Nie jest to coś długiego, ale pisało mi się z przyjemnością i lekkością, dawno tego nie czułam.
Zainspirował mnie teledysk do piosenki "Everything Has Changed", również przy niej pisałam tego shota, jak i zachowania mojego taty. Drobne przyzwyczajenia, zabawy ze mną i bratem.
Mam nadzieję, że czytanie tego będzie tak miłe i lekkie jak pisanie :)
Lena x
_______________________________________________________Kołysząc się na drewnianej huśtawce wiszącej między gałęziami jabłoni obsypanych białymi kwiatuszkami, raz po raz odpychając się nogami od ziemi pokrytej świeżą trawą, przyglądałam się uroczej gonitwie. Niebieskooki blondyn z rozdziawioną buzią biegał za pięciolatką warcząc jak lew. Dziewczynka piszczała śmiejąc się i raz po raz potykając, gdy jej krótkie nóżki nie dawały już rady, a biała sukienka do kolan niczego nie ułatwiała. Zerknęła przez ramie, a gdy zobaczyła, że niebieskooki jest już tuż tuż, ponownie pisnęła i rozłożyła ramionka odziane w cienki, bordowy sweterek, udając samolot skręciła w prawo, biegnąc w stronę klombu, gdzie ośmioletni szatyn zrywał kwiatki.
- Pomocy! - krzyknęła chichocząc i skrywając się za swoim braciszkiem.
- A to ty taka jesteś, małpko? Daj tatusiowi buziaka! - gaworzył do ukochanej córeczki, kucając, aby być na wysokości dzieciaków i rozkładając ramiona. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, a on zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- W bródkę? - zasepleniła.
- W bródkę - przytaknął poważnie. Blondynka pochyliła się i wycisnęła całusa na jego brodzie, ale szybko się odsunęła - Drapie, co? - zaśmiał się, na co dziewczynka wystawiła mu język.
- Tatuś się nie goli! Tatuś się nie goli! - wołała i delikatnie pociągnęła go za włosy wiedząc, że to jego czuły punkt.
- Osz ty małpo niedobra! - zawołał przewracając ją na ziemię i gilgocząc brodą po policzku, a potem palcami po brzuszku - Robimy operację! - przycisnął bladoróżowe usta do jej delikatnej szyjki nadymając policzki i wypuszczając powietrze wraz zabawnymi dźwiękami. Śmiali się oboje, tarzając po trawie, drocząc i całując po policzkach nawzajem. W tym czasie siedmioletni szatyn zdążył pozrywać kilka żółtych oraz czerwonych tulipanów. Związawszy je białą wstążeczką ruszył w moim kierunku z zaciętym wyrazem twarzy. Im bliżej był, tym jego twarz przyozdabiał coraz większy, uroczy uśmieszek.
- To dla ciebie, mamusiu - wymamrotał podskakując, aby usadowić się obok mnie na huśtawce po czym wyciągnął przed siebie bukiecik. Wzięłam kwiaty w jedną rękę, a drugą przygarnęłam chłopca do piersi.
- Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się wzruszona całując małego w czółko. Siedzieliśmy chwilkę przytulając się i rozmawiając o kwiatach, gdy podszedł do nas blondyn z dziewczynką na swoich barkach. Jej brązowe oczka jaśniały szczęściem. Chciałabym, aby zostało już tak na zawsze.
- Dobra, pora przetestować nasz statek, majtku. Leć go przynieść! - zawołał niecierpliwie z wielkim entuzjazmem podając synkowi klucz do komórki, w której zawsze skręcali nowe modele. Usadził dziewczynkę na swoich kolanach, gdy zajął miejsce obok mnie - Jak trochę podrośniesz to będziesz nam pomagać, co nie małpko? - uszczypnął ją w policzek.
- Przecież wam pomagam! Podaję wam te na "ś"!
- Śrubokręty, kochanie - podpowiedziałam głaszcząc ją po blond włoskach.
- Właśnie je!
- Więc myślisz, że zasłużyłaś na wypuszczenie statku w pierwszy rejs razem z nami? - zapytał, na co ta pokiwała gorączkowo główką, a jej włoski lśniące jak zboże w letni dzień zabawnie podskoczyły spięte w dwa kucyki po bokach głowy - W takim razie ruszajmy! - wstaliśmy wszyscy z huśtawki i ruszyliśmy nad małe jeziorko, które znajdowało się za naszym ogródkiem. Usiadłam po turecku nad samym brzegiem, bawiąc się zdźbłami trawy, a mój synek rozsiadł się zaraz obok z pilotem w ręce. Blondyn przykucnął obok chłopaka, owijając ramię wokół stojącej przed nim dziewczynki. Drugie zaś przerzucił przez bark siedmiolatka i czochrając jego włosy rozkazał zepchnięcie statku na wodę. Zaczęliśmy odliczanie, gdy wreszcie go włączyli, a on popłynął pełen gracji wprowadzając nastrój przepełniony dumą między członków mojej rodziny. Siedzieliśmy nad stawem aż do wieczora, każdy miał okazję pobawić się w kapitana, a nawet mój mąż zarządził zabawę w okręt piratów. Rozkazywał majtkom, ganiał z kijami walcząc z niewidzialnymi piratami i ratował wraz z szatynem księżniczkę w opałach, którą zostałam ja, usadowiona na drabinkach*. W końcu zmęczeni ponownie rozsiedli się na trawie, a niebieskooki podszedł do mnie i ostrożnie złapał w swoje ramiona, siadając koło dzieci i biorąc mnie na kolana.
- Jestem z was dumny, moi drodzy kamraci, ocaliliśmy moją księżniczkę!
- W ramach podziękowania zapraszam moich wybawców do mojego zamku na kubek kakao - zaśmiałam się podnosząc z kolan ukochanego i podając mu rękę. Uśmiechnął się do mnie uroczo i ucałował mój policzek. Złapałam za rękę pięciolatkę i czekaliśmy, aż chłopaki zbiorą swój skarb z wody.
- To co następne, wspólniku? Może samolot! - porwał chłopczyka na ręce i okręcił się z nim wokół własnej osi, naśladując ruch samolotu. Szatyn zapiszczał, roześmiał się i zaczął wierzgać kończynami, aby tatuś go puścił. Rozbawiony blondyn opuścił go na ziemię, poczochrał po włosach i uciekł krzycząc, że kto ostatni to ciamajda. Córeczka puściła się mojej dłoni, próbując wyprzedzić brata i tatusia, piszcząc, że to nie fair, bo mają dłuższe nogi. Zachichotałam podchodząc do huśtawki, na której zostawiłam bukiecik tulipanów. Porwałam go w dłonie i ruszyłam do drzwi tarasowych wchodząc do kuchni.
- Co z tym kakao? - zapytał siedmiolatek wychylając rozczochraną główkę z salonu.
- Może chcesz mi pomóc?
- Jasne! Powiedz, co mam robić, o pani? - wyszczerzył do mnie swoje bialutkie ząbki.
- Będziesz wsypywał po dwie łyżeczki do każdego kubka, a tacie trzy, dobrze? - pokiwał energicznie główką i zabrał się do pracy. Złapaliśmy ostrożnie po dwa kubki przepysznego kakao i zanieśliśmy je salonu. Przy kominku rozłożony był koc, a na nim mój ukochany wraz z córeczką droczyli się i przekomarzali.
- Zróbmy sówki! - zawołał blondyn przysuwając swoją twarz do buzi dziewczynki, stykając ich czoła tak, że jego lewe, a jej prawe oczko znalazły się na tej samej wysokości. Zaczęli kręcić głowami to w prawo, to w lewo, a my z synkiem mieliśmy niezły ubaw z tej dwójki wariatów. Usiedliśmy koło nich, podając kubki w gwiazdki i zaczęliśmy pogawędkę. Mój ukochany opowiadał jak było w pracy, opisując nam wszystkie miejscowości, jakie zwiedził. Wziął małą na kolana i pochylając się nad nią zamrugał jej przy policzku.
- Jak to się nazywa, tatusiu? - zapytała chichocząc.
- Pocałunek motyla. Fajne, nie? - uśmiechnął się pokazując zęby.
- Tak, pokaż to mamusi! - blondyn przybliżył się do mojego policzka delikatnie przebiegając po moim policzku rzęsami. Gdy się odsunął cmoknęłam go w usta, a dzieci zaczęły narzekać i marudzić. Zaśmialiśmy się i nakazaliśmy kończyć kakao, bo już pora do łóżka. Ukochany złapał dzieciaki, każde usadawiając na jednym biodrze i ruszył ułożyć do snu.
- Ale poczytasz nam, tatusiu?
- Piotrusia Pana!
- Jasne, cokolwiek zechcecie, małpki.
Złapałam kubki i podeszłam do zlewu umyć je, aby na rano były czyściutkie. Westchnęłam zadowolona ze swojej pracy i przysiadłam na kanapie czekając na blondyna. Kolejny cudowny dzień za nami.
*Jeśli ktoś się nie domyśla, chodzi mi o coś takiego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz