Chwile później staliśmy na zewnątrz trzymając za ręce i powoli kierowaliśmy się w stronę MacDonald'a. Twoje mięśnie nie były już tak silne jak kiedyś, nie miałeś siły biec czy chociażby szybko iść. Tak bardzo cierpiałam widząc Cię w takim stanie, ale Ty wciąż mówiłeś, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Byłeś takim optymistą!
- Smacznego! - rzuciłeś się na jedzenie jak kotek na kłębek wełny. Zaśmiałam się cicho ale noc nie powiedziałam - Co zrobisz, gdy mnie zabraknie? - zapytałeś, gdy wracaliśmy.
- Nie mów tak nawet. Nie możesz...
- Ale czysto teoretycznie - zachęcałeś.
- Jeśli by Cię zabrakło, co się oczywiście nie stanie, załamałabym się. Płakała całymi nocami, a za dnia udawała, że wszystko jest w porządku, aby ułatwić to innym - wyznałam szczerze.
- Takiej odpowiedzi się spodziewałem - wyszeptałeś - Właśnie dlatego muszę wygrać. Muszę być przy Tobie...
- Kocham Cię - przytuliłam Cię z całych sił, jakbyś miała zaraz zniknąć.
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz, jak bardzo...

Tydzień później leżałeś na OIOM w bardzo ciężkim stanie, a ja skulona siedziałam przed wejściem na oddział. Lekarze próbowali mnie uspokoić, pocieszyć, ale ja nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to Nas spotkało. Przecież było już tak dobrze, mieliśmy nadzieję. Byliśmy przekonani, że się uda. Teraz nie wiem nic. Co się takiego stało? Przeżuty, nikt się nie spodziewał...

W niektórych przypadkach pomóc nam może jedynie cud...

Minęło kilka kolejnych dni. Jesteś nieprzytomny, a lekarze nie maja dobrych wieści. Widzą nadzieję, ale ona z dnia na dzień coraz bardziej osłabia swe siły. Miłość pomaga trwać, nie wygrać z chorobą. Nastawienie wzmacnia nadzieję i uśmiech, nie wygna choroby z organizmu. Mimo wszystko wiedziałam, że Bóg Nas nie opuścił. Wciąż wspiera Nas i podtrzymuje na duchu.
Wciąż wierzyłam.
Wracałam tu choć nie mogłam do Ciebie wejść, spoglądałam przez szklane drzwi na Twoją bladą skórę, suche usta i sypiące się na poduszkę loki.
- Bez nich wciąż jesteś piękny - wyszeptałam przykładając drżącą dłoń do szkła, gdy słona łza płynęła wzdłuż mojego policzka - Wciąż jesteś piękny, dla mnie zawsze będziesz, kochanie... 
Usiadłam na plastikowym krześle z podkulonymi nogami. Tak samo siedziałeś, gdy mówiłeś mi o chorobie. Teraz muszę sobie radzić sama. Nie dam rady, wiesz o tym. Wróć, kochanie, błagam wróć...
- Budzi się! - krzyknęła pielęgniarka i wbiegła do Twojego pokoju. 
Nadzieja się opłaciła, tygodnie spędzone w murach tego szpitala też. Bóg jeszcze Cię nie odbiera.
- Teraz damy radę - wyszeptałam podchodząc ponownie do Twoich drzwi. Szmaragdowe tęczówki wyjrzały zza cienkich powiek spoglądając zagubionym wzrokiem wokół, aż natrafiły na mnie. Znów płakałam, już nie wiem, który raz podczas ostatnich dni. Tym razem ze szczęścia, ponieważ Twoje usta ułożyły się w uśmiechu i wyszeptałeś krótkie "Kocham Cię".

                         ...Dziękuję


Lena x

4 komentarze:

  1. Kocham to! <3 / Natalia (skrzat :* )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle świetny <3 Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu : http://dangerismylifestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. bożę święty ty nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać!!! :))
    tak cudownie piszesz, że mam ochotę to czytać w kółko i w kółko! :D
    imagin jest nieziemskiiii! <3
    smutny, ale ja lubię takie! :)
    mała kiedy ja z Tobą pisąłam :(
    gg i tt poszły w odstakę i straciłyśmy kontakt! ;c
    brakuje mi tego! :(


    pozdrawiam Olcirek! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, dziękuję za te miłe słowa! ♥
      Strasznie się martwiłam, wszystko u Ciebie w porządku? Dawno nie było Cię na gg, przestraszyłam się...
      Całuję xx

      Usuń