niedziela, 23 lutego 2014

Niall

Hejka maciejka! x
Nie jest to coś długiego, ale pisało mi się z przyjemnością i lekkością, dawno tego nie czułam.
Zainspirował mnie teledysk do piosenki "Everything Has Changed", również przy niej pisałam tego shota, jak i zachowania mojego taty. Drobne przyzwyczajenia, zabawy ze mną i bratem.
Mam nadzieję, że czytanie tego będzie tak miłe i lekkie jak pisanie :)
                                       Lena x
_______________________________________________________

Kołysząc się na drewnianej huśtawce wiszącej między gałęziami jabłoni obsypanych białymi kwiatuszkami, raz po raz odpychając się nogami od ziemi pokrytej świeżą trawą, przyglądałam się uroczej gonitwie. Niebieskooki blondyn z rozdziawioną buzią biegał za pięciolatką warcząc jak lew. Dziewczynka piszczała śmiejąc się i raz po raz potykając, gdy jej krótkie nóżki nie dawały już rady, a biała sukienka do kolan niczego nie ułatwiała. Zerknęła przez ramie, a gdy zobaczyła, że niebieskooki jest już tuż tuż, ponownie pisnęła i rozłożyła ramionka odziane w cienki, bordowy sweterek, udając samolot skręciła w prawo, biegnąc w stronę klombu, gdzie ośmioletni szatyn zrywał kwiatki.
- Pomocy! - krzyknęła chichocząc i skrywając się za swoim braciszkiem.
- A to ty taka jesteś, małpko? Daj tatusiowi buziaka! - gaworzył do ukochanej córeczki, kucając, aby być na wysokości dzieciaków i rozkładając ramiona. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, a on zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- W bródkę? - zasepleniła.
- W bródkę - przytaknął poważnie. Blondynka pochyliła się i wycisnęła całusa na jego brodzie, ale szybko się odsunęła - Drapie, co? - zaśmiał się, na co dziewczynka wystawiła mu język.
- Tatuś się nie goli! Tatuś się nie goli! - wołała i delikatnie pociągnęła go za włosy wiedząc, że to jego czuły punkt.
- Osz ty małpo niedobra! - zawołał przewracając ją na ziemię i gilgocząc brodą po policzku, a potem palcami po brzuszku - Robimy operację! - przycisnął bladoróżowe usta do jej delikatnej szyjki nadymając policzki i wypuszczając powietrze wraz zabawnymi dźwiękami. Śmiali się oboje, tarzając po trawie, drocząc i całując po policzkach nawzajem. W tym czasie siedmioletni szatyn zdążył pozrywać kilka żółtych oraz czerwonych tulipanów. Związawszy je białą wstążeczką ruszył w moim kierunku z zaciętym wyrazem twarzy. Im bliżej był, tym jego twarz przyozdabiał coraz większy, uroczy uśmieszek.
- To dla ciebie, mamusiu - wymamrotał podskakując, aby usadowić się obok mnie na huśtawce po czym wyciągnął przed siebie bukiecik. Wzięłam kwiaty w jedną rękę, a drugą przygarnęłam chłopca do piersi.
- Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się wzruszona całując małego w czółko. Siedzieliśmy chwilkę przytulając się i rozmawiając o kwiatach, gdy podszedł do nas blondyn z dziewczynką na swoich barkach. Jej brązowe oczka jaśniały szczęściem. Chciałabym, aby zostało już tak na zawsze.
- Dobra, pora przetestować nasz statek, majtku. Leć go przynieść! - zawołał niecierpliwie z wielkim entuzjazmem podając synkowi klucz do komórki, w której zawsze skręcali nowe modele. Usadził dziewczynkę na swoich kolanach, gdy zajął miejsce obok mnie - Jak trochę podrośniesz to będziesz nam pomagać, co nie małpko? - uszczypnął ją w policzek.
- Przecież wam pomagam! Podaję wam te na "ś"!
- Śrubokręty, kochanie - podpowiedziałam głaszcząc ją po blond włoskach.
- Właśnie je!
- Więc myślisz, że zasłużyłaś na wypuszczenie statku w pierwszy rejs razem z nami? - zapytał, na co ta pokiwała gorączkowo główką, a jej włoski lśniące jak zboże w letni dzień zabawnie podskoczyły spięte w dwa kucyki po bokach głowy - W takim razie ruszajmy! - wstaliśmy wszyscy z huśtawki i ruszyliśmy nad małe jeziorko, które znajdowało się za naszym ogródkiem. Usiadłam po turecku nad samym brzegiem, bawiąc się zdźbłami trawy, a mój synek rozsiadł się zaraz obok z pilotem w ręce. Blondyn przykucnął obok chłopaka, owijając ramię wokół stojącej przed nim dziewczynki. Drugie zaś przerzucił przez bark siedmiolatka i czochrając jego włosy rozkazał zepchnięcie statku na wodę. Zaczęliśmy odliczanie, gdy wreszcie go włączyli, a on popłynął pełen gracji wprowadzając nastrój przepełniony dumą między członków mojej rodziny. Siedzieliśmy nad stawem aż do wieczora, każdy miał okazję pobawić się w kapitana, a nawet mój mąż zarządził zabawę w okręt piratów. Rozkazywał majtkom, ganiał z kijami walcząc z niewidzialnymi piratami i ratował wraz z szatynem księżniczkę w opałach, którą zostałam ja, usadowiona na drabinkach*. W końcu zmęczeni ponownie rozsiedli się na trawie, a niebieskooki podszedł do mnie i ostrożnie złapał w swoje ramiona, siadając koło dzieci i biorąc mnie na kolana.
- Jestem z was dumny, moi drodzy kamraci, ocaliliśmy moją księżniczkę!
- W ramach podziękowania zapraszam moich wybawców do mojego zamku na kubek kakao - zaśmiałam się podnosząc z kolan ukochanego i podając mu rękę. Uśmiechnął się do mnie uroczo i ucałował mój policzek. Złapałam za rękę pięciolatkę i czekaliśmy, aż chłopaki zbiorą swój skarb z wody.
- To co następne, wspólniku? Może samolot! - porwał chłopczyka na ręce i okręcił się z nim wokół własnej osi, naśladując ruch samolotu. Szatyn zapiszczał, roześmiał się i zaczął wierzgać kończynami, aby tatuś go puścił. Rozbawiony blondyn opuścił go na ziemię, poczochrał po włosach i uciekł krzycząc, że kto ostatni to ciamajda. Córeczka puściła się mojej dłoni, próbując wyprzedzić brata i tatusia, piszcząc, że to nie fair, bo mają dłuższe nogi. Zachichotałam podchodząc do huśtawki, na której zostawiłam bukiecik tulipanów. Porwałam go w dłonie i ruszyłam do drzwi tarasowych wchodząc do kuchni.
- Co z tym kakao? - zapytał siedmiolatek wychylając rozczochraną główkę z salonu.
- Może chcesz mi pomóc?
- Jasne! Powiedz, co mam robić, o pani? - wyszczerzył do mnie swoje bialutkie ząbki.
- Będziesz wsypywał po dwie łyżeczki do każdego kubka, a tacie trzy, dobrze? - pokiwał energicznie główką i zabrał się do pracy. Złapaliśmy ostrożnie po dwa kubki przepysznego kakao i zanieśliśmy je salonu. Przy kominku rozłożony był koc, a na nim mój ukochany wraz z córeczką droczyli się i przekomarzali.
- Zróbmy sówki! - zawołał blondyn przysuwając swoją twarz do buzi dziewczynki, stykając ich czoła tak, że jego lewe, a jej prawe oczko znalazły się na tej samej wysokości. Zaczęli kręcić głowami to w prawo, to w lewo, a my z synkiem mieliśmy niezły ubaw z tej dwójki wariatów. Usiedliśmy koło nich, podając kubki w gwiazdki i zaczęliśmy pogawędkę. Mój ukochany opowiadał jak było w pracy, opisując nam wszystkie miejscowości, jakie zwiedził. Wziął małą na kolana i pochylając się nad nią zamrugał jej przy policzku.
- Jak to się nazywa, tatusiu? - zapytała chichocząc.
- Pocałunek motyla. Fajne, nie? - uśmiechnął się pokazując zęby.
- Tak, pokaż to mamusi! - blondyn przybliżył się do mojego policzka delikatnie przebiegając po moim policzku rzęsami. Gdy się odsunął cmoknęłam go w usta, a dzieci zaczęły narzekać i marudzić. Zaśmialiśmy się i nakazaliśmy kończyć kakao, bo już pora do łóżka. Ukochany złapał dzieciaki, każde usadawiając na jednym biodrze i ruszył ułożyć do snu.
- Ale poczytasz nam, tatusiu?
- Piotrusia Pana!
- Jasne, cokolwiek zechcecie, małpki.
Złapałam kubki i podeszłam do zlewu umyć je, aby na rano były czyściutkie. Westchnęłam zadowolona ze swojej pracy i przysiadłam na kanapie czekając na blondyna. Kolejny cudowny dzień za nami.
*Jeśli ktoś się nie domyśla, chodzi mi o coś takiego :)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Zayn

Hejka! x
Wracam po... czterech miesiącach. Z racji tego, że mam ferie, a co za tym idzie - więcej czasu, oraz więcej chęci, dokończyłam shota, którego miałam połowicznie napisanego już dość dawno temu. Zamierzam dodawać co tydzień, z dużym naciskiem na zamierzam. To chyba wszystko :)
Och, i przepraszam za błędy interpunkcyjne, zapewne się znajdą.

                                                              Lena 
_______________________________________________________________
Szłam zaśnieżonym chodnikiem, gdy mój wzrok co chwilę uciekał do dłoni chłopaka o ciemnej karnacji, która luźno zwisała wzdłuż jego ciała i kołysała się przy każdym kroku. Niepewnie wyciągnęłam swoją dłoń z kieszeni i skierowałam w stronę tej drugiej, lecz gdy tylko nasze skóry się spotkały między naszymi ciałami przeskoczyły małe iskierki i Mulat czym prędzej schował dłoń w głębokiej kieszeni swojego płaszcza. Westchnęłam ciężko i to samo uczyniłam ze swoją. Gdy podniosłam wzrok natknęłam się na przepraszający uśmiech, na który odpowiedziałam uniesieniem kącika  ust w zrozumieniu, choć... nie rozumiałam.

Resztę drogi przeszliśmy w ciszy, aż do mahoniowych drzwi rodzinnego domu Malika, gdzie mieliśmy udać się na kolację w gronie najbliższych chłopaka. Drzwi otworzyła nam Trisha i z ogromnym uśmiechem wpuściła do środka, po czym wyściskała. Chłopak spiął się na ten gest, a ja poczułam się zawiedziona, choć z drugiej strony cieszyło mnie, że nie tylko przy mnie ma opory do wyrażania uczyć. Po przywitaniu się z wszystkimi i kilku grymasach na twarzy Zayna spowodowanych przytulaniem i całowaniem zasiedliśmy do stołu. Posiłek minął w miłej atmosferze,  choć chłopak zdawał się wciąż przeżywać bliski kontakt z innymi i naruszenie jego przestrzeni osobistej. Każdy dotyk był dla niego dotknięcie bańki mydlanej, jakby niszczył jego powłokę ochronną. Po kolacji wszyscy skierowali się do salonu, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie, fotelach i podłodze. Każdy rzucał żarcikami, wspominał zabawne wydarzenia czy też snuł plany na przyszłość. Razem z Zaynem zajęliśmy miejsce na beżowej kanapie, na przeciwko telewizora. Dziewczynki wyjęły stare albumy i rozdały każdemu po jednym, a pozostałe ułożyły na stole. Nam przypadł czerwony album z brązowym misiem na okładce, podpisany starannym pismem "Zayn". Podekscytowana otworzyłam na pierwszej stronie i moim oczom ukazał się słodki, na oko pięcioletni chłopczyk. Podkładał rączki pod główkę i szczerzył się do aparatu. Z moich ust wyrwało się krótkie "aww" i przewróciłam stronę. Na następnym Mulat biegał po pokoju w stroju supermena. Zaśmiałam się cichutko znów przewracając stronę. Zayn spokojnie objął mnie ramieniem, choć w jego oczach widziałam niepewność, gdy oczy wszystkich zebranych co kilka chwil rzucały nam przelotne spojrzenia. Wykorzystując okazję nachyliłam się aby oprzeć głowę na ramieniu chłopaka, lecz on odsunął szybko rękę. Udałam, że chciałam jedynie rozruszać kark i pogrążyłam się w rozmowie z mamą chłopaka. Po dwudziestej zebraliśmy się do wyjścia, przez co Zayn znów został obcałowany i wyściskany. Wzdrygał się i kręcił, jakby jeszcze jeden dotyk miał zaważyć na tym, czy jednak nie ucieknie. W drodze do domu chłopaka nie próbowałam przełamać już jego niechęci do bliskich kontaktów fizycznych, a jedynie wzdychając cichuteńko oddałam się ciszy, która wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej nie zacznę płakać na środku chodnika z bezradności, pomyślałam.

Staliśmy w kuchni Zayna, który akurat robił dla nas herbatę, twierdząc, że powinnam się ogrzać. Chicho stąpając podeszłam do chłopaka i oplotłam go delikatnie w pasie. Natychmiast odsunął moje dłonie podchodząc do szafki na drugim końcu kuchni. Czułam, jak łzy cisną się pod moje powieki, ale zagryzłam wargę i wyszłam z pomieszczenia. Opadłam na kanapę ocierając samotną łzę zakopałam się pod kocem. Włączyłam telewizor i skacząc po kanałach znalazłam Kubusia Puchatka. Zagłębiłam się w fabule, gdy Zayn wszedł do pokoju i rozłożył się po drugiej stronie kanapy. Ostrożnie podał mi gorącą herbatę i uniósł kąciki ust w czułym uśmiechu, gdy zdał sobie sprawę co ogląda. Nie sądzę, aby taki milusi, tulący się do każdego miś akurat w tym momencie poprawiał mi humor, ale postanowiłam się tym nie przejmować i po prostu poczuć przez chwilę beztrosko. Zazdrościłam prosiaczkowi tych wszystkich czułych gestów, które ofiarował mu miś. Atmosfera pomiędzy mną, a moim chłopakiem była napięta, więc westchnąwszy po raz kolejny tego dnia podniosłam się z kanapy.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam przestępując z nogi na nogę. Widziałam kilkusekundowy szok w brązowych tęczówkach, który zaraz przerodził się w zawiedzenie, smutek i poczucie winy. Pokiwał bez słowa głową i ruszyliśmy do korytarza. Ubraliśmy buty, kurtki i czapki, a Zayn wcisnął mi w ręce swój szalik, ponieważ mojego jak zawsze zapomniałam. 
Przez chwile w aucie panowała cisza, gdy postanowił się odezwać:
- Jak Ci się podobało u rodziców? - zapytał zerkając na mnie.
- Było jak zawsze miło - mruknęłam. Wypuścił ciężkie powietrze spomiędzy warg i włączył radio najwyraźniej wyczuwając, że nie mam ochoty rozmawiać. Albo ciążyła mu ta niezręczna cisza.

Leżałam w łóżku obserwując smugi światła rzucane przez lampkę nocną. Dlaczego wciąż unika przytuleń, pocałunków, trzymania się za ręce? Dlaczego wciąż od tego stroni? Przecież jest w stosunku do mnie opiekuńczy, dlaczego nie chce nawet mnie przytulić! Z frustracją obróciłam się na drugi bok wzdychając ociężale.
- Nie mam zielonego pojęcia co z tym zrobić - powiedziałam sama do siebie. Zastanawiałam się nad tysiącem możliwych przyczyn, które mogłyby mi rozjaśnić dlaczego tak się zachowuje. Jedyne do czego mnie to doprowadziło, to coraz większa ilość wątpliwości i zmartwień. Ułożyłam się na prawym boku wyobrażając sobie, że za mną leży miłość mojego życia. Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy, gdy wyobraźnia podsuwała mi, jak wspaniale byłoby czuć jego ramie ochronnie przerzucone przez moje biodro i dłoń złączoną z moją zaraz przy brzuchu. Pociągnęłam nosem przewracając się ponownie na plecy i wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej w poszukiwaniu chusteczek. Dlaczego nie przyjdzie i mnie nie utuli do snu, żebym nie miała koszmarów już nigdy więcej? Dlaczego najzwyczajniej nie pogłaska mnie po włosach, abym czuła się otoczona troską? A może to ja oczekuję od niego zbyt wiele? Pokręciłam bezsilnie głową i ukryłam ją w poduszce. Czekałam na przyjście zbawczego snu, bez jego silnych ramion, ciepłej dłoni i bladych ust.

Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi. Nie do końca świadoma tego co się dzieje, otworzyłam oczy, mrugając aby złapać ostrość. Gdy stukot jedynie się nasilił niechętnie ruszyłam otworzyć intruzowi o, spojrzałam na zegarek, dziewiątej rano. Nie zaprzątając sobie głowy sprawdzeniem kogo przywiało o tej wczesnej porze otworzyłam z rozmachem drzwi i ujrzałam w nich mojego chłopaka.
- Cześć - rzucił niewyraźnie, patrząc na moje zapuchnięte powieki.
- Hej - bąknęłam wpuszczając go do mieszkania. Od razu skierowałam swoje kroki do kuchni, wstawiając wodę na herbatę.
- Płakałaś? - zapytał przejęty opierając się o witrynę, na co wzruszyłam jedynie ramionami i sięgnęłam po dwa kubki. Gdy czajnik zgasł wlałam do nich trzęsącymi się rękami wrzącą wodę. Jedna dłoń się omsknęła, przez co poparzyłam sobie dwa palce. Syknęłam z bólu, a sekundę później czułam ciepły uścisk chwytający mój nadgarstek i ciągnący w stronę zlewu. Chłopak bez słowa odkręcił zimną wodę i delikatnie wsunął pod nią moje palce. Zacisnął wargi, w skupieniu obmywając moją ranę - Przepraszam, że taki jestem - zerknął na mnie czekoladowym okien, a w jego głosie można było wyrzuć ogromne poczucie winy. Sięgnął po ręcznik i wytarł moją dłoń i sam wziął się do parzenia herbaty. Usiadłam przy stole zwieszając głowę.
- Dlaczego przyszedłeś?
- Dlaczego miałbym nie przyjść? - zapytał z wyczuwalnym bólem w głosie.
- Wiesz o co mi chodzi - odparłam. Westchnął ciężko i usiadł obok mnie.
- Co mam ci powiedzieć? Że mam bardzo kochającą rodzinę, dziewczynę, przyjaciół, a nie potrafię tego docenić? Że uciekam przed kontaktami fizycznymi, głupim przytuleniem, bo nauczyłem się tego od byłych przyjaciół? Gdy byłem smarkaczem, w wieku gdzie przytulanie rodziców było dziwne i krępujące nie miałem komu okazywać czułości. Kumple by się śmiali, koleżanki od tego stroniły. Więc zamknąłem się w sobie i ot co mi z tego pozostało. To w sumie śmieszne. Przez coś takiego uciekać od czułych gestów - zaśmiał się ponuro - Ale popracuję nad sobą, dobrze? Obiecuję ci to, obiecuję cię nie zawieść - szepnął przyciągając mnie do uścisku. Zaskoczona nie odpowiedziałam na tą czułość, ale gdy zaczął odsuwać się zawiedziony ocknęłam się i delikatnie oplotłam jego kark ramionami.
- Dobrze, kochanie - chlipnęłam, gdy łza ulgi popłynęła po moim policzku.

Tydzień po naszej rozmowie znów siedzieliśmy w mojej kuchni późnym wieczorem piekąc pizze i jak zawsze przy takiej pracy obrzucając się mąką. Zayn obrzucił mnie dodatkowo serem, wrzucając trochę za moją koszulkę i zginając się w pół ze śmiechu. Wykorzystałam ten moment wskakując mu na plecy i rozbijając na jego włosach jajko. Pokładając się ze śmiechu runęliśmy na podłogę. Chłopak spojrzał na mnie spod długich rzęs z takimi iskierkami szczęścia, aż zachłysnęłam się powietrzem. Wszystko wokół ucichło, oprócz naszych delikatnych oddechów, gdy Mulat przybliżał swoją twarz ku mojej. Wstrzymałam oddech, gdy nasze usta się spotkały w uroczym pocałunku. Malik odsunął się ode mnie ze śmiechem pstrykając mnie w nos.
- Chyba trzeba się wykąpać, księżniczko - puścił mi oczko, po czym wstał i podał mi swoją dłoń. Chwyciłam ją i, gdy już złapałam równowagę, pobiegłam do łazienki.
Dwie godziny później, umyci i najedzeni zaczęliśmy układać się do snu. Położyłam się po lewej stronie łóżka, na prawym boku jak zawsze głową do okna. Mój ukochany przekręcił się za to na lewą stronę jak najdalej ode mnie, choć wiem, że również potrafi zasnąć jedynie na prawym. Westchnęłam cichutko.
- Zayn? - zapytałam niepewnie obracając się w jego stronę. Zarzucił kołdrę wyżej, niemalże zakrywając całą głowę mięciutką pierzyną. Wiedząc, że nic nie wskóram i znów zamyka się w swojej obronnej bańce, wróciłam do poprzedniej pozycji i usiłowałam nie myśleć o kolejnej porażce. Mijały minuty, a ja wciąż miałam oczy szeroko otwarte nie potrafiąc zasnąć, gdy po drugiej stronie łóżka chłopak zaczął się wiercić. Powoli, jakby niepewnie przysunął się do moich pleców. Delikatnym ruchem przełożył ramię, splątując swoją dłoń z moją. Ucałował moje ramie, szepcząc:
- Obiecałem, że cię nie zawiodę.