poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zayn

Hej.
Miałam dodać wczoraj, ponieważ ustaliłam, że chcę dodawać w niedziele, ale został mi jeszcze jeden akapit, a nie miałam już sił. Więc jest dziś ;)
To było moje drugie podejście do tego shota po dość długim odstępie czasu.
Znów dodaję po dłuższym czasie niż tygodniu, więc chyba pora coś z tym zrobić. Hm, wieczorem jeśli się zdecyduję to powiem o co chodzi.
Lena x
*AU, gdzie chłopcy nie są sławni, Zayn ma 19 lat, a główna bohaterka 17.
_______________________________________________________________
Rzęsisty deszcz lał się kaskadami z nieba zalewając ulicę i moje trampki przy okazji. Północ zbliżała się nieubłaganie, a łzy bezsilności szkliły moje błękitne oczy. Wściekle cisnęłam torebką o kamienne schody i oklapłam na nie w poddańczym geście. Próbowałam jakoś znaleźć wyjście z kiepskiej sytuacji i nie musieć spać na tych schodach, gdy jasne światło nagle mnie oślepiło. Ryk silnika rozniósł się po okolicy, a zaraz po nim pisk hamowania i zapach palonej gumy. Zaskoczona podniosłam głowę wlepiając wzrok w ubraną na czarno postać. Chłopak ściągnął kask, zarzucając swoimi czarnymi, półdługimi, falowanymi włosami i spojrzał prosto w moją stronę.
- Czyżby preferowała pani nockę na świeżym powietrzu? - zapytał drwiąco unosząc jedną brew. Prychnęłam zdegustowana - jak zawsze sarkastyczny, pewny siebie dupek.
- Oczywiście, proszę pana, od zawsze marzyło mi się spanie w deszczu! 
- Więc... dlaczego nie wejdziesz do domu?
- Gdybym nie zgubiła klucza to bym weszła - zamilkliśmy na kilka chwil, po czym westchnął ciężko i chrapliwie.
- Wsiadaj.
- Co? - z zaskoczenia rozdziawiłam usta.
- Zabiorę cię do mnie, żebym nie miał wyrzutów sumienia jeśli trawisz do szpitala z zapaleniem płuc.
- Nie sądzę...
- Oh, nie możesz po prostu przyjąć pomoc i podziękować? - przerwał mi, po czym dodał: Miejmy to już za sobą. No idziesz? - posłusznie wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do wysokiego bruneta, nerwowo zagryzając wargę. Niepewność tkwiła w mojej głowie, wysyłając sygnały ostrzegawcze, ale mimo wszystko nie chciałam trawić do szpitala. Moja mama przeszłaby załamanie nerwowe. Bez słowa nałożył mi na głowę czarny kask wpatrując się w moje oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, powolnym, lecz wyćwiczonym ruchem zapiął pasek kasku, a następnie zasiadł na motorze bez słowa. Niezdarnie wgramoliłam się na miejsce za nim, nie wiedząc co zrobić z rękami. Wykręcałam bezradnie palce, póki nie przerwał mi rozbawiony głos - Po prostu obejmij mnie mocno, nie gryzę - mruknął, jakby czytając mi w myślach. Powątpiewając owinęłam ramiona wokół jego talii, łącząc dłonie na okrytym skórzana kurtką brzuchu. Motor ruszył gwałtownie, przez co zacieśliłam swój uścisk, dostając w odpowiedzi niski chichot. Mknęliśmy przez miasto z zawrotną prędkością, gdy gwiazdy zdobiły bezchmurne niebo, a ciężkie krople deszczu moczyły nasze ubrania. Zaciskałam oczy wystraszona takim stylem jazdy, dopóki nie zatrzymaliśmy się przed starą kamieniczką, a silnik motoru ucichł. Powoli zeszłam z pojazdu starając się nie potknąć. Chłopak zrobił to z dużo większą sprawnością i nonszalancją. Ściągnęłam kask i w krępującej ciszy ruszyłam za chłopakiem w stronę wejścia. Otworzył przede mną drzwi i wszedł zaraz za mną, po czym zamknął je i skierował swoje kroki w prawo. Stałam w przedpokoju jego własnego mieszkania nie wiedząc co z sobą zrobić. Na ścianie wisiało zdjęcie, na którym stał chłopak wraz ze swoją siostrą - moją najlepszą przyjaciółką, a obok znajdowała się mama rodzeństwa. Od kiedy pamiętam miałam złe kontakty z brunetem, wciąż sobie dogryzaliśmy, kłóciliśmy i kopaliśmy pod sobą dołki. Nie pamiętam już, czy był jakiś powód tego, dlaczego się tak zachowywaliśmy...
- Zamierzasz tak stać? - do rzeczywistości przywrócił mnie przebrzmiewający drwiną głos. Spojrzałam na jego twarz nie bardzo wiedząc co zrobić. Nigdy nie byłam z nim sam na sam bez kłótni i latającego szkła. Ruchem ręki wskazał salon, więc podążyłam w tamtym kierunku, a on tuż za mną - Poczekaj chwilę, przyniosę ci jakieś suche ciuchy.
- Dziękuję - mruknęłam gdy podał mi ubrania.
- Łazienka jest prosto i na prawo.
Podążyłam we wskazanym kierunku i oparłam się ciężko na umywalce. Spojrzałam w lustro i na moją twarz wstąpił grymas, mokre włosy zaraz zaczną mi się kręcić i będę wyglądać jak baranek. Nałożyłam za duże dresy próbując utrzymać je na biodrach dzięki sznurkom, oraz koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Wróciłam do salonu gdzie czekał na mnie kubek ciepłej herbaty. 
- Lepiej? - zapytał dość szczerze. Mimo łączącej nas wzajemnej niechęci wiedziałam jak bardzo troskliwym człowiekiem jest. Nie raz owijał swojej upartej siostrze szalik wokół szyi, nosił zapomniane kanapki do szkoły czy chodził na mecze siatkówki kibicować dziewczynie, która grała z drużynie szkoły.
- Tak, jeszcze raz dzięki - prychnęłam wdychając opary znad kubka, uwielbiałam herbatę z dzikiej róży, truskawki i pigwy.
-  Więc... co chcesz robić?
- Ja, umm... jestem trochę zmęczona - bąknęłam niepewnie, cała ta sytuacja była dziwna, jego troskliwość była dość niecodzienna. Pokiwał głową wstając z miejsca. Ruszył do, jak zgadywałam, sypialni i wrócił po chwili z brązowym kocem oraz poduszką ubraną w białą poszewkę. Ułożył wszystko na kanapie, a potem wyszedł zamykając drzwi swojego pokoju i rzucając "miłej nocy" na odchodne. Ulokowałam się na wygodnej kanapie, przykrywając kocem po czubek nosa i starając się nie myśleć o pokręconej sytuacji między mną, a chłopakiem. Jutro, gdy nie będzie się czuł za mnie odpowiedzialny wszystko wróci do normalnego stanu.

Gdy moje powieki zaczęły drgać, a sen uciekł w zapomnienie przypomniałam sobie poprzedni wieczór i nie wiedziałam co robić. Postanowiłam poudawać trochę, że nadal śpię i wymyślić jak najszybciej, przy okazji nie tracąc swojej godności, opuścić mieszkanie Zayna. Jednak mój plan zakłóciły zapachy z kuchni. Uchyliłam powiekę i rozejrzałam się po pokoju wciąż nie przyzwyczajona do jasnego światła. Wygramoliłam się spod koca podążając do kuchni i szykując się mentalnie na kolejną dawkę zgryźliwych uwag. W końcu mieliśmy wrócić do normalnego stanu, tak?
- Dobry - przywitał mnie bezuczuciowym wyrazem twarzy przeżuwając powolnie płatki bez mleka z kubkiem kawy w jednej dłoni, a łyżką w drugiej.
- Hej - skinęłam głową, gdy wskazał mi płatki po drugiej stronie stołu i kawę na blacie. Usiadłam przy stole przeżuwając swoje śniadanie równie wolno co mój towarzysz, zerkając na niego co chwilę. Nie spodziewałam się takiej atmosfery. Zamiast rzucania się na siebie i kąśliwych uwag była jedynie niezręczna cisza. Zdezorientowana skończyłam szybko swoje śniadanie i wstałam od stołu - Hmm, dziękuję za wczoraj, to, umh miłe z twojej strony. Więc... będę się już zbierać - kiwnęłam do niego na odchodne, gdy machnął mi na odchodne i czym prędzej zerwałam się w stronę wyjścia. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę domu. Zachowanie Zayna było dla mnie niezrozumiałe, ale moje również, ponieważ nie przerwałam tej dziwnej aury, która odciągała mnie od ubliżania chłopakowi. Być może był to jaki krok w stronę zarzucenia broni, ale wątpliwe było, abyśmy przełamali między sobą lody. Z tą optymistyczną myślą wbiegłam do mojego mieszkania, wzięłam szybki prysznic i zasiadłam do lekcji czekając aż moja mama wróci z nocnej zmiany.

Następnego dnia zerwałam się z łóżka obudzona przez bezwzględny budzik wygrywający znienawidzoną melodię. Przygotowałam się do wyjścia i porwałam w dłonie plecak zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam do szkoły raźnym krokiem, co nie było typowe dla poniedziałkowego poranka. Być może to wczorajsze zmiany wywoływały u mnie radość. Mimo wszystko nie lubię ranić innych, zakopanie topora wojennego z Zaynem to całkiem dobry pomysł. Wpadłam na szkolny korytarz zdecydowanie przed czasem i podeszłam powoli do swojej szafki wyciągając najpotrzebniejsze rzeczy. Grzebałam na jej dnie szukając zeszytu na historię, gdy usłyszałam obok siebie szmer. Niepewnie przymknęłam drzwiczki szafki, a za nimi ukazała się delikatnie uśmiechnięta twarz Zayna. Zaskoczona wpatrywałam się w niego, dopóki nie uniósł wyżej prawego kącika ust wypowiadając pewne "Cześć". Bąknęłam to samo w odpowiedzi i wciąż stałam znieruchomiała i zagubiona.
- Jak tam? Ellie?
- Ja.. muszę iść.. tam - wskazałam za siebie - tak, tam, więc pa - rzuciłam do niego czym prędzej zamykając szafkę i zarzucając plecak na ramię. Odwróciłam się na pięcie i pognałam w stronę klasy. Dobrze, to było niespodziewane. Dlaczego nie był wredny i sarkastyczny?
Po lekcjach od razu udałam się do drzwi wejściowych żegnając się z moją przyjaciółką i jednocześnie siostrą Zayna. Chciałam mnie zatrzymać ale wybiegłam ze szkoły i udałam się do domu, aby tylko nie spotkać chłopaka i uniknąć tej dziwnej zmiany.

Następnego dnia, o dziwo, sytuacja przy mojej szafce się powtórzyła. Myślę, to naprawdę wielki kawał, jeśli wciąż się nie poddawał. Chciałam jak wczoraj wymknąć się niezauważalnie ze szkoły, gdy tylko rozbrzmi dzwonek, ale potężna ulewa nieco zmieniła moje plany. Stałam przy drzwiach z grupką osób, które musiały pilnie wyjść i czekały na choćby najmniejsze uspokojenie pogody. Za przeszklonymi drzwiami dostrzegłam ten sam motor co sobotniej nocy oraz Zayna dopinającego swoją skórzaną kurtę. Zerknął przelotnie w moją stronę z cwaniackim uśmiechem, po czym chwycił kask i podszedł do drzwi. Uchylił je, wpuszczając do środka wilgotne powietrze. Świetnie, moje włosy znów będą się skręcać. Ku ogólnemu zaskoczeniu złapał mnie za łokieć i zaczął wyprowadzać na zewnątrz.
- Co ty robisz?! - warknęłam. Niekoniecznie uśmiechało mi się moknięcie w takiej ulewie. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, ponieważ chłopak naciągną mi na głowę kaptur bluzy wystający spod mojej kurtki i zamknął za nami drzwi szkoły. Podprowadził mnie do swojego motoru i wcisnął w dłonie kask. Spojrzałam na niego z pytająco-oburzonym wyrazem twarzy, więc przewrócił oczami i pół-warknął : Zauważyłem, że ci się śpieszy. Wskakuj, nie mam całego dnia na moknięcie przed szkołą.
Uspokojona tym, że wciąż nasze relacje są takie jakie były przed sobotą założyłam kask i usadowiłam się za nim. Jak ostatnim razem objęłam jego talię po czym ruszył. Przez całą drogę drogę chodziła mi po głowie myśl, że może jednak chciałabym, aby był taki jak poprzedniego dnia. Zero sarkazmu, złośliwości... A potem uświadomiłam sobie, że wcale nie ma złych zamiarów względem mnie. Zagubiona w swoich własnych przemyśleniach ledwo zauważyłam, kiedy dotarliśmy pod moje mieszkanie. Zgramoliłam się z motoru, niezgrabnie jak wcześniej i dziękując beznamiętnie za podwózkę ruszyłam do środka.

Kolejnego dnia stałam przy szafce dłużej niż zazwyczaj mając nadzieję, że i dziś zawita w to miejsce przed lekcjami. Niestety, gdy zadzwonił dzwonek, a jego wciąż nie było, zawiedziona udałam się do klasy. Siostra Zayna, Waliyha, zajęła nasze stałe miejsca i machnęła na mnie przyjaźnie. Usiadłam obok niej i chwilę kręcąc się niespokojnie zapytałam:
- Nie ma dziś Zayna?
- Nie wiem, a dlaczego? - zerknęła na mnie zaskoczona. Wzruszyłam ramionami.
- Tak jakoś...
- Przecież wiesz, że odkąd się wyprowadził rozmawiam z nim głównie na szkolnych korytarzach. Zwłaszcza teraz, gdy mamy tyle nauki i nie ma czasu nigdzie ze mną wyjść - westchnęła zasmucona. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i szturchnęłam zaczepnie w ramię chcąc ją jakoś rozweselić.
Całą lekcję matematyki zaprzątałam sobie głowę tym, dlaczego dziś go nie było aby się ze mną przywitać. Dlaczego jego nastawienie względem mojej osoby się zmieniło i przede wszystkim, dlaczego właściwie mnie to obchodzi. Przyłapałam się na tym, że analizuję każdy jego ruch. Z jeszcze większym bałaganem w głowie podeszłam do swojej szafki i jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam przy niej Zayna. Stał jak zwykle opierając się nonszalancko, a zwyczajna czarna koszulka przylegała do jego torsu dając idealne tło czarnej, skórzanej kurtce. Właście zwracałam uwagę na jego wygląd, świetnie. Zadowolona z tego, że jednak przyszedł podeszłam do niego.
- Nie było cię przed lekcjami - rzuciłam w ramach przywitania.
- W środy mam na drugą lekcję - zawiadomił z uśmieszkiem. Prychnęłam wymijając go i otworzyłam szafkę. - Właściwie to cześć - zaśmiał się.
- Hej - kiwnęłam do niego.
- Dzisiaj też cię podwożę, znów pada.
- To miłe, że się troszczysz, ale potrafię o sobie decydować - warknęłam.
- Ja to zrobię lepiej - powiedział poważnie patrząc mi w oczy, a po chwili jeden z jego kącików ust poszybował do góry. Dupek.
- Jak uważasz - wzruszyłam ramionami.
Ostatecznie i tak mnie podwiózł, choć wcale nie padało gdy opuszczaliśmy budynek szkoły.

Po ośmiu dniach codziennych spotkań przy mojej szafce i kilku wspólnych obiadach, już z przyzwyczajenia ruszyłam w stronę parkingu zamiast udać się prosto chodnikiem w stronę mojego domu. Jak zawsze czekał na mnie oparty o swój motor, dziś zaskakując mnie granatowym kolorem koszulki zwisającej luźno pod zwyczajną skórzaną kurtką. Nie zwracając uwagi na ciekawskie szepty innych, którzy najwyraźniej jak ja wciąż nie przywykli do nowych relacji między mną, a Zaynem, odebrałam czarny kask z jego dłoni i usadowiłam się na dwukołowcu. Chłopak usiadł przede mną i czekał aż owinę go ramionami w pasie, co od razu uczyniłam. Silnik zawarczał i ruszyliśmy wyjeżdżając za bramę szkoły. Minęliśmy Waliyhe, która posłała nam zaskoczone spojrzenie. Nic dziwnego, kto jak kto ale ona była świadoma tego co potrafiliśmy zrobić aby sobie uprzykrzyć życie. Mknęliśmy główną ulicą dość wolno, ale gdy wyjechaliśmy na jakąś przydrożną ścieżkę Zayn zdecydowanie przyśpieszył.
- Gdzie mnie wieziesz? - krzyknęłam próbując przebić się przez szum wiatru.
- Poczekaj chwilę, sama się dowiesz - dyskretnie obrócił się w moją stronę z uśmiechem i znów skupił się w pełni na drodze, przyspieszając. Motor przechylał się niebezpiecznie, ale nie czułam się tak. Przecież Zayn jest troskliwym człowiekiem. Przejeżdżaliśmy przez mały las, zatrzymując się na jego skraju. Chłopak zsiadł z pojazdu i ściągnął kask, gdy ja jeszcze mocowałam się z zapięciem. Pomógł mi rozbawiony, a potem podniósł mnie i przerzucił sobie przez bark. Wierzgałam i uderzałam go po plecach, aby mnie puścił, ale on tylko śmiał się bezczelnie i próbował mnie uspokoić. Posadził mnie na sporym kamieniu i wskazał przed siebie. Zerknęłam w tym kierunku i ujrzałam spadek klifu pod którym morze obijało się o skały i moczyło piasek zapewniając dzieciakom odpowiedni fundament do budowy zamku. Wstrzymałam oddech zachwycona tym widokiem.
- Pięknie, nie? - rozejrzał się z lśniącymi oczami wokół siebie spoglądając to na las za nami, to na morze na przeciw nas. Pokiwałam głową.
- Cudownie. Dziękuję - Spojrzał na mnie zaskoczony - no wiesz, że mnie tu przywiozłeś, zakopałeś topór wojenny między nami i dbasz o mnie, to zaskakujące.
- Od nienawiści do miłości jeden krok, prawda? - zapytał spoglądając na mnie ukradkiem. Przytaknęłam niepewnie ruchem głowy, więc kontynuował - Ale innym razem nienawidzisz za to, że tak mocno kochasz - uciekł wzrokiem. Jak zaczarowana wpatrywałam się w jego profil - Albo po prostu ktoś jest tak irytujący, że nie da się go nienawidzić - uśmiechnął się do mnie cwaniacko, na co trzepnęłam go w tył głowy - Osz ty! - pisnął wstając na równe nogi i ruszył za mną. Goniliśmy się pomiędzy drzewami, póki nie opadliśmy z sił i padliśmy obok siebie na trawę.
- I tak wygrałam - wysapałam.
- Chciałabyś, wredna pchło - parsknął i dźgnął mnie palcem w bok. Wystawiłam w jego stronę język, za który złapał i pociągnął zabawnie.
- Ala, bloli - burknęłam odtrącając jego rękę.
- Jesteś komiczna - zaśmiał się. Przysunęłam się do niego i opierać o niego kark podziwiałam goniące się wróble. Zmiany są dobre
****************
Wydaje mi się, że zbyt dynamicznie zmieniłam charaktery bohaterów i nic tak naprawdę nie wyjaśniłam, ale pomyślałam, że skoro podczas pisania żyło własnym życiem, niech pozostanie jakie jest. W końcu nie zawsze wszystko musi być podane na tacy i idealnie wyproporcjonowane! Mam nadzieję, ze wam się podobało i podzielicie się za mną waszym zdaniem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz