piątek, 3 października 2014
wtorek, 8 kwietnia 2014
Przerwa
Hej :)
Robię sobie przerwę do końca wakacji, chcę znowu pisać z wielką radością nie pośpieszającymi terminami, choć wiem, że i tak nie dużo tu opublikowałam jak na tak długi czas istnienia bloga. Podsumowując, po wakacjach zdecyduję co dalej z blogiem, na razie daję sobie czas.
Robię sobie przerwę do końca wakacji, chcę znowu pisać z wielką radością nie pośpieszającymi terminami, choć wiem, że i tak nie dużo tu opublikowałam jak na tak długi czas istnienia bloga. Podsumowując, po wakacjach zdecyduję co dalej z blogiem, na razie daję sobie czas.
Lena x
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Zayn
Hej.
Miałam dodać wczoraj, ponieważ ustaliłam, że chcę dodawać w niedziele, ale został mi jeszcze jeden akapit, a nie miałam już sił. Więc jest dziś ;)
To było moje drugie podejście do tego shota po dość długim odstępie czasu.
Znów dodaję po dłuższym czasie niż tygodniu, więc chyba pora coś z tym zrobić. Hm, wieczorem jeśli się zdecyduję to powiem o co chodzi.
Miałam dodać wczoraj, ponieważ ustaliłam, że chcę dodawać w niedziele, ale został mi jeszcze jeden akapit, a nie miałam już sił. Więc jest dziś ;)
To było moje drugie podejście do tego shota po dość długim odstępie czasu.
Znów dodaję po dłuższym czasie niż tygodniu, więc chyba pora coś z tym zrobić. Hm, wieczorem jeśli się zdecyduję to powiem o co chodzi.
Lena x
*AU, gdzie chłopcy nie są sławni, Zayn ma 19 lat, a główna bohaterka 17.
_______________________________________________________________
Rzęsisty deszcz lał się kaskadami z nieba zalewając ulicę i moje trampki przy okazji. Północ zbliżała się nieubłaganie, a łzy bezsilności szkliły moje błękitne oczy. Wściekle cisnęłam torebką o kamienne schody i oklapłam na nie w poddańczym geście. Próbowałam jakoś znaleźć wyjście z kiepskiej sytuacji i nie musieć spać na tych schodach, gdy jasne światło nagle mnie oślepiło. Ryk silnika rozniósł się po okolicy, a zaraz po nim pisk hamowania i zapach palonej gumy. Zaskoczona podniosłam głowę wlepiając wzrok w ubraną na czarno postać. Chłopak ściągnął kask, zarzucając swoimi czarnymi, półdługimi, falowanymi włosami i spojrzał prosto w moją stronę.
- Czyżby preferowała pani nockę na świeżym powietrzu? - zapytał drwiąco unosząc jedną brew. Prychnęłam zdegustowana - jak zawsze sarkastyczny, pewny siebie dupek.
- Oczywiście, proszę pana, od zawsze marzyło mi się spanie w deszczu!
- Więc... dlaczego nie wejdziesz do domu?
- Gdybym nie zgubiła klucza to bym weszła - zamilkliśmy na kilka chwil, po czym westchnął ciężko i chrapliwie.
- Wsiadaj.
- Co? - z zaskoczenia rozdziawiłam usta.
- Zabiorę cię do mnie, żebym nie miał wyrzutów sumienia jeśli trawisz do szpitala z zapaleniem płuc.
- Zabiorę cię do mnie, żebym nie miał wyrzutów sumienia jeśli trawisz do szpitala z zapaleniem płuc.
- Nie sądzę...
- Oh, nie możesz po prostu przyjąć pomoc i podziękować? - przerwał mi, po czym dodał: Miejmy to już za sobą. No idziesz? - posłusznie wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do wysokiego bruneta, nerwowo zagryzając wargę. Niepewność tkwiła w mojej głowie, wysyłając sygnały ostrzegawcze, ale mimo wszystko nie chciałam trawić do szpitala. Moja mama przeszłaby załamanie nerwowe. Bez słowa nałożył mi na głowę czarny kask wpatrując się w moje oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, powolnym, lecz wyćwiczonym ruchem zapiął pasek kasku, a następnie zasiadł na motorze bez słowa. Niezdarnie wgramoliłam się na miejsce za nim, nie wiedząc co zrobić z rękami. Wykręcałam bezradnie palce, póki nie przerwał mi rozbawiony głos - Po prostu obejmij mnie mocno, nie gryzę - mruknął, jakby czytając mi w myślach. Powątpiewając owinęłam ramiona wokół jego talii, łącząc dłonie na okrytym skórzana kurtką brzuchu. Motor ruszył gwałtownie, przez co zacieśliłam swój uścisk, dostając w odpowiedzi niski chichot. Mknęliśmy przez miasto z zawrotną prędkością, gdy gwiazdy zdobiły bezchmurne niebo, a ciężkie krople deszczu moczyły nasze ubrania. Zaciskałam oczy wystraszona takim stylem jazdy, dopóki nie zatrzymaliśmy się przed starą kamieniczką, a silnik motoru ucichł. Powoli zeszłam z pojazdu starając się nie potknąć. Chłopak zrobił to z dużo większą sprawnością i nonszalancją. Ściągnęłam kask i w krępującej ciszy ruszyłam za chłopakiem w stronę wejścia. Otworzył przede mną drzwi i wszedł zaraz za mną, po czym zamknął je i skierował swoje kroki w prawo. Stałam w przedpokoju jego własnego mieszkania nie wiedząc co z sobą zrobić. Na ścianie wisiało zdjęcie, na którym stał chłopak wraz ze swoją siostrą - moją najlepszą przyjaciółką, a obok znajdowała się mama rodzeństwa. Od kiedy pamiętam miałam złe kontakty z brunetem, wciąż sobie dogryzaliśmy, kłóciliśmy i kopaliśmy pod sobą dołki. Nie pamiętam już, czy był jakiś powód tego, dlaczego się tak zachowywaliśmy...
- Zamierzasz tak stać? - do rzeczywistości przywrócił mnie przebrzmiewający drwiną głos. Spojrzałam na jego twarz nie bardzo wiedząc co zrobić. Nigdy nie byłam z nim sam na sam bez kłótni i latającego szkła. Ruchem ręki wskazał salon, więc podążyłam w tamtym kierunku, a on tuż za mną - Poczekaj chwilę, przyniosę ci jakieś suche ciuchy.
- Dziękuję - mruknęłam gdy podał mi ubrania.
- Łazienka jest prosto i na prawo.
Podążyłam we wskazanym kierunku i oparłam się ciężko na umywalce. Spojrzałam w lustro i na moją twarz wstąpił grymas, mokre włosy zaraz zaczną mi się kręcić i będę wyglądać jak baranek. Nałożyłam za duże dresy próbując utrzymać je na biodrach dzięki sznurkom, oraz koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Wróciłam do salonu gdzie czekał na mnie kubek ciepłej herbaty.
- Lepiej? - zapytał dość szczerze. Mimo łączącej nas wzajemnej niechęci wiedziałam jak bardzo troskliwym człowiekiem jest. Nie raz owijał swojej upartej siostrze szalik wokół szyi, nosił zapomniane kanapki do szkoły czy chodził na mecze siatkówki kibicować dziewczynie, która grała z drużynie szkoły.
- Tak, jeszcze raz dzięki - prychnęłam wdychając opary znad kubka, uwielbiałam herbatę z dzikiej róży, truskawki i pigwy.
- Więc... co chcesz robić?
- Ja, umm... jestem trochę zmęczona - bąknęłam niepewnie, cała ta sytuacja była dziwna, jego troskliwość była dość niecodzienna. Pokiwał głową wstając z miejsca. Ruszył do, jak zgadywałam, sypialni i wrócił po chwili z brązowym kocem oraz poduszką ubraną w białą poszewkę. Ułożył wszystko na kanapie, a potem wyszedł zamykając drzwi swojego pokoju i rzucając "miłej nocy" na odchodne. Ulokowałam się na wygodnej kanapie, przykrywając kocem po czubek nosa i starając się nie myśleć o pokręconej sytuacji między mną, a chłopakiem. Jutro, gdy nie będzie się czuł za mnie odpowiedzialny wszystko wróci do normalnego stanu.
Gdy moje powieki zaczęły drgać, a sen uciekł w zapomnienie przypomniałam sobie poprzedni wieczór i nie wiedziałam co robić. Postanowiłam poudawać trochę, że nadal śpię i wymyślić jak najszybciej, przy okazji nie tracąc swojej godności, opuścić mieszkanie Zayna. Jednak mój plan zakłóciły zapachy z kuchni. Uchyliłam powiekę i rozejrzałam się po pokoju wciąż nie przyzwyczajona do jasnego światła. Wygramoliłam się spod koca podążając do kuchni i szykując się mentalnie na kolejną dawkę zgryźliwych uwag. W końcu mieliśmy wrócić do normalnego stanu, tak?
- Dobry - przywitał mnie bezuczuciowym wyrazem twarzy przeżuwając powolnie płatki bez mleka z kubkiem kawy w jednej dłoni, a łyżką w drugiej.
- Hej - skinęłam głową, gdy wskazał mi płatki po drugiej stronie stołu i kawę na blacie. Usiadłam przy stole przeżuwając swoje śniadanie równie wolno co mój towarzysz, zerkając na niego co chwilę. Nie spodziewałam się takiej atmosfery. Zamiast rzucania się na siebie i kąśliwych uwag była jedynie niezręczna cisza. Zdezorientowana skończyłam szybko swoje śniadanie i wstałam od stołu - Hmm, dziękuję za wczoraj, to, umh miłe z twojej strony. Więc... będę się już zbierać - kiwnęłam do niego na odchodne, gdy machnął mi na odchodne i czym prędzej zerwałam się w stronę wyjścia. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę domu. Zachowanie Zayna było dla mnie niezrozumiałe, ale moje również, ponieważ nie przerwałam tej dziwnej aury, która odciągała mnie od ubliżania chłopakowi. Być może był to jaki krok w stronę zarzucenia broni, ale wątpliwe było, abyśmy przełamali między sobą lody. Z tą optymistyczną myślą wbiegłam do mojego mieszkania, wzięłam szybki prysznic i zasiadłam do lekcji czekając aż moja mama wróci z nocnej zmiany.
Następnego dnia zerwałam się z łóżka obudzona przez bezwzględny budzik wygrywający znienawidzoną melodię. Przygotowałam się do wyjścia i porwałam w dłonie plecak zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam do szkoły raźnym krokiem, co nie było typowe dla poniedziałkowego poranka. Być może to wczorajsze zmiany wywoływały u mnie radość. Mimo wszystko nie lubię ranić innych, zakopanie topora wojennego z Zaynem to całkiem dobry pomysł. Wpadłam na szkolny korytarz zdecydowanie przed czasem i podeszłam powoli do swojej szafki wyciągając najpotrzebniejsze rzeczy. Grzebałam na jej dnie szukając zeszytu na historię, gdy usłyszałam obok siebie szmer. Niepewnie przymknęłam drzwiczki szafki, a za nimi ukazała się delikatnie uśmiechnięta twarz Zayna. Zaskoczona wpatrywałam się w niego, dopóki nie uniósł wyżej prawego kącika ust wypowiadając pewne "Cześć". Bąknęłam to samo w odpowiedzi i wciąż stałam znieruchomiała i zagubiona.
- Jak tam? Ellie?
- Ja.. muszę iść.. tam - wskazałam za siebie - tak, tam, więc pa - rzuciłam do niego czym prędzej zamykając szafkę i zarzucając plecak na ramię. Odwróciłam się na pięcie i pognałam w stronę klasy. Dobrze, to było niespodziewane. Dlaczego nie był wredny i sarkastyczny?
Po lekcjach od razu udałam się do drzwi wejściowych żegnając się z moją przyjaciółką i jednocześnie siostrą Zayna. Chciałam mnie zatrzymać ale wybiegłam ze szkoły i udałam się do domu, aby tylko nie spotkać chłopaka i uniknąć tej dziwnej zmiany.
Następnego dnia, o dziwo, sytuacja przy mojej szafce się powtórzyła. Myślę, to naprawdę wielki kawał, jeśli wciąż się nie poddawał. Chciałam jak wczoraj wymknąć się niezauważalnie ze szkoły, gdy tylko rozbrzmi dzwonek, ale potężna ulewa nieco zmieniła moje plany. Stałam przy drzwiach z grupką osób, które musiały pilnie wyjść i czekały na choćby najmniejsze uspokojenie pogody. Za przeszklonymi drzwiami dostrzegłam ten sam motor co sobotniej nocy oraz Zayna dopinającego swoją skórzaną kurtę. Zerknął przelotnie w moją stronę z cwaniackim uśmiechem, po czym chwycił kask i podszedł do drzwi. Uchylił je, wpuszczając do środka wilgotne powietrze. Świetnie, moje włosy znów będą się skręcać. Ku ogólnemu zaskoczeniu złapał mnie za łokieć i zaczął wyprowadzać na zewnątrz.
- Co ty robisz?! - warknęłam. Niekoniecznie uśmiechało mi się moknięcie w takiej ulewie. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, ponieważ chłopak naciągną mi na głowę kaptur bluzy wystający spod mojej kurtki i zamknął za nami drzwi szkoły. Podprowadził mnie do swojego motoru i wcisnął w dłonie kask. Spojrzałam na niego z pytająco-oburzonym wyrazem twarzy, więc przewrócił oczami i pół-warknął : Zauważyłem, że ci się śpieszy. Wskakuj, nie mam całego dnia na moknięcie przed szkołą.
Uspokojona tym, że wciąż nasze relacje są takie jakie były przed sobotą założyłam kask i usadowiłam się za nim. Jak ostatnim razem objęłam jego talię po czym ruszył. Przez całą drogę drogę chodziła mi po głowie myśl, że może jednak chciałabym, aby był taki jak poprzedniego dnia. Zero sarkazmu, złośliwości... A potem uświadomiłam sobie, że wcale nie ma złych zamiarów względem mnie. Zagubiona w swoich własnych przemyśleniach ledwo zauważyłam, kiedy dotarliśmy pod moje mieszkanie. Zgramoliłam się z motoru, niezgrabnie jak wcześniej i dziękując beznamiętnie za podwózkę ruszyłam do środka.
Kolejnego dnia stałam przy szafce dłużej niż zazwyczaj mając nadzieję, że i dziś zawita w to miejsce przed lekcjami. Niestety, gdy zadzwonił dzwonek, a jego wciąż nie było, zawiedziona udałam się do klasy. Siostra Zayna, Waliyha, zajęła nasze stałe miejsca i machnęła na mnie przyjaźnie. Usiadłam obok niej i chwilę kręcąc się niespokojnie zapytałam:
- Nie ma dziś Zayna?
- Nie wiem, a dlaczego? - zerknęła na mnie zaskoczona. Wzruszyłam ramionami.
- Tak jakoś...
- Przecież wiesz, że odkąd się wyprowadził rozmawiam z nim głównie na szkolnych korytarzach. Zwłaszcza teraz, gdy mamy tyle nauki i nie ma czasu nigdzie ze mną wyjść - westchnęła zasmucona. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i szturchnęłam zaczepnie w ramię chcąc ją jakoś rozweselić.
Całą lekcję matematyki zaprzątałam sobie głowę tym, dlaczego dziś go nie było aby się ze mną przywitać. Dlaczego jego nastawienie względem mojej osoby się zmieniło i przede wszystkim, dlaczego właściwie mnie to obchodzi. Przyłapałam się na tym, że analizuję każdy jego ruch. Z jeszcze większym bałaganem w głowie podeszłam do swojej szafki i jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam przy niej Zayna. Stał jak zwykle opierając się nonszalancko, a zwyczajna czarna koszulka przylegała do jego torsu dając idealne tło czarnej, skórzanej kurtce. Właście zwracałam uwagę na jego wygląd, świetnie. Zadowolona z tego, że jednak przyszedł podeszłam do niego.
- Nie było cię przed lekcjami - rzuciłam w ramach przywitania.
- W środy mam na drugą lekcję - zawiadomił z uśmieszkiem. Prychnęłam wymijając go i otworzyłam szafkę. - Właściwie to cześć - zaśmiał się.
- Hej - kiwnęłam do niego.
- Dzisiaj też cię podwożę, znów pada.
- To miłe, że się troszczysz, ale potrafię o sobie decydować - warknęłam.
- Ja to zrobię lepiej - powiedział poważnie patrząc mi w oczy, a po chwili jeden z jego kącików ust poszybował do góry. Dupek.
- Jak uważasz - wzruszyłam ramionami.
Ostatecznie i tak mnie podwiózł, choć wcale nie padało gdy opuszczaliśmy budynek szkoły.
Po ośmiu dniach codziennych spotkań przy mojej szafce i kilku wspólnych obiadach, już z przyzwyczajenia ruszyłam w stronę parkingu zamiast udać się prosto chodnikiem w stronę mojego domu. Jak zawsze czekał na mnie oparty o swój motor, dziś zaskakując mnie granatowym kolorem koszulki zwisającej luźno pod zwyczajną skórzaną kurtką. Nie zwracając uwagi na ciekawskie szepty innych, którzy najwyraźniej jak ja wciąż nie przywykli do nowych relacji między mną, a Zaynem, odebrałam czarny kask z jego dłoni i usadowiłam się na dwukołowcu. Chłopak usiadł przede mną i czekał aż owinę go ramionami w pasie, co od razu uczyniłam. Silnik zawarczał i ruszyliśmy wyjeżdżając za bramę szkoły. Minęliśmy Waliyhe, która posłała nam zaskoczone spojrzenie. Nic dziwnego, kto jak kto ale ona była świadoma tego co potrafiliśmy zrobić aby sobie uprzykrzyć życie. Mknęliśmy główną ulicą dość wolno, ale gdy wyjechaliśmy na jakąś przydrożną ścieżkę Zayn zdecydowanie przyśpieszył.
- Gdzie mnie wieziesz? - krzyknęłam próbując przebić się przez szum wiatru.
- Poczekaj chwilę, sama się dowiesz - dyskretnie obrócił się w moją stronę z uśmiechem i znów skupił się w pełni na drodze, przyspieszając. Motor przechylał się niebezpiecznie, ale nie czułam się tak. Przecież Zayn jest troskliwym człowiekiem. Przejeżdżaliśmy przez mały las, zatrzymując się na jego skraju. Chłopak zsiadł z pojazdu i ściągnął kask, gdy ja jeszcze mocowałam się z zapięciem. Pomógł mi rozbawiony, a potem podniósł mnie i przerzucił sobie przez bark. Wierzgałam i uderzałam go po plecach, aby mnie puścił, ale on tylko śmiał się bezczelnie i próbował mnie uspokoić. Posadził mnie na sporym kamieniu i wskazał przed siebie. Zerknęłam w tym kierunku i ujrzałam spadek klifu pod którym morze obijało się o skały i moczyło piasek zapewniając dzieciakom odpowiedni fundament do budowy zamku. Wstrzymałam oddech zachwycona tym widokiem.
- Pięknie, nie? - rozejrzał się z lśniącymi oczami wokół siebie spoglądając to na las za nami, to na morze na przeciw nas. Pokiwałam głową.
- Cudownie. Dziękuję - Spojrzał na mnie zaskoczony - no wiesz, że mnie tu przywiozłeś, zakopałeś topór wojenny między nami i dbasz o mnie, to zaskakujące.
- Od nienawiści do miłości jeden krok, prawda? - zapytał spoglądając na mnie ukradkiem. Przytaknęłam niepewnie ruchem głowy, więc kontynuował - Ale innym razem nienawidzisz za to, że tak mocno kochasz - uciekł wzrokiem. Jak zaczarowana wpatrywałam się w jego profil - Albo po prostu ktoś jest tak irytujący, że nie da się go nienawidzić - uśmiechnął się do mnie cwaniacko, na co trzepnęłam go w tył głowy - Osz ty! - pisnął wstając na równe nogi i ruszył za mną. Goniliśmy się pomiędzy drzewami, póki nie opadliśmy z sił i padliśmy obok siebie na trawę.
- I tak wygrałam - wysapałam.
- Chciałabyś, wredna pchło - parsknął i dźgnął mnie palcem w bok. Wystawiłam w jego stronę język, za który złapał i pociągnął zabawnie.
- Ala, bloli - burknęłam odtrącając jego rękę.
- Jesteś komiczna - zaśmiał się. Przysunęłam się do niego i opierać o niego kark podziwiałam goniące się wróble. Zmiany są dobre
****************
Wydaje mi się, że zbyt dynamicznie zmieniłam charaktery bohaterów i nic tak naprawdę nie wyjaśniłam, ale pomyślałam, że skoro podczas pisania żyło własnym życiem, niech pozostanie jakie jest. W końcu nie zawsze wszystko musi być podane na tacy i idealnie wyproporcjonowane! Mam nadzieję, ze wam się podobało i podzielicie się za mną waszym zdaniem ;)
- Dobry - przywitał mnie bezuczuciowym wyrazem twarzy przeżuwając powolnie płatki bez mleka z kubkiem kawy w jednej dłoni, a łyżką w drugiej.
- Hej - skinęłam głową, gdy wskazał mi płatki po drugiej stronie stołu i kawę na blacie. Usiadłam przy stole przeżuwając swoje śniadanie równie wolno co mój towarzysz, zerkając na niego co chwilę. Nie spodziewałam się takiej atmosfery. Zamiast rzucania się na siebie i kąśliwych uwag była jedynie niezręczna cisza. Zdezorientowana skończyłam szybko swoje śniadanie i wstałam od stołu - Hmm, dziękuję za wczoraj, to, umh miłe z twojej strony. Więc... będę się już zbierać - kiwnęłam do niego na odchodne, gdy machnął mi na odchodne i czym prędzej zerwałam się w stronę wyjścia. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę domu. Zachowanie Zayna było dla mnie niezrozumiałe, ale moje również, ponieważ nie przerwałam tej dziwnej aury, która odciągała mnie od ubliżania chłopakowi. Być może był to jaki krok w stronę zarzucenia broni, ale wątpliwe było, abyśmy przełamali między sobą lody. Z tą optymistyczną myślą wbiegłam do mojego mieszkania, wzięłam szybki prysznic i zasiadłam do lekcji czekając aż moja mama wróci z nocnej zmiany.
Następnego dnia zerwałam się z łóżka obudzona przez bezwzględny budzik wygrywający znienawidzoną melodię. Przygotowałam się do wyjścia i porwałam w dłonie plecak zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam do szkoły raźnym krokiem, co nie było typowe dla poniedziałkowego poranka. Być może to wczorajsze zmiany wywoływały u mnie radość. Mimo wszystko nie lubię ranić innych, zakopanie topora wojennego z Zaynem to całkiem dobry pomysł. Wpadłam na szkolny korytarz zdecydowanie przed czasem i podeszłam powoli do swojej szafki wyciągając najpotrzebniejsze rzeczy. Grzebałam na jej dnie szukając zeszytu na historię, gdy usłyszałam obok siebie szmer. Niepewnie przymknęłam drzwiczki szafki, a za nimi ukazała się delikatnie uśmiechnięta twarz Zayna. Zaskoczona wpatrywałam się w niego, dopóki nie uniósł wyżej prawego kącika ust wypowiadając pewne "Cześć". Bąknęłam to samo w odpowiedzi i wciąż stałam znieruchomiała i zagubiona.
- Jak tam? Ellie?
- Ja.. muszę iść.. tam - wskazałam za siebie - tak, tam, więc pa - rzuciłam do niego czym prędzej zamykając szafkę i zarzucając plecak na ramię. Odwróciłam się na pięcie i pognałam w stronę klasy. Dobrze, to było niespodziewane. Dlaczego nie był wredny i sarkastyczny?
Po lekcjach od razu udałam się do drzwi wejściowych żegnając się z moją przyjaciółką i jednocześnie siostrą Zayna. Chciałam mnie zatrzymać ale wybiegłam ze szkoły i udałam się do domu, aby tylko nie spotkać chłopaka i uniknąć tej dziwnej zmiany.
Następnego dnia, o dziwo, sytuacja przy mojej szafce się powtórzyła. Myślę, to naprawdę wielki kawał, jeśli wciąż się nie poddawał. Chciałam jak wczoraj wymknąć się niezauważalnie ze szkoły, gdy tylko rozbrzmi dzwonek, ale potężna ulewa nieco zmieniła moje plany. Stałam przy drzwiach z grupką osób, które musiały pilnie wyjść i czekały na choćby najmniejsze uspokojenie pogody. Za przeszklonymi drzwiami dostrzegłam ten sam motor co sobotniej nocy oraz Zayna dopinającego swoją skórzaną kurtę. Zerknął przelotnie w moją stronę z cwaniackim uśmiechem, po czym chwycił kask i podszedł do drzwi. Uchylił je, wpuszczając do środka wilgotne powietrze. Świetnie, moje włosy znów będą się skręcać. Ku ogólnemu zaskoczeniu złapał mnie za łokieć i zaczął wyprowadzać na zewnątrz.
- Co ty robisz?! - warknęłam. Niekoniecznie uśmiechało mi się moknięcie w takiej ulewie. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, ponieważ chłopak naciągną mi na głowę kaptur bluzy wystający spod mojej kurtki i zamknął za nami drzwi szkoły. Podprowadził mnie do swojego motoru i wcisnął w dłonie kask. Spojrzałam na niego z pytająco-oburzonym wyrazem twarzy, więc przewrócił oczami i pół-warknął : Zauważyłem, że ci się śpieszy. Wskakuj, nie mam całego dnia na moknięcie przed szkołą.
Uspokojona tym, że wciąż nasze relacje są takie jakie były przed sobotą założyłam kask i usadowiłam się za nim. Jak ostatnim razem objęłam jego talię po czym ruszył. Przez całą drogę drogę chodziła mi po głowie myśl, że może jednak chciałabym, aby był taki jak poprzedniego dnia. Zero sarkazmu, złośliwości... A potem uświadomiłam sobie, że wcale nie ma złych zamiarów względem mnie. Zagubiona w swoich własnych przemyśleniach ledwo zauważyłam, kiedy dotarliśmy pod moje mieszkanie. Zgramoliłam się z motoru, niezgrabnie jak wcześniej i dziękując beznamiętnie za podwózkę ruszyłam do środka.
Kolejnego dnia stałam przy szafce dłużej niż zazwyczaj mając nadzieję, że i dziś zawita w to miejsce przed lekcjami. Niestety, gdy zadzwonił dzwonek, a jego wciąż nie było, zawiedziona udałam się do klasy. Siostra Zayna, Waliyha, zajęła nasze stałe miejsca i machnęła na mnie przyjaźnie. Usiadłam obok niej i chwilę kręcąc się niespokojnie zapytałam:
- Nie ma dziś Zayna?
- Nie wiem, a dlaczego? - zerknęła na mnie zaskoczona. Wzruszyłam ramionami.
- Tak jakoś...
- Przecież wiesz, że odkąd się wyprowadził rozmawiam z nim głównie na szkolnych korytarzach. Zwłaszcza teraz, gdy mamy tyle nauki i nie ma czasu nigdzie ze mną wyjść - westchnęła zasmucona. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i szturchnęłam zaczepnie w ramię chcąc ją jakoś rozweselić.
Całą lekcję matematyki zaprzątałam sobie głowę tym, dlaczego dziś go nie było aby się ze mną przywitać. Dlaczego jego nastawienie względem mojej osoby się zmieniło i przede wszystkim, dlaczego właściwie mnie to obchodzi. Przyłapałam się na tym, że analizuję każdy jego ruch. Z jeszcze większym bałaganem w głowie podeszłam do swojej szafki i jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam przy niej Zayna. Stał jak zwykle opierając się nonszalancko, a zwyczajna czarna koszulka przylegała do jego torsu dając idealne tło czarnej, skórzanej kurtce. Właście zwracałam uwagę na jego wygląd, świetnie. Zadowolona z tego, że jednak przyszedł podeszłam do niego.
- Nie było cię przed lekcjami - rzuciłam w ramach przywitania.
- W środy mam na drugą lekcję - zawiadomił z uśmieszkiem. Prychnęłam wymijając go i otworzyłam szafkę. - Właściwie to cześć - zaśmiał się.
- Hej - kiwnęłam do niego.
- Dzisiaj też cię podwożę, znów pada.
- To miłe, że się troszczysz, ale potrafię o sobie decydować - warknęłam.
- Ja to zrobię lepiej - powiedział poważnie patrząc mi w oczy, a po chwili jeden z jego kącików ust poszybował do góry. Dupek.
- Jak uważasz - wzruszyłam ramionami.
Ostatecznie i tak mnie podwiózł, choć wcale nie padało gdy opuszczaliśmy budynek szkoły.
Po ośmiu dniach codziennych spotkań przy mojej szafce i kilku wspólnych obiadach, już z przyzwyczajenia ruszyłam w stronę parkingu zamiast udać się prosto chodnikiem w stronę mojego domu. Jak zawsze czekał na mnie oparty o swój motor, dziś zaskakując mnie granatowym kolorem koszulki zwisającej luźno pod zwyczajną skórzaną kurtką. Nie zwracając uwagi na ciekawskie szepty innych, którzy najwyraźniej jak ja wciąż nie przywykli do nowych relacji między mną, a Zaynem, odebrałam czarny kask z jego dłoni i usadowiłam się na dwukołowcu. Chłopak usiadł przede mną i czekał aż owinę go ramionami w pasie, co od razu uczyniłam. Silnik zawarczał i ruszyliśmy wyjeżdżając za bramę szkoły. Minęliśmy Waliyhe, która posłała nam zaskoczone spojrzenie. Nic dziwnego, kto jak kto ale ona była świadoma tego co potrafiliśmy zrobić aby sobie uprzykrzyć życie. Mknęliśmy główną ulicą dość wolno, ale gdy wyjechaliśmy na jakąś przydrożną ścieżkę Zayn zdecydowanie przyśpieszył.
- Gdzie mnie wieziesz? - krzyknęłam próbując przebić się przez szum wiatru.
- Poczekaj chwilę, sama się dowiesz - dyskretnie obrócił się w moją stronę z uśmiechem i znów skupił się w pełni na drodze, przyspieszając. Motor przechylał się niebezpiecznie, ale nie czułam się tak. Przecież Zayn jest troskliwym człowiekiem. Przejeżdżaliśmy przez mały las, zatrzymując się na jego skraju. Chłopak zsiadł z pojazdu i ściągnął kask, gdy ja jeszcze mocowałam się z zapięciem. Pomógł mi rozbawiony, a potem podniósł mnie i przerzucił sobie przez bark. Wierzgałam i uderzałam go po plecach, aby mnie puścił, ale on tylko śmiał się bezczelnie i próbował mnie uspokoić. Posadził mnie na sporym kamieniu i wskazał przed siebie. Zerknęłam w tym kierunku i ujrzałam spadek klifu pod którym morze obijało się o skały i moczyło piasek zapewniając dzieciakom odpowiedni fundament do budowy zamku. Wstrzymałam oddech zachwycona tym widokiem.
- Pięknie, nie? - rozejrzał się z lśniącymi oczami wokół siebie spoglądając to na las za nami, to na morze na przeciw nas. Pokiwałam głową.
- Cudownie. Dziękuję - Spojrzał na mnie zaskoczony - no wiesz, że mnie tu przywiozłeś, zakopałeś topór wojenny między nami i dbasz o mnie, to zaskakujące.
- Od nienawiści do miłości jeden krok, prawda? - zapytał spoglądając na mnie ukradkiem. Przytaknęłam niepewnie ruchem głowy, więc kontynuował - Ale innym razem nienawidzisz za to, że tak mocno kochasz - uciekł wzrokiem. Jak zaczarowana wpatrywałam się w jego profil - Albo po prostu ktoś jest tak irytujący, że nie da się go nienawidzić - uśmiechnął się do mnie cwaniacko, na co trzepnęłam go w tył głowy - Osz ty! - pisnął wstając na równe nogi i ruszył za mną. Goniliśmy się pomiędzy drzewami, póki nie opadliśmy z sił i padliśmy obok siebie na trawę.
- I tak wygrałam - wysapałam.
- Chciałabyś, wredna pchło - parsknął i dźgnął mnie palcem w bok. Wystawiłam w jego stronę język, za który złapał i pociągnął zabawnie.
- Ala, bloli - burknęłam odtrącając jego rękę.
- Jesteś komiczna - zaśmiał się. Przysunęłam się do niego i opierać o niego kark podziwiałam goniące się wróble. Zmiany są dobre
****************
Wydaje mi się, że zbyt dynamicznie zmieniłam charaktery bohaterów i nic tak naprawdę nie wyjaśniłam, ale pomyślałam, że skoro podczas pisania żyło własnym życiem, niech pozostanie jakie jest. W końcu nie zawsze wszystko musi być podane na tacy i idealnie wyproporcjonowane! Mam nadzieję, ze wam się podobało i podzielicie się za mną waszym zdaniem ;)
niedziela, 16 marca 2014
Liam
Witam x
Shot jest króciutkim listem, który napisałam już dawno i nawet opublikowałam, ale jakoś nie długo gościł na moim blogu. Prawie nic nie zmieniałam, niech będzie, jaki był :)
Lena x
_______________________________________________________________
Wędrowałem bez celu po strychu. Wzrokiem odszukiwałem pamiątek z czasów, gdy byliśmy tak blisko, że niemal stanowiliśmy jedną duszę...
"Zatrzymaj się na czas
Dobrze zastanów zanim coś powiesz i
Z siłą najcięższych dział
Tym jednym słowem
Cały nasz świat zetrzesz w pył"
Zatrzymałem się, ale chyba już za późno, prawda?
Już nie jesteśmy tymi samymi ludźmi.
Zmieniamy się.
Każdy, bez wyjątku.
Inne rzeczy są teraz dla nas najważniejsze.
Gdy wracam do domu nie dostaję całusa w policzek.
Nikt nie krzyczy, gdy wchodzę z butami do kuchni, żeby jak najszybciej zjeść obiad.
Jestem Ci obojętny, prawda?
Wypaliło się...
Nie wiedziałem, że to tak szybko się stanie.
Nie chciałem, żeby kiedykolwiek się stało.
Oddalamy się od siebie.
Przetrwamy tą próbę?
Błagam, pomóż mi o Nas walczyć!
Sam nie dam rady!
Ledwo się trzymam!
"Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś...
Na czas zawrócić nas
Zmienić zdarzeń bieg
Gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?"
Bez Ciebie nie potrafię nawet kłaść się spać z uśmiechem.
Bo nie ma Ciebie obok.
Do niedawna byłaś jedynie ciałem...
A teraz odeszłaś.
Pewnie myślisz, że piszę ten list po pijaku siedząc bezradnie na podłodze.
Nie...
Siedzę bezradnie płacząc na kufrze.
Tak, tym na strychu.
Tym, do którego zawsze wkładałaś nasze zdjęcia.
To już nie jest płacz...
Może to deszcz?
Może niebo płacze ze mną?
Może to aniołki chlipią nad naszym rozstaniem?
Zadziwiające jest jednak to, że za oknem nie ma ani jednej chmurki.
Tak słonecznie...
Ale bez Ciebie.
Jakbym stał w zimnym cieniu, gdy słońce woła mnie do zabawy.
Nie potrafię wyjść z ciemności...
Wiesz, chyba jestem na krawędzi.
I Ty pewnie też..
W końcu mnie kochasz.
Kochasz, prawda?!
To wróć.
Razem wrócimy na bezpieczny ląd.
Razem nigdy nie spadniemy.
Niesieni skrzydłami miłości..
"A jeśli dzieli nas
Od przepaści krok
Chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie"
Z powrotem chcę Cię widzieć roześmianą, gdy na tym oto strychu w kapeluszu na głowie, kręciłaś się wokół własnej osi, pozując mi do zdjęć.
Chcę Cię tulić do snu.
Chcę budzić Cię pocałunkiem.
Chcę robić Ci śniadania.
I kolacje...
Chcę latać za tobą po łące.
Dogonić i złączyć nasze dłonie w uścisku.
"Chcę tylko czuć, że Cię mam przy sobie..."
Twój Liam.
PS. Moje drzwi... Nasze drzwi stoją dla Ciebie otworem.
PS.2. Kocham Cię, wiesz?
PS. Wrócisz, kochanie?
****
Ściskałam w dłoniach list, nie wiedząc, co mam zrobić...
Wrócić do niego, spróbować to wszystko naprawić i żyć szczęśliwie, lub po raz kolejny przeżywać, że nam się nie udało? Czy zostawić jak jest i cierpieć bez ostatniej próby? Poddać się, czy walczyć?
"Bo gdy przy sobie cię mam
Wierzę, że zamiast się stoczyć
Kolejny raz uda się nam"
poniedziałek, 3 marca 2014
"Emotionless"
Hej :)
Miałam wczoraj urwanie głowy, koniec ferii, więc zapomniałam dodać... No nic, miłego czytania :)
Chester See - God Damn You're Beautiful - przy tej piosence pisałam, być może wam też przypadnie do gustu.
Miałam wczoraj urwanie głowy, koniec ferii, więc zapomniałam dodać... No nic, miłego czytania :)
Chester See - God Damn You're Beautiful - przy tej piosence pisałam, być może wam też przypadnie do gustu.
Lena x
___________________________________________________________________
Zamykam rozdział życia, odcinając się od osób w nim
uczestniczących, które odgrywały najważniejsze role, od miejsc, w których
rozgrywała się główna akcja. Przechodzę dalej, nie oglądając się za siebie, bo
jak zawsze, nie czuje nic.
Idąc wzdłuż chodnika
zerkałem kątem oka na wystawy bez żadnego powodu, bez nadziei, że jakiś
przedmiot mnie zaskoczy, oczaruje, że poczuję fascynację, przygnębienie czy
radość. Zacisnąłem usta w wąską, cienką, bladoróżową linię. Czy pustka to
uczucie? Może mógłbym sobie to wmówić, przekonać, że pustka to też uczucie, że
potrafię czuć. Ale czy nie gorzej byłoby mieć świadomość, że jedyne co potrafi
się czuć to najgorsze uczucie świata?
I wtedy cię
zauważyłem. Siedziałaś z nim przy stoliku, trzymał twoją dłoń jak największy
skarb, a twoje oczy mówiły, że tak właśnie się czujesz. W końcu ktoś cię kocha,
nareszcie możesz to poczuć. Przystanąłem przed kawiarenką przyglądając się
twojej twarzy, robię to ostatni raz, prawda? Zaraz porozmawiamy i zniknę.
Zamknę kolejny rozdział. I wciąż, nic nie czuję.
Podniosłaś błękitne
tęczówki, w których nie potrafię tonąć. Z twojej twarzy zniknął uśmiech ,
którego nie potrafiłem wywołać. Jego miejsce zajął grymas zatroskania i smutku,
akurat ich powodem bywałem często. Na jego twarzy również zauważyłem troskę, ja
nigdy się nie troszczyłem. Odwrócił głowę w moją stronę i zrozumiał. Ja też
rozumiałem. Szybko, bezboleśnie i definitywnie. Wszedłem do środka z pustym
wyrazem twarzy, codziennym. Zatrzymałem się przy waszym stoliku, w pewnej
odległości. Milczeliście jak zaklęci, ty milczałaś.
- Więc… to koniec? –
zapytałem zmęczony ciszą. Kiwnęłaś delikatnie głową, gdy twoje oczy się
zaszkliły – Dobrze – westchnąłem z lekka ciężej niż zazwyczaj – Dobrze –
powtórzyłem. Nie miałem ci tego za złe. Przecież rozumiałem. Czego można szukać
u człowieka bez uczuć? Miłości? Przepraszam, że nie mogłaś jej odnaleźć. Sam
zagubiłem ją już dawno temu. To dobrze, że będziesz z nim. W końcu będziesz traktowana jak księżniczka,
z miłością, z troską, wrażliwością, czułością. Z uczuciem. Spojrzałem na twoją
twarz, przez którą przemykało zmartwienie. Nie martw się, przecież ja i tak nic
nie poczuję. Nagle przed oczami stanął mi twój uśmiech, z pewnego, gdy dnia objąłem cię ramieniem
podczas krojenia warzyw. Miałem kamienną twarz, lecz twoja jaśniała szczęściem
za nas dwoje. Zdałem sobie sprawę, że teraz będzie ciemno. Nie rozjaśnisz mi
chwili. Będziesz dawać z siebie wszystkiego podwójnie, każde uczucie, tak z
przyzwyczajenia. Mam nadzieję, że on odda ci to w równej ilości. Nadzieja. –
Okazuj jej uczucia za nas dwóch, dobrze? Ja nie potrafiłem – uniosłem smutno
kącik ust. Smutek. Spojrzałem ostatni raz w twoje oczy, po czym obróciłem się
na pięcie i ruszyłem do drzwi. Życzę ci przyszłości pełnej uczuć, tych
najlepszych. Sentyment. Troska. Otworzyłem drzwi kawiarni, a chłodny wiatr
uderzył w moją twarz. Delikatny dźwięk dzwoneczków rozbrzmiał, gdy zamykałem za
sobą szklaną powłokę. Po moim policzku spłynęła łza, gdy rzuciłem na ciebie
ostatnie spojrzenie. Zauważyłaś, zawahałaś się. Jego ramie objęło cię
troskliwie. Z uczuciem. Pociągnąłem nosem i ruszyłem dalej chodnikiem.
Zamknąłem kolejny rozdział, odciąłem się od ciebie, od
tamtej kawiarni i naszego mieszkania. Idę innym chodnikiem, nie patrzą w tył.
Przecież ja i tak nic nie czuję.
niedziela, 23 lutego 2014
Niall
Hejka maciejka! x
Nie jest to coś długiego, ale pisało mi się z przyjemnością i lekkością, dawno tego nie czułam.
Zainspirował mnie teledysk do piosenki "Everything Has Changed", również przy niej pisałam tego shota, jak i zachowania mojego taty. Drobne przyzwyczajenia, zabawy ze mną i bratem.
Mam nadzieję, że czytanie tego będzie tak miłe i lekkie jak pisanie :)
Kołysząc się na drewnianej huśtawce wiszącej między gałęziami jabłoni obsypanych białymi kwiatuszkami, raz po raz odpychając się nogami od ziemi pokrytej świeżą trawą, przyglądałam się uroczej gonitwie. Niebieskooki blondyn z rozdziawioną buzią biegał za pięciolatką warcząc jak lew. Dziewczynka piszczała śmiejąc się i raz po raz potykając, gdy jej krótkie nóżki nie dawały już rady, a biała sukienka do kolan niczego nie ułatwiała. Zerknęła przez ramie, a gdy zobaczyła, że niebieskooki jest już tuż tuż, ponownie pisnęła i rozłożyła ramionka odziane w cienki, bordowy sweterek, udając samolot skręciła w prawo, biegnąc w stronę klombu, gdzie ośmioletni szatyn zrywał kwiatki.
- Pomocy! - krzyknęła chichocząc i skrywając się za swoim braciszkiem.
- A to ty taka jesteś, małpko? Daj tatusiowi buziaka! - gaworzył do ukochanej córeczki, kucając, aby być na wysokości dzieciaków i rozkładając ramiona. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, a on zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- W bródkę? - zasepleniła.
- W bródkę - przytaknął poważnie. Blondynka pochyliła się i wycisnęła całusa na jego brodzie, ale szybko się odsunęła - Drapie, co? - zaśmiał się, na co dziewczynka wystawiła mu język.
- Tatuś się nie goli! Tatuś się nie goli! - wołała i delikatnie pociągnęła go za włosy wiedząc, że to jego czuły punkt.
- Osz ty małpo niedobra! - zawołał przewracając ją na ziemię i gilgocząc brodą po policzku, a potem palcami po brzuszku - Robimy operację! - przycisnął bladoróżowe usta do jej delikatnej szyjki nadymając policzki i wypuszczając powietrze wraz zabawnymi dźwiękami. Śmiali się oboje, tarzając po trawie, drocząc i całując po policzkach nawzajem. W tym czasie siedmioletni szatyn zdążył pozrywać kilka żółtych oraz czerwonych tulipanów. Związawszy je białą wstążeczką ruszył w moim kierunku z zaciętym wyrazem twarzy. Im bliżej był, tym jego twarz przyozdabiał coraz większy, uroczy uśmieszek.
- To dla ciebie, mamusiu - wymamrotał podskakując, aby usadowić się obok mnie na huśtawce po czym wyciągnął przed siebie bukiecik. Wzięłam kwiaty w jedną rękę, a drugą przygarnęłam chłopca do piersi.
- Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się wzruszona całując małego w czółko. Siedzieliśmy chwilkę przytulając się i rozmawiając o kwiatach, gdy podszedł do nas blondyn z dziewczynką na swoich barkach. Jej brązowe oczka jaśniały szczęściem. Chciałabym, aby zostało już tak na zawsze.
- Dobra, pora przetestować nasz statek, majtku. Leć go przynieść! - zawołał niecierpliwie z wielkim entuzjazmem podając synkowi klucz do komórki, w której zawsze skręcali nowe modele. Usadził dziewczynkę na swoich kolanach, gdy zajął miejsce obok mnie - Jak trochę podrośniesz to będziesz nam pomagać, co nie małpko? - uszczypnął ją w policzek.
- Przecież wam pomagam! Podaję wam te na "ś"!
- Śrubokręty, kochanie - podpowiedziałam głaszcząc ją po blond włoskach.
- Właśnie je!
- Więc myślisz, że zasłużyłaś na wypuszczenie statku w pierwszy rejs razem z nami? - zapytał, na co ta pokiwała gorączkowo główką, a jej włoski lśniące jak zboże w letni dzień zabawnie podskoczyły spięte w dwa kucyki po bokach głowy - W takim razie ruszajmy! - wstaliśmy wszyscy z huśtawki i ruszyliśmy nad małe jeziorko, które znajdowało się za naszym ogródkiem. Usiadłam po turecku nad samym brzegiem, bawiąc się zdźbłami trawy, a mój synek rozsiadł się zaraz obok z pilotem w ręce. Blondyn przykucnął obok chłopaka, owijając ramię wokół stojącej przed nim dziewczynki. Drugie zaś przerzucił przez bark siedmiolatka i czochrając jego włosy rozkazał zepchnięcie statku na wodę. Zaczęliśmy odliczanie, gdy wreszcie go włączyli, a on popłynął pełen gracji wprowadzając nastrój przepełniony dumą między członków mojej rodziny. Siedzieliśmy nad stawem aż do wieczora, każdy miał okazję pobawić się w kapitana, a nawet mój mąż zarządził zabawę w okręt piratów. Rozkazywał majtkom, ganiał z kijami walcząc z niewidzialnymi piratami i ratował wraz z szatynem księżniczkę w opałach, którą zostałam ja, usadowiona na drabinkach*. W końcu zmęczeni ponownie rozsiedli się na trawie, a niebieskooki podszedł do mnie i ostrożnie złapał w swoje ramiona, siadając koło dzieci i biorąc mnie na kolana.
- Jestem z was dumny, moi drodzy kamraci, ocaliliśmy moją księżniczkę!
- W ramach podziękowania zapraszam moich wybawców do mojego zamku na kubek kakao - zaśmiałam się podnosząc z kolan ukochanego i podając mu rękę. Uśmiechnął się do mnie uroczo i ucałował mój policzek. Złapałam za rękę pięciolatkę i czekaliśmy, aż chłopaki zbiorą swój skarb z wody.
- To co następne, wspólniku? Może samolot! - porwał chłopczyka na ręce i okręcił się z nim wokół własnej osi, naśladując ruch samolotu. Szatyn zapiszczał, roześmiał się i zaczął wierzgać kończynami, aby tatuś go puścił. Rozbawiony blondyn opuścił go na ziemię, poczochrał po włosach i uciekł krzycząc, że kto ostatni to ciamajda. Córeczka puściła się mojej dłoni, próbując wyprzedzić brata i tatusia, piszcząc, że to nie fair, bo mają dłuższe nogi. Zachichotałam podchodząc do huśtawki, na której zostawiłam bukiecik tulipanów. Porwałam go w dłonie i ruszyłam do drzwi tarasowych wchodząc do kuchni.
- Co z tym kakao? - zapytał siedmiolatek wychylając rozczochraną główkę z salonu.
- Może chcesz mi pomóc?
- Jasne! Powiedz, co mam robić, o pani? - wyszczerzył do mnie swoje bialutkie ząbki.
- Będziesz wsypywał po dwie łyżeczki do każdego kubka, a tacie trzy, dobrze? - pokiwał energicznie główką i zabrał się do pracy. Złapaliśmy ostrożnie po dwa kubki przepysznego kakao i zanieśliśmy je salonu. Przy kominku rozłożony był koc, a na nim mój ukochany wraz z córeczką droczyli się i przekomarzali.
- Zróbmy sówki! - zawołał blondyn przysuwając swoją twarz do buzi dziewczynki, stykając ich czoła tak, że jego lewe, a jej prawe oczko znalazły się na tej samej wysokości. Zaczęli kręcić głowami to w prawo, to w lewo, a my z synkiem mieliśmy niezły ubaw z tej dwójki wariatów. Usiedliśmy koło nich, podając kubki w gwiazdki i zaczęliśmy pogawędkę. Mój ukochany opowiadał jak było w pracy, opisując nam wszystkie miejscowości, jakie zwiedził. Wziął małą na kolana i pochylając się nad nią zamrugał jej przy policzku.
- Jak to się nazywa, tatusiu? - zapytała chichocząc.
- Pocałunek motyla. Fajne, nie? - uśmiechnął się pokazując zęby.
- Tak, pokaż to mamusi! - blondyn przybliżył się do mojego policzka delikatnie przebiegając po moim policzku rzęsami. Gdy się odsunął cmoknęłam go w usta, a dzieci zaczęły narzekać i marudzić. Zaśmialiśmy się i nakazaliśmy kończyć kakao, bo już pora do łóżka. Ukochany złapał dzieciaki, każde usadawiając na jednym biodrze i ruszył ułożyć do snu.
- Ale poczytasz nam, tatusiu?
- Piotrusia Pana!
- Jasne, cokolwiek zechcecie, małpki.
Złapałam kubki i podeszłam do zlewu umyć je, aby na rano były czyściutkie. Westchnęłam zadowolona ze swojej pracy i przysiadłam na kanapie czekając na blondyna. Kolejny cudowny dzień za nami.
*Jeśli ktoś się nie domyśla, chodzi mi o coś takiego :)
Nie jest to coś długiego, ale pisało mi się z przyjemnością i lekkością, dawno tego nie czułam.
Zainspirował mnie teledysk do piosenki "Everything Has Changed", również przy niej pisałam tego shota, jak i zachowania mojego taty. Drobne przyzwyczajenia, zabawy ze mną i bratem.
Mam nadzieję, że czytanie tego będzie tak miłe i lekkie jak pisanie :)
Lena x
_______________________________________________________Kołysząc się na drewnianej huśtawce wiszącej między gałęziami jabłoni obsypanych białymi kwiatuszkami, raz po raz odpychając się nogami od ziemi pokrytej świeżą trawą, przyglądałam się uroczej gonitwie. Niebieskooki blondyn z rozdziawioną buzią biegał za pięciolatką warcząc jak lew. Dziewczynka piszczała śmiejąc się i raz po raz potykając, gdy jej krótkie nóżki nie dawały już rady, a biała sukienka do kolan niczego nie ułatwiała. Zerknęła przez ramie, a gdy zobaczyła, że niebieskooki jest już tuż tuż, ponownie pisnęła i rozłożyła ramionka odziane w cienki, bordowy sweterek, udając samolot skręciła w prawo, biegnąc w stronę klombu, gdzie ośmioletni szatyn zrywał kwiatki.
- Pomocy! - krzyknęła chichocząc i skrywając się za swoim braciszkiem.
- A to ty taka jesteś, małpko? Daj tatusiowi buziaka! - gaworzył do ukochanej córeczki, kucając, aby być na wysokości dzieciaków i rozkładając ramiona. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, a on zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- W bródkę? - zasepleniła.
- W bródkę - przytaknął poważnie. Blondynka pochyliła się i wycisnęła całusa na jego brodzie, ale szybko się odsunęła - Drapie, co? - zaśmiał się, na co dziewczynka wystawiła mu język.
- Tatuś się nie goli! Tatuś się nie goli! - wołała i delikatnie pociągnęła go za włosy wiedząc, że to jego czuły punkt.
- Osz ty małpo niedobra! - zawołał przewracając ją na ziemię i gilgocząc brodą po policzku, a potem palcami po brzuszku - Robimy operację! - przycisnął bladoróżowe usta do jej delikatnej szyjki nadymając policzki i wypuszczając powietrze wraz zabawnymi dźwiękami. Śmiali się oboje, tarzając po trawie, drocząc i całując po policzkach nawzajem. W tym czasie siedmioletni szatyn zdążył pozrywać kilka żółtych oraz czerwonych tulipanów. Związawszy je białą wstążeczką ruszył w moim kierunku z zaciętym wyrazem twarzy. Im bliżej był, tym jego twarz przyozdabiał coraz większy, uroczy uśmieszek.
- To dla ciebie, mamusiu - wymamrotał podskakując, aby usadowić się obok mnie na huśtawce po czym wyciągnął przed siebie bukiecik. Wzięłam kwiaty w jedną rękę, a drugą przygarnęłam chłopca do piersi.
- Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się wzruszona całując małego w czółko. Siedzieliśmy chwilkę przytulając się i rozmawiając o kwiatach, gdy podszedł do nas blondyn z dziewczynką na swoich barkach. Jej brązowe oczka jaśniały szczęściem. Chciałabym, aby zostało już tak na zawsze.
- Dobra, pora przetestować nasz statek, majtku. Leć go przynieść! - zawołał niecierpliwie z wielkim entuzjazmem podając synkowi klucz do komórki, w której zawsze skręcali nowe modele. Usadził dziewczynkę na swoich kolanach, gdy zajął miejsce obok mnie - Jak trochę podrośniesz to będziesz nam pomagać, co nie małpko? - uszczypnął ją w policzek.
- Przecież wam pomagam! Podaję wam te na "ś"!
- Śrubokręty, kochanie - podpowiedziałam głaszcząc ją po blond włoskach.
- Właśnie je!
- Więc myślisz, że zasłużyłaś na wypuszczenie statku w pierwszy rejs razem z nami? - zapytał, na co ta pokiwała gorączkowo główką, a jej włoski lśniące jak zboże w letni dzień zabawnie podskoczyły spięte w dwa kucyki po bokach głowy - W takim razie ruszajmy! - wstaliśmy wszyscy z huśtawki i ruszyliśmy nad małe jeziorko, które znajdowało się za naszym ogródkiem. Usiadłam po turecku nad samym brzegiem, bawiąc się zdźbłami trawy, a mój synek rozsiadł się zaraz obok z pilotem w ręce. Blondyn przykucnął obok chłopaka, owijając ramię wokół stojącej przed nim dziewczynki. Drugie zaś przerzucił przez bark siedmiolatka i czochrając jego włosy rozkazał zepchnięcie statku na wodę. Zaczęliśmy odliczanie, gdy wreszcie go włączyli, a on popłynął pełen gracji wprowadzając nastrój przepełniony dumą między członków mojej rodziny. Siedzieliśmy nad stawem aż do wieczora, każdy miał okazję pobawić się w kapitana, a nawet mój mąż zarządził zabawę w okręt piratów. Rozkazywał majtkom, ganiał z kijami walcząc z niewidzialnymi piratami i ratował wraz z szatynem księżniczkę w opałach, którą zostałam ja, usadowiona na drabinkach*. W końcu zmęczeni ponownie rozsiedli się na trawie, a niebieskooki podszedł do mnie i ostrożnie złapał w swoje ramiona, siadając koło dzieci i biorąc mnie na kolana.
- Jestem z was dumny, moi drodzy kamraci, ocaliliśmy moją księżniczkę!
- W ramach podziękowania zapraszam moich wybawców do mojego zamku na kubek kakao - zaśmiałam się podnosząc z kolan ukochanego i podając mu rękę. Uśmiechnął się do mnie uroczo i ucałował mój policzek. Złapałam za rękę pięciolatkę i czekaliśmy, aż chłopaki zbiorą swój skarb z wody.
- To co następne, wspólniku? Może samolot! - porwał chłopczyka na ręce i okręcił się z nim wokół własnej osi, naśladując ruch samolotu. Szatyn zapiszczał, roześmiał się i zaczął wierzgać kończynami, aby tatuś go puścił. Rozbawiony blondyn opuścił go na ziemię, poczochrał po włosach i uciekł krzycząc, że kto ostatni to ciamajda. Córeczka puściła się mojej dłoni, próbując wyprzedzić brata i tatusia, piszcząc, że to nie fair, bo mają dłuższe nogi. Zachichotałam podchodząc do huśtawki, na której zostawiłam bukiecik tulipanów. Porwałam go w dłonie i ruszyłam do drzwi tarasowych wchodząc do kuchni.
- Co z tym kakao? - zapytał siedmiolatek wychylając rozczochraną główkę z salonu.
- Może chcesz mi pomóc?
- Jasne! Powiedz, co mam robić, o pani? - wyszczerzył do mnie swoje bialutkie ząbki.
- Będziesz wsypywał po dwie łyżeczki do każdego kubka, a tacie trzy, dobrze? - pokiwał energicznie główką i zabrał się do pracy. Złapaliśmy ostrożnie po dwa kubki przepysznego kakao i zanieśliśmy je salonu. Przy kominku rozłożony był koc, a na nim mój ukochany wraz z córeczką droczyli się i przekomarzali.
- Zróbmy sówki! - zawołał blondyn przysuwając swoją twarz do buzi dziewczynki, stykając ich czoła tak, że jego lewe, a jej prawe oczko znalazły się na tej samej wysokości. Zaczęli kręcić głowami to w prawo, to w lewo, a my z synkiem mieliśmy niezły ubaw z tej dwójki wariatów. Usiedliśmy koło nich, podając kubki w gwiazdki i zaczęliśmy pogawędkę. Mój ukochany opowiadał jak było w pracy, opisując nam wszystkie miejscowości, jakie zwiedził. Wziął małą na kolana i pochylając się nad nią zamrugał jej przy policzku.
- Jak to się nazywa, tatusiu? - zapytała chichocząc.
- Pocałunek motyla. Fajne, nie? - uśmiechnął się pokazując zęby.
- Tak, pokaż to mamusi! - blondyn przybliżył się do mojego policzka delikatnie przebiegając po moim policzku rzęsami. Gdy się odsunął cmoknęłam go w usta, a dzieci zaczęły narzekać i marudzić. Zaśmialiśmy się i nakazaliśmy kończyć kakao, bo już pora do łóżka. Ukochany złapał dzieciaki, każde usadawiając na jednym biodrze i ruszył ułożyć do snu.
- Ale poczytasz nam, tatusiu?
- Piotrusia Pana!
- Jasne, cokolwiek zechcecie, małpki.
Złapałam kubki i podeszłam do zlewu umyć je, aby na rano były czyściutkie. Westchnęłam zadowolona ze swojej pracy i przysiadłam na kanapie czekając na blondyna. Kolejny cudowny dzień za nami.
*Jeśli ktoś się nie domyśla, chodzi mi o coś takiego :)
poniedziałek, 17 lutego 2014
Zayn
Hejka! x
Wracam po... czterech miesiącach. Z racji tego, że mam ferie, a co za tym idzie - więcej czasu, oraz więcej chęci, dokończyłam shota, którego miałam połowicznie napisanego już dość dawno temu. Zamierzam dodawać co tydzień, z dużym naciskiem na zamierzam. To chyba wszystko :)
Och, i przepraszam za błędy interpunkcyjne, zapewne się znajdą.
Wracam po... czterech miesiącach. Z racji tego, że mam ferie, a co za tym idzie - więcej czasu, oraz więcej chęci, dokończyłam shota, którego miałam połowicznie napisanego już dość dawno temu. Zamierzam dodawać co tydzień, z dużym naciskiem na zamierzam. To chyba wszystko :)
Och, i przepraszam za błędy interpunkcyjne, zapewne się znajdą.
Lena
_______________________________________________________________
Szłam zaśnieżonym chodnikiem, gdy mój wzrok co chwilę uciekał do dłoni chłopaka o ciemnej karnacji, która luźno zwisała wzdłuż jego ciała i kołysała się przy każdym kroku. Niepewnie wyciągnęłam swoją dłoń z kieszeni i skierowałam w stronę tej drugiej, lecz gdy tylko nasze skóry się spotkały między naszymi ciałami przeskoczyły małe iskierki i Mulat czym prędzej schował dłoń w głębokiej kieszeni swojego płaszcza. Westchnęłam ciężko i to samo uczyniłam ze swoją. Gdy podniosłam wzrok natknęłam się na przepraszający uśmiech, na który odpowiedziałam uniesieniem kącika ust w zrozumieniu, choć... nie rozumiałam.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy, aż do mahoniowych drzwi rodzinnego domu Malika, gdzie mieliśmy udać się na kolację w gronie najbliższych chłopaka. Drzwi otworzyła nam Trisha i z ogromnym uśmiechem wpuściła do środka, po czym wyściskała. Chłopak spiął się na ten gest, a ja poczułam się zawiedziona, choć z drugiej strony cieszyło mnie, że nie tylko przy mnie ma opory do wyrażania uczyć. Po przywitaniu się z wszystkimi i kilku grymasach na twarzy Zayna spowodowanych przytulaniem i całowaniem zasiedliśmy do stołu. Posiłek minął w miłej atmosferze, choć chłopak zdawał się wciąż przeżywać bliski kontakt z innymi i naruszenie jego przestrzeni osobistej. Każdy dotyk był dla niego dotknięcie bańki mydlanej, jakby niszczył jego powłokę ochronną. Po kolacji wszyscy skierowali się do salonu, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie, fotelach i podłodze. Każdy rzucał żarcikami, wspominał zabawne wydarzenia czy też snuł plany na przyszłość. Razem z Zaynem zajęliśmy miejsce na beżowej kanapie, na przeciwko telewizora. Dziewczynki wyjęły stare albumy i rozdały każdemu po jednym, a pozostałe ułożyły na stole. Nam przypadł czerwony album z brązowym misiem na okładce, podpisany starannym pismem "Zayn". Podekscytowana otworzyłam na pierwszej stronie i moim oczom ukazał się słodki, na oko pięcioletni chłopczyk. Podkładał rączki pod główkę i szczerzył się do aparatu. Z moich ust wyrwało się krótkie "aww" i przewróciłam stronę. Na następnym Mulat biegał po pokoju w stroju supermena. Zaśmiałam się cichutko znów przewracając stronę. Zayn spokojnie objął mnie ramieniem, choć w jego oczach widziałam niepewność, gdy oczy wszystkich zebranych co kilka chwil rzucały nam przelotne spojrzenia. Wykorzystując okazję nachyliłam się aby oprzeć głowę na ramieniu chłopaka, lecz on odsunął szybko rękę. Udałam, że chciałam jedynie rozruszać kark i pogrążyłam się w rozmowie z mamą chłopaka. Po dwudziestej zebraliśmy się do wyjścia, przez co Zayn znów został obcałowany i wyściskany. Wzdrygał się i kręcił, jakby jeszcze jeden dotyk miał zaważyć na tym, czy jednak nie ucieknie. W drodze do domu chłopaka nie próbowałam przełamać już jego niechęci do bliskich kontaktów fizycznych, a jedynie wzdychając cichuteńko oddałam się ciszy, która wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej nie zacznę płakać na środku chodnika z bezradności, pomyślałam.
Staliśmy w kuchni Zayna, który akurat robił dla nas herbatę, twierdząc, że powinnam się ogrzać. Chicho stąpając podeszłam do chłopaka i oplotłam go delikatnie w pasie. Natychmiast odsunął moje dłonie podchodząc do szafki na drugim końcu kuchni. Czułam, jak łzy cisną się pod moje powieki, ale zagryzłam wargę i wyszłam z pomieszczenia. Opadłam na kanapę ocierając samotną łzę zakopałam się pod kocem. Włączyłam telewizor i skacząc po kanałach znalazłam Kubusia Puchatka. Zagłębiłam się w fabule, gdy Zayn wszedł do pokoju i rozłożył się po drugiej stronie kanapy. Ostrożnie podał mi gorącą herbatę i uniósł kąciki ust w czułym uśmiechu, gdy zdał sobie sprawę co ogląda. Nie sądzę, aby taki milusi, tulący się do każdego miś akurat w tym momencie poprawiał mi humor, ale postanowiłam się tym nie przejmować i po prostu poczuć przez chwilę beztrosko. Zazdrościłam prosiaczkowi tych wszystkich czułych gestów, które ofiarował mu miś. Atmosfera pomiędzy mną, a moim chłopakiem była napięta, więc westchnąwszy po raz kolejny tego dnia podniosłam się z kanapy.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam przestępując z nogi na nogę. Widziałam kilkusekundowy szok w brązowych tęczówkach, który zaraz przerodził się w zawiedzenie, smutek i poczucie winy. Pokiwał bez słowa głową i ruszyliśmy do korytarza. Ubraliśmy buty, kurtki i czapki, a Zayn wcisnął mi w ręce swój szalik, ponieważ mojego jak zawsze zapomniałam.
Przez chwile w aucie panowała cisza, gdy postanowił się odezwać:
- Jak Ci się podobało u rodziców? - zapytał zerkając na mnie.
- Było jak zawsze miło - mruknęłam. Wypuścił ciężkie powietrze spomiędzy warg i włączył radio najwyraźniej wyczuwając, że nie mam ochoty rozmawiać. Albo ciążyła mu ta niezręczna cisza.
Leżałam w łóżku obserwując smugi światła rzucane przez lampkę nocną. Dlaczego wciąż unika przytuleń, pocałunków, trzymania się za ręce? Dlaczego wciąż od tego stroni? Przecież jest w stosunku do mnie opiekuńczy, dlaczego nie chce nawet mnie przytulić! Z frustracją obróciłam się na drugi bok wzdychając ociężale.
- Nie mam zielonego pojęcia co z tym zrobić - powiedziałam sama do siebie. Zastanawiałam się nad tysiącem możliwych przyczyn, które mogłyby mi rozjaśnić dlaczego tak się zachowuje. Jedyne do czego mnie to doprowadziło, to coraz większa ilość wątpliwości i zmartwień. Ułożyłam się na prawym boku wyobrażając sobie, że za mną leży miłość mojego życia. Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy, gdy wyobraźnia podsuwała mi, jak wspaniale byłoby czuć jego ramie ochronnie przerzucone przez moje biodro i dłoń złączoną z moją zaraz przy brzuchu. Pociągnęłam nosem przewracając się ponownie na plecy i wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej w poszukiwaniu chusteczek. Dlaczego nie przyjdzie i mnie nie utuli do snu, żebym nie miała koszmarów już nigdy więcej? Dlaczego najzwyczajniej nie pogłaska mnie po włosach, abym czuła się otoczona troską? A może to ja oczekuję od niego zbyt wiele? Pokręciłam bezsilnie głową i ukryłam ją w poduszce. Czekałam na przyjście zbawczego snu, bez jego silnych ramion, ciepłej dłoni i bladych ust.
Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi. Nie do końca świadoma tego co się dzieje, otworzyłam oczy, mrugając aby złapać ostrość. Gdy stukot jedynie się nasilił niechętnie ruszyłam otworzyć intruzowi o, spojrzałam na zegarek, dziewiątej rano. Nie zaprzątając sobie głowy sprawdzeniem kogo przywiało o tej wczesnej porze otworzyłam z rozmachem drzwi i ujrzałam w nich mojego chłopaka.
- Cześć - rzucił niewyraźnie, patrząc na moje zapuchnięte powieki.
- Hej - bąknęłam wpuszczając go do mieszkania. Od razu skierowałam swoje kroki do kuchni, wstawiając wodę na herbatę.
- Płakałaś? - zapytał przejęty opierając się o witrynę, na co wzruszyłam jedynie ramionami i sięgnęłam po dwa kubki. Gdy czajnik zgasł wlałam do nich trzęsącymi się rękami wrzącą wodę. Jedna dłoń się omsknęła, przez co poparzyłam sobie dwa palce. Syknęłam z bólu, a sekundę później czułam ciepły uścisk chwytający mój nadgarstek i ciągnący w stronę zlewu. Chłopak bez słowa odkręcił zimną wodę i delikatnie wsunął pod nią moje palce. Zacisnął wargi, w skupieniu obmywając moją ranę - Przepraszam, że taki jestem - zerknął na mnie czekoladowym okien, a w jego głosie można było wyrzuć ogromne poczucie winy. Sięgnął po ręcznik i wytarł moją dłoń i sam wziął się do parzenia herbaty. Usiadłam przy stole zwieszając głowę.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Dlaczego miałbym nie przyjść? - zapytał z wyczuwalnym bólem w głosie.
- Wiesz o co mi chodzi - odparłam. Westchnął ciężko i usiadł obok mnie.
- Co mam ci powiedzieć? Że mam bardzo kochającą rodzinę, dziewczynę, przyjaciół, a nie potrafię tego docenić? Że uciekam przed kontaktami fizycznymi, głupim przytuleniem, bo nauczyłem się tego od byłych przyjaciół? Gdy byłem smarkaczem, w wieku gdzie przytulanie rodziców było dziwne i krępujące nie miałem komu okazywać czułości. Kumple by się śmiali, koleżanki od tego stroniły. Więc zamknąłem się w sobie i ot co mi z tego pozostało. To w sumie śmieszne. Przez coś takiego uciekać od czułych gestów - zaśmiał się ponuro - Ale popracuję nad sobą, dobrze? Obiecuję ci to, obiecuję cię nie zawieść - szepnął przyciągając mnie do uścisku. Zaskoczona nie odpowiedziałam na tą czułość, ale gdy zaczął odsuwać się zawiedziony ocknęłam się i delikatnie oplotłam jego kark ramionami.
- Dobrze, kochanie - chlipnęłam, gdy łza ulgi popłynęła po moim policzku.
- Cześć - rzucił niewyraźnie, patrząc na moje zapuchnięte powieki.
- Hej - bąknęłam wpuszczając go do mieszkania. Od razu skierowałam swoje kroki do kuchni, wstawiając wodę na herbatę.
- Płakałaś? - zapytał przejęty opierając się o witrynę, na co wzruszyłam jedynie ramionami i sięgnęłam po dwa kubki. Gdy czajnik zgasł wlałam do nich trzęsącymi się rękami wrzącą wodę. Jedna dłoń się omsknęła, przez co poparzyłam sobie dwa palce. Syknęłam z bólu, a sekundę później czułam ciepły uścisk chwytający mój nadgarstek i ciągnący w stronę zlewu. Chłopak bez słowa odkręcił zimną wodę i delikatnie wsunął pod nią moje palce. Zacisnął wargi, w skupieniu obmywając moją ranę - Przepraszam, że taki jestem - zerknął na mnie czekoladowym okien, a w jego głosie można było wyrzuć ogromne poczucie winy. Sięgnął po ręcznik i wytarł moją dłoń i sam wziął się do parzenia herbaty. Usiadłam przy stole zwieszając głowę.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Dlaczego miałbym nie przyjść? - zapytał z wyczuwalnym bólem w głosie.
- Wiesz o co mi chodzi - odparłam. Westchnął ciężko i usiadł obok mnie.
- Co mam ci powiedzieć? Że mam bardzo kochającą rodzinę, dziewczynę, przyjaciół, a nie potrafię tego docenić? Że uciekam przed kontaktami fizycznymi, głupim przytuleniem, bo nauczyłem się tego od byłych przyjaciół? Gdy byłem smarkaczem, w wieku gdzie przytulanie rodziców było dziwne i krępujące nie miałem komu okazywać czułości. Kumple by się śmiali, koleżanki od tego stroniły. Więc zamknąłem się w sobie i ot co mi z tego pozostało. To w sumie śmieszne. Przez coś takiego uciekać od czułych gestów - zaśmiał się ponuro - Ale popracuję nad sobą, dobrze? Obiecuję ci to, obiecuję cię nie zawieść - szepnął przyciągając mnie do uścisku. Zaskoczona nie odpowiedziałam na tą czułość, ale gdy zaczął odsuwać się zawiedziony ocknęłam się i delikatnie oplotłam jego kark ramionami.
- Dobrze, kochanie - chlipnęłam, gdy łza ulgi popłynęła po moim policzku.
Tydzień po naszej rozmowie znów siedzieliśmy w mojej kuchni późnym wieczorem piekąc pizze i jak zawsze przy takiej pracy obrzucając się mąką. Zayn obrzucił mnie dodatkowo serem, wrzucając trochę za moją koszulkę i zginając się w pół ze śmiechu. Wykorzystałam ten moment wskakując mu na plecy i rozbijając na jego włosach jajko. Pokładając się ze śmiechu runęliśmy na podłogę. Chłopak spojrzał na mnie spod długich rzęs z takimi iskierkami szczęścia, aż zachłysnęłam się powietrzem. Wszystko wokół ucichło, oprócz naszych delikatnych oddechów, gdy Mulat przybliżał swoją twarz ku mojej. Wstrzymałam oddech, gdy nasze usta się spotkały w uroczym pocałunku. Malik odsunął się ode mnie ze śmiechem pstrykając mnie w nos.
- Chyba trzeba się wykąpać, księżniczko - puścił mi oczko, po czym wstał i podał mi swoją dłoń. Chwyciłam ją i, gdy już złapałam równowagę, pobiegłam do łazienki.
Dwie godziny później, umyci i najedzeni zaczęliśmy układać się do snu. Położyłam się po lewej stronie łóżka, na prawym boku jak zawsze głową do okna. Mój ukochany przekręcił się za to na lewą stronę jak najdalej ode mnie, choć wiem, że również potrafi zasnąć jedynie na prawym. Westchnęłam cichutko.
- Zayn? - zapytałam niepewnie obracając się w jego stronę. Zarzucił kołdrę wyżej, niemalże zakrywając całą głowę mięciutką pierzyną. Wiedząc, że nic nie wskóram i znów zamyka się w swojej obronnej bańce, wróciłam do poprzedniej pozycji i usiłowałam nie myśleć o kolejnej porażce. Mijały minuty, a ja wciąż miałam oczy szeroko otwarte nie potrafiąc zasnąć, gdy po drugiej stronie łóżka chłopak zaczął się wiercić. Powoli, jakby niepewnie przysunął się do moich pleców. Delikatnym ruchem przełożył ramię, splątując swoją dłoń z moją. Ucałował moje ramie, szepcząc:
- Obiecałem, że cię nie zawiodę.
Dwie godziny później, umyci i najedzeni zaczęliśmy układać się do snu. Położyłam się po lewej stronie łóżka, na prawym boku jak zawsze głową do okna. Mój ukochany przekręcił się za to na lewą stronę jak najdalej ode mnie, choć wiem, że również potrafi zasnąć jedynie na prawym. Westchnęłam cichutko.
- Zayn? - zapytałam niepewnie obracając się w jego stronę. Zarzucił kołdrę wyżej, niemalże zakrywając całą głowę mięciutką pierzyną. Wiedząc, że nic nie wskóram i znów zamyka się w swojej obronnej bańce, wróciłam do poprzedniej pozycji i usiłowałam nie myśleć o kolejnej porażce. Mijały minuty, a ja wciąż miałam oczy szeroko otwarte nie potrafiąc zasnąć, gdy po drugiej stronie łóżka chłopak zaczął się wiercić. Powoli, jakby niepewnie przysunął się do moich pleców. Delikatnym ruchem przełożył ramię, splątując swoją dłoń z moją. Ucałował moje ramie, szepcząc:
- Obiecałem, że cię nie zawiodę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)