wtorek, 5 lutego 2013

Louis



Cudowny letni dzień, słonce świeci, ptaszki śpiewają. Teraz tylko mam nadzieję, że zostanie taki aż do zachodu słońca.
- Dzień dobry- odpowiedziałam cała w skowronkach sąsiadce, na wcześniejsze powitanie. Maszerowałam raźnie do domu, a w głowie już układałam przebieg budzącego się do życia dnia. Jest ósma rano, więc z wszystkim powinnam zdążyć. Niosłam w obu rękach reklamówki pełne kolorowych girland, baloników, brokatu, papierowych czapeczek i innych drobiazgów potrzebnych na wyprawienie urodzin mojej młodszej siostry. Kochany skrzat zasłużył na piękne siódme urodziny.
- Uważaj!- usłyszałam za sobą i sekundę potem poczułam ból. Poznałam po głosie kto jest sprawcą mojego upadku.
- Idioto! Zawsze z Tobą są jakieś problemy!- a miał to być taki piękny dzień...
- Przecież mówiłem, żebyś uważała.
- Trzeba było mówić szybciej, a nie w ostatniej sekundzie!
- Uspokój się! Nie zrobiłem tego specjalnie!
- Mógłbyś chociaż przeprosić!- wytknęłam mu.
- Niby za co? Nie zrobiłem tego specjalnie!
- Jasne, bo Pan gwiazda Louis Tomlinson może wszystko!
- Czy Ty sugerujesz, że wykorzystuję swoja sławę w codziennym życiu?!- wrzasnął oburzony.
- Dokładnie to chciałam przekazać!
- Jesteś niemożliwa!
- Ja?! To Ty we mnie wjechałeś, nie przeprosiłeś i nawet nie masz zamiaru mi pomóc posprzątać!- kończąc to zdanie zdałam sobie sprawę, że nadal siedzimy na chodniku,a po całej ulicy walają się urodzinowe dekoracje.
- Nie powiedziałem, że Ci nie pomogę- dodał już spokojnie i wstając zaczął zbierać porozrzucane przedmioty. Gdy już spokojniejsza próbowałam się podnieść zauważyłam przed twarzą pomocną dłoń Louisa. Zamiast złapać ją tak jak w tych wszystkich romantycznych komediach, chwytając Go za nadgarstek podciągnęłam się do góry. Pozbierałam wszystkie dekoracje, jakie zmieściły się do jednej torby, a drugą, również pełną wręczył mi mój oprawca.
- Dzięki- wysyczałam tylko i ruszyłam w swoją, znaczy Naszą stronę. Chłopak mieszkał dokładnie na przeciwko, okno w okno ze mną.
- Nie uważasz, że zasłużyłem na troszkę milsze podziękowanie?- usłyszałam za sobą ten słodki głos.
- Nie uważasz, że zasłużyłam na przeprosiny?- odgryzłam się. Przez chwilę szliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak.
- Po co Ci te dekoracje?- zapytał przyjaźnie.
- Emma ma urodziny- odpowiedziałam o wiele łagodniej.
- Lou! Z kim Ty się włóczysz?! Potem sobie po dogryzacie! Chodź!- zawołał jeden z Jego kumpli!
- Idę. Nie drzyj się tak, Zayn.
- O, więc reszta zespołu również zawitała w Twoje skromne progi?- to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, ale nie zgryźliwe.
- Jesteś fanką?
- Dlaczego pytasz?
- Bo rozpoznałaś w Zaynie Zayna.
- Jakże rozsądnie dobrane słowa- parsknęłam śmiechem. Z biegiem lat w naszych rozmowach można było wyczuć coraz mniej wrogości. Przez te wszystkie sprzeczki zdołałam Go dość dobrze poznać.
- Muszę już iść, ale jeszcze wrócimy do tego tematu- pocałował mnie zawadiacko w policzek i pobiegł w kierunku przyjaciół.
- Jasne- wymamrotałam przeciągle znikając za bramką prowadzącą na moje podwórko. Już za Nim tęskniłam.

* Kilka godzin i powieszonych girland później*

Mama urzędowała w kuchni, a ja aktualnie stałam na jednym z najwyższych szczebli drabiny, aby ozdobić mahoniową altankę. Żółte i niebieskie wstążki odcinały się kształtem na białym obrusie, wokół którego rozłożone były krzesełka dla najmłodszych. Na stole leżały już miski pełne czipsów, cukierków i innych łakoci. Wieszając ostatnią girlandę odchyliłam się za bardzo do tyłu i drobina zaczęła się niepokojąco chwiać. Runęłabym na trawę jak długa, gdyby nie to, że wylądowałam w czyichś ramionach.
- Co Ty tu robisz?
- Nie ma za co- moich uszu dobiegł szept tego anielskiego głosu.
- Dziękuję, a teraz powiedz mi, co tutaj robisz?- dociekałam próbując wyrwać się z Jego uścisku i stanąć na ziemi.
- Przyszedłem po cukier- wyszczerzył ząbki.
- Ok, już Ci przyniosę- zapadła krępująca cisza- Ale chyba powinnam najpierw stanąć na ziemi.
- A tak, chyba tak- zgodził się ze mną i na tym Jego reakcje na moją uwagę się skończyły.
- No więc...- popatrzyłam na Niego wymownie. I nic- Więc postaw mnie na ziemi, z łaskie swojej- dokończyłam zrezygnowana.
- Jak sobie życzysz- zdecydowanie był rozbawiony tą sytuacją. Gdy moje nogi dotknęły w końcu zielonego podłoża ruszyłam w stronę kuchni.
- Proszę bardzo, jest i cukier- podałam mu pudełeczko, gdy już znalazłam się w tym samym miejscu, co chwilę temu.
- Dziękuję- powiedział i ruszył w stronę bramki. Jednak zamarł w półkroku od wyjścia- Nie potrzebujesz przypadkiem dodatkowej niańki do dzieciaków, na wieczór?
- Co Ci chodzi po tej rozczochranej główce, Tomlinso?- zapytałam unosząc brew, wiedząc, co za chwilę powie.
- Reszta właśnie pojechała na jakąś imprezę, więc będę się nudził, a tak to przynajmniej odkupię swoje winy, za dzisiejszy poranek- wytłumaczył niewinnie.
- Tak... w ramach przeprosin, powiadasz?
- Nazywaj to jak chcesz, ja po prostu chcę pomóc.
- A gdzie jest haczyk?- zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Nie ma haczyka- wzruszył ramionami- Chociaż...
- Wiedziałam!
- A załapię się na tort?- zrobił oczka kotka ze Shreka całkowicie ignorując mój okrzyk triumfu.
- Jesteś niemożliwy, Tomlinoson- pokręciła głową z niedowierzaniem. Użerać się pół wieczoru z dzieciakami dla kawałka ciasta. Tylko On potrafi wymyślić coś tak głupiego- No nie patrz tak na mnie!- wrzasnęłam widząc ten Jego błagalny wzrok- Ok, ok, przyjdź ze swoimi siostrami. I tak, pojesz sobie, nie martw się- wypchnęłam Go z ogrodu i wróciłam do dekorowania wciąż kręcąc głową- Jak dziecko. A On chce ich pilnować- mamrotałam pod nosem chowając drabinę do szopy.

*Wieczór*

Większość gości właśnie rozsiada się w Naszym ogrodzie. Czekamy tylko na kilka osób i urodziny młodej można zaczynać.
- Hej- ktoś przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.
- Witam mojego pomocnika. Spóźniony- usiadłam do stołu, a miejsce obok mnie zajął Marchewkowy.
- Przepraszam...- wyszeptał. Spojrzałam mu w oczy- Za spóźnienie, za ten poranek i za wszystkie Nasze bezsensowne kłótnie. Przepraszam...
- Też przepraszam- dostał całusa w policzek i wziął się za jedzenie tortu, cały rozradowany. Temu to do szczęścia nie wiele trzeba...

- Urodziny można uznać za udane- wymamrotał zmęczonym głosem siadając na dużą huśtawkę.
- Przesuń się- pchnęłam Go trochę i usadowiłam się obok Niego- Tak, było fanjie. I w cale się tak nie namęczyłam jak podejrzewałam.
- Pragnę Ci przypomnieć, że to nie Ty robiłaś za konia!
- Tak, to było zabawne- parsknęłam śmiechem.
- Dla kogo zabawne, dla tego zabawne-splótł ręce na piersi i odwrócił głowę. Foch.
- No nie obrażaj mi się tu, Lou- przyciągnęłam Jego twarz w swoją stronę za policzki.
- A co za to dostanę?
- Yyy, ciasto?- wymyśliłam coś na szybko.
- Już się przejadłem- skrzywił się.
- Nikt Ci nie kazał jeść czterech dokładek!- roześmiałam się.
- Ale i nikt nie zabronił!- również dołączył do mojego śmiechu.
- Uwielbiam się z Tobą przekomarzać- wyznałam.
- Wiem, wiem, jestem boski- poruszał zabawnie brwiami.
- Jesteś.
- W końcu to powiedziałaś!
- Spadaj- wbiłam mu łokcia w żebra.
- Pójdę sobie, jak powiesz, że Ty kochasz mnie równie mocno, jak ja Ciebie- popatrzył w moje oczy i w skupieniu oczekiwał mojej odpowiedzi.
- A jak mocno mnie kochasz?- odpowiedzią na moje pytanie był długi i namiętny pocałunek. Wreszcie poczułam smak jego ust. Ten pocałunek miał w sobie coś specyficznego - całą Naszą miłość.
- No, to teraz sio do domu, głodomorku- wstałam z huśtawki i czekałam aż On się podniesie.
- Niall by się obraził, jakby się dowiedział, że to nie o Nim mowa- pokręcił głową ustawiając się do pionu.
- Wiem, wiem- przyznałam rozbawiona.
- Czyli jednak jesteś fanką!- krzyknął rozradowany.
- Cicho, już dawno po północy- szeptałam zakrywając mu usta ręką. Cmoknął moją dłoń, potem policzek.
- Dobranoc, Maleńka- poczochrał moje włosy i ruszył w stronę swojego domu.
- Dobranoc, Marchewkowy!- krzyknęłam.
- A mówiłaś, że to ja mam być cicho!- odkrzyknął i zniknął w ciemnościach. Rozanielona udałam się do swojego pokoju. Wparowałam do ciemnego pokoju i stanęłam przy oknie.
- A jednak ten dzień był piękny- wyszeptałam patrząc w gwiazdy. Zapaliłam światło i zaczęłam ściągać ubrania, kiedy w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Spojrzałam w stronę okna Louisa i z rozbawieniem zauważyłam, że w Jego pokoju jest ciemno, a gdy zauważyłam Jego ślepia wpatrujące się we mnie chciało mi się śmiać. A to podglądacz!
- Idź już spać, a nie!- wydarłam się wciąż rozbawiona wystawiając głowę przez okno.
- I tak wiem, że mnie kochasz!- odpowiedział równie głośno. Wysłałam mu w powietrzu całusa i kręcąc głową zgarnęłam piżamę w drodze do łazienki. Kochany idiota...
Witam ;)
Miałam nadzieję, że uda mi się dodać wczoraj, ale nie udało :(
Próbowałam napisać go tak, żeby było zabawnie. Mam nadzieję, że podołałam zadaniu ;D
Następny imagin będzie z Li i powinnam go dodać za 2/3 dni. Postaram się wyrobić :)

Właśnie! Rysunek mojej przyjaciółki! <3
Zwróciłyście uwagę, na tą marchewkę? 
Zapamiętała! 
Moje gadanie nie poszło w las ^^
Jak Wam się podoba? ;D
    To do następnego, Misiaki! ;*
                                                                                                Lena:D

3 komentarze:

  1. Aaaaaaaaa no Nieeeeeeee *_____*
    to jest zajebisteeeeeeee:) :)
    jestem wręcz zachwycona to jest takie cudowne:)
    teraz mówię że to mój ulubiony imagin:) <3
    Jesus Kocham Cię aaaaaaaaa <3
    Boskie boskie boskie:):)
    brak mi słów już nie wiem co mam napisać...
    Ale już wiem że się powtarzam ale KOCHAM CIĘ <3
    pisz szybko następny proszę :D

    pozdrawiam Olcirek! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG *.* jak ja dawno tu nie zaglądałam ;c
    no,ale wiesz jak jest.problemy,problemy i jeszcze raz problemy -.-
    rozdział jest zajebisty,z resztą jak każdy :D
    wpadnij do mnie jak będziesz miała czas.
    pozdrawiam i weny życzę :*
    Kocham Cię,Karolina :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Malinka <3
      Cieszę się, że imagin się podoba ;)
      Zajrzę, zajrzę, czas tylko trzeba znaleźć -,-
      Również życzę weny ;*
      Lena:D

      Usuń